Moi kochani! Wracam! Jeśli jeszcze tu jesteście, to wiedzcie że w przeciągu niedługiego czasu skończę to opowiadanie. Halo halo?
May's world
piątek, 25 listopada 2016
czwartek, 12 listopada 2015
Rozdział 28
Weszłam do domu i wchodząc na górę po schodach sprawdziłam komórkę miałam 60 nieodebranych połączeń od taty.
Kliknęłam więc na jego numer ale zanim zdążyłam zdobyć połączenie ktoś wyrwał mi telefon z ręki. Obróciłam się i zobaczyłam stojącą za mną ciocię. Wyglądała na roztrzęsioną, ale mimo uśmiechnęła się do mnie.
- Przepraszam, Słonko. Takie mamy zasady. Żadnych telefonów po 22- powiedziała.
- Tylko, że tata do mnie dzwonił dużo razy i...
- To nic takiego- warknęła ale szybko się znowu opamiętała- rozmawiałam z nim. Chciał się tylko zapytać czy szczęśliwe dotarłaś. Podobno się do niego nie odezwałaś.
Pokiwałam posłusznie głową i zamnknęłam się w pokoju. Coś tu ewidentnie było nie tak. Tata nie dzwonił by tyle razy z byle powodu.
Pomyślałam że moge do niego napisac z komputera albo z tableta. Ale po przetrząśnięciu całego pokoju stwierdziłam, że nie mam w pokoju żadnego sprzętu alektronicznego.
Coś podkusiło mnie żeby sprawdzić czy da sie uchylić okno w moim pokoju. Ale klamka została zdemontowana. Pomału zaczynałam wpadać w panikę. Podbiegłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. Nie ustąpiła. Zaczęłam krzyczeć i walić w drzwi pięściami ale to było ma nic.
- Chris?! Ciociu!!!! Co się dzieje?! Otwórzcie mi!!!- krzyczałam chisterycznie. Ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Chwilę później do pokoju wszedł mój wujek. Myślałam, że Wszytsko bedzie okay, że to tylko jakaś moja chora wyobraźnia tworzyła jakieś niestworzone historie. Ale potem zobaczyłam, że mężczyzna trzyma w dłoni nóż. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się mu gdy próbował mnie zranić. Ale to było na nic. Jednym ruchem ręki powalił mnie na ziemię z taką siłą że potem widziałam tylko ciemność.
.............................................
Dam dam dam !!!! I'm back !! Mówiłam że was nie opuszczę <3 obiecuję że skończę to książkę :D jak wam się podoba?
Rozdział dedykuję wszystkim, którzy nadal ze mną są. Kocham was <3
Kliknęłam więc na jego numer ale zanim zdążyłam zdobyć połączenie ktoś wyrwał mi telefon z ręki. Obróciłam się i zobaczyłam stojącą za mną ciocię. Wyglądała na roztrzęsioną, ale mimo uśmiechnęła się do mnie.
- Przepraszam, Słonko. Takie mamy zasady. Żadnych telefonów po 22- powiedziała.
- Tylko, że tata do mnie dzwonił dużo razy i...
- To nic takiego- warknęła ale szybko się znowu opamiętała- rozmawiałam z nim. Chciał się tylko zapytać czy szczęśliwe dotarłaś. Podobno się do niego nie odezwałaś.
Pokiwałam posłusznie głową i zamnknęłam się w pokoju. Coś tu ewidentnie było nie tak. Tata nie dzwonił by tyle razy z byle powodu.
Pomyślałam że moge do niego napisac z komputera albo z tableta. Ale po przetrząśnięciu całego pokoju stwierdziłam, że nie mam w pokoju żadnego sprzętu alektronicznego.
Coś podkusiło mnie żeby sprawdzić czy da sie uchylić okno w moim pokoju. Ale klamka została zdemontowana. Pomału zaczynałam wpadać w panikę. Podbiegłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. Nie ustąpiła. Zaczęłam krzyczeć i walić w drzwi pięściami ale to było ma nic.
- Chris?! Ciociu!!!! Co się dzieje?! Otwórzcie mi!!!- krzyczałam chisterycznie. Ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Chwilę później do pokoju wszedł mój wujek. Myślałam, że Wszytsko bedzie okay, że to tylko jakaś moja chora wyobraźnia tworzyła jakieś niestworzone historie. Ale potem zobaczyłam, że mężczyzna trzyma w dłoni nóż. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się mu gdy próbował mnie zranić. Ale to było na nic. Jednym ruchem ręki powalił mnie na ziemię z taką siłą że potem widziałam tylko ciemność.
