sobota, 20 września 2014

Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 6

Myślę, że nikt nie lubi wstawać rano, ale ja tego nienawidzę! Może dlatego, że nie potrafię tego robić. Ustawiam sobie rano trzy budziki, żeby wstać, chociaż i to często nie wystarcza. Zazwyczaj wtedy przybiegają do mnie jeszcze dwa pięcioletnie budziki i skaczą mi po brzuchu, rzucają pluszakami, krzyczą do ucha...za długo by wymieniać. Ale i tak są zdecydowanie najsłodszymi i najskuteczniejszymi budzikami na świecie.
6:00.  Jakimś cudem zwlekłam się z łóżka i zeszłam na dół. Tam już czekały na mnie kanapki i mała karteczka.
WYSZŁAM ZROBIĆ WIĘKSZE ZAKUPY. NIEDŁUGO WRÓCĘ. SMACZNEGO.
                                                                                                                     BABCIA
Wiele razy próbowałam namówić babcię na zakup komórki. Nie musiała by wtedy pisać tych karteczek. Ale nie przetłumaczysz. Babcia lubi te swoje ,,bardziej tradycyjne metody". A zresztą kto jeździ do sklepu o 6 rano?
Rozsiadłam się na wielkiej brązowej kanapie w salonie. I zaczęłam latać po program w telewizji. Czy rano w nie puszczają nic innego jak powtórki jakichś durnych seriali i filmów przyrodniczych? Szczerze w to wątpię. Zjadłam kanapkę i poszłam budzić maluchy. Ich pokoik był niewiele mniejszy od mojego. Na środku stał mały stolik z plastikowymi krzesełkami, które kiedyś należały do mnie. Na samym końcu pokoju stało piętrowe łózko otoczone olbrzymią ilością zabawek, które nie mieściły się już w szafie przeznaczonej głownie na ubrania i trzech plastikowych pojemnikach. Na ścianach było mnóstwo kolorowych naklejek. Podeszłam po cichu do łóżka. Amber spała na górze. Miała całkiem potargane włoski, kołdra wisiała na skraju drabinki, ale i tak trzymała pod pachą pluszowego miśka, którego dostałam na trzecie urodziny, a potem, gdy ona miała trzy latka oddałam go jej. Bardzo się do niego przywiązała- jak ja. Była bardzo podobna do mnie, z wyjątkiem koloru włosów. Miała również bardzo podobny charakter z czego raczej nie powinnam się cieszyć.
- Amber. Wstajemy- powiedział bardzo przyciszonym głosem.
Usiadła, po czym wyciągnęła do mnie rączki.
- Zanieś mnie.
Uśmiechnęłam się, zaniosłam ją do kuchni, posadziłam przy stoliku i zrobiłam dwie miski płatków z mlekiem. Max obudził się sam chwilkę później i również zabrał się za jedzenie płatków. Włączyłam im bajkę w telewizji i poszłam się ubrać. Ubrałam siwe poprzecierane spodnie za kolana i biało-fioletową koszulkę w paski. Spakowałam szybko plecak do szkoły i małe plecaczki Maxa i Amber. Chwilkę później ubrałam maluchy przeczesałam im włoski i byliśmy gotowi do wyjścia. Zarzuciłam jeszcze na siebie czarny sweterek, założyłam Maxowi kaptur od zielonego bezrękawnika na głowę i wyszliśmy z domu.
Właśnie podjeżdżaliśmy na przystanek koło przedszkola, gdy zadzwoniła do mnie Lena.
- Gdzie jesteś?
- Zaprowadzam maluchy do przedszkola.
- To się pospiesz! Ale mam newsa.