.............................................
Dam dam dam !!!! I'm back !! Mówiłam że was nie opuszczę <3 obiecuję że skończę to książkę :D jak wam się podoba?
Rozdział dedykuję wszystkim, którzy nadal ze mną są. Kocham was <3
piątek, 19 czerwca 2015
Rozdział 27 cz.2
....Krew w jednym momencie zastyga mi w żyłach.
- Co ty do cholery wyprawiasz?!- wrzeszczę i bezskutecznie próbuję go odepchnąć. Patrzę się w jego oczy.Nie ma wzroku zabójcy. Raczej wygląda jakby dobrze się bawił. Mi natomiast śmierć staje przed oczami gdy widzę światła pociągu parę metrów od mojej głowy. Czy ja na prawdę tu zginę??
- Pomagam ci zapomnieć- mówi chłopak przekrzykując stukot kół.
W końcu odpuszczam próby odepchnięcia go od siebie i poddaję się. Zamykam oczy. Jestem gotowa na śmierć. Nie chcę ginąć. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Nagle mocne szarpnięcie podrywa mnie do góry a pociąg przejeżdża tuż za moimi plecami prawie mnie zahaczając. Nadal ciężko oddychając otwieram powoli oczy. Tony klęczy przede mną i głośno się śmieje.
- Strach cię obleciał, co?- pyta.
- Spieprzaj- syczę mu prosto w twarz i ponosząc się z ziemi wchodzę z powrotem do lasu z którego przyszliśmy. Powiedzieć szczerze? Nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty zdzielić jakiegoś faceta w jaja.
Chłopak idzie za mną.
- Nie podobało ci się?- nadal się śmieje.
Nie odpowiadam i zaciskam pięści żeby się na niego nie rzucić. Wiem, że i tak nie miałabym szans w bójce z nim, ale może zdążyłabym mu dać niespodziewanego kopniaka w krocze.
- Weź przestań,no!- kontynuuje- nie ma co się wkurzać
- Dyskutowałabym- warczę.
....................
I jest ! Trochę później niż miał być ale jest ! Taka króciutka częśc 2 :-*
- Co ty do cholery wyprawiasz?!- wrzeszczę i bezskutecznie próbuję go odepchnąć. Patrzę się w jego oczy.Nie ma wzroku zabójcy. Raczej wygląda jakby dobrze się bawił. Mi natomiast śmierć staje przed oczami gdy widzę światła pociągu parę metrów od mojej głowy. Czy ja na prawdę tu zginę??
- Pomagam ci zapomnieć- mówi chłopak przekrzykując stukot kół.
W końcu odpuszczam próby odepchnięcia go od siebie i poddaję się. Zamykam oczy. Jestem gotowa na śmierć. Nie chcę ginąć. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Nagle mocne szarpnięcie podrywa mnie do góry a pociąg przejeżdża tuż za moimi plecami prawie mnie zahaczając. Nadal ciężko oddychając otwieram powoli oczy. Tony klęczy przede mną i głośno się śmieje.
- Strach cię obleciał, co?- pyta.
- Spieprzaj- syczę mu prosto w twarz i ponosząc się z ziemi wchodzę z powrotem do lasu z którego przyszliśmy. Powiedzieć szczerze? Nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty zdzielić jakiegoś faceta w jaja.
Chłopak idzie za mną.
- Nie podobało ci się?- nadal się śmieje.
Nie odpowiadam i zaciskam pięści żeby się na niego nie rzucić. Wiem, że i tak nie miałabym szans w bójce z nim, ale może zdążyłabym mu dać niespodziewanego kopniaka w krocze.
- Weź przestań,no!- kontynuuje- nie ma co się wkurzać
- Dyskutowałabym- warczę.
....................
I jest ! Trochę później niż miał być ale jest ! Taka króciutka częśc 2 :-*
czwartek, 18 czerwca 2015
Ogłoszenie :)
Moje drogie miski ! Kocham was bardzo bardzo i przyrzekam że jutro, czyli 19.06 pojawi się dalsza część rozdziału 27. Miałam do tej pory problemy z komputerem ale teraz już wszystko jest dobrze. Jutro koło godziny 15 wypatrujcie rozdzialiku :* :*
Dozobaczonka <3
Dozobaczonka <3
sobota, 13 czerwca 2015
Rozdział 27 cz.1
- Kładziesz się jak jedzie pociąg i odskakujesz ja jest sześć metrów od ciebie, rozumiesz?
- Czyli chcesz udać psychopatycznego samobójce tylko po to, żeby skoczyła ci adrenalina?- pytam.
- Nie tylko dla tego. Gdy stajesz w obliczu śmierci myślisz tylko o tym, czy zaraz zginiesz czy nie. Niczym innym się nie przejmujesz. A człowiekowi czasem przydaje się zapomnienie o swoich problemach choćby na te głupie sekundy gdy myślisz o śmierci.
Mrużę oczy przed słońcem.
- Robiłeś to już kiedyś?
- A co? Myślisz że chcę cię zabić?- uśmiecha się opierając się o zardzewiałą barierkę przy torach.
Przypominają mi się słowa Chrisa- ,,jak on coś ci zrobi to nie będzie moja wina"
- Nie wiem. Przecież prawie w ogóle cię nie znam.
- Okay. Jak chcesz to możemy pójść gdzie indziej- mówi i kieruje się w stronę kamiennych schodków.
- Nie!- krzyczę chyba trochę za głośno i obracam głowę w obawie, że się zaczerwieniłam- to znaczy...- prostuję się udając pewną siebie- powiedz mi tylko czy coś może mi się stać.
- Wiesz...jak będziesz uważać to nie.
- Dobra...- zastanawiam się chwilę. Czy serio jest warto ryzykować życie dla jednej chwili nie myślenia o kłopotach?- to za ile jest pociąg- pytam w końcu. Totalnie mnie porypało.
Uśmiecha się jakby od razu wiedział, że mu nie odmówię.
- Za pięć minut.
Kładziemy się razem wzdłóż torów. Zimne szyny nieprzyjemnie wbijają mi się w plecy.
Po chwili pociąg zaczyna się zbliżać. Gdy maszynista nas zauważa zaczyna rozpaczliwie trąbić. Serce mi przyspiesza. Samo to, że się na to zgodziłam robi ze mnie osobę totalnie szurniętą. Gdy chcę już odskoczyć Tony przygniata mnie do torów swoim ciałem.......
.....................................
Więc tak. Nie mam pojęcia czy ktoś z was jeszcze ze mną został ale bardzo bym była szczęśliwa gdyby się okazało, że ktoś tu jeszcze jest. Rozdział 27 jest juz w całości napisany niestety mi się usunął :/
Jak zobaczyłam ile osób to czytało to popłakałam sie ze tak zaniedbałam tego bloga. Jest mi na prawdę bardzo przykro.
Kocham was <3
- Czyli chcesz udać psychopatycznego samobójce tylko po to, żeby skoczyła ci adrenalina?- pytam.
- Nie tylko dla tego. Gdy stajesz w obliczu śmierci myślisz tylko o tym, czy zaraz zginiesz czy nie. Niczym innym się nie przejmujesz. A człowiekowi czasem przydaje się zapomnienie o swoich problemach choćby na te głupie sekundy gdy myślisz o śmierci.
Mrużę oczy przed słońcem.
- Robiłeś to już kiedyś?
- A co? Myślisz że chcę cię zabić?- uśmiecha się opierając się o zardzewiałą barierkę przy torach.
Przypominają mi się słowa Chrisa- ,,jak on coś ci zrobi to nie będzie moja wina"
- Nie wiem. Przecież prawie w ogóle cię nie znam.
- Okay. Jak chcesz to możemy pójść gdzie indziej- mówi i kieruje się w stronę kamiennych schodków.
- Nie!- krzyczę chyba trochę za głośno i obracam głowę w obawie, że się zaczerwieniłam- to znaczy...- prostuję się udając pewną siebie- powiedz mi tylko czy coś może mi się stać.
- Wiesz...jak będziesz uważać to nie.
- Dobra...- zastanawiam się chwilę. Czy serio jest warto ryzykować życie dla jednej chwili nie myślenia o kłopotach?- to za ile jest pociąg- pytam w końcu. Totalnie mnie porypało.
Uśmiecha się jakby od razu wiedział, że mu nie odmówię.
- Za pięć minut.
Kładziemy się razem wzdłóż torów. Zimne szyny nieprzyjemnie wbijają mi się w plecy.
Po chwili pociąg zaczyna się zbliżać. Gdy maszynista nas zauważa zaczyna rozpaczliwie trąbić. Serce mi przyspiesza. Samo to, że się na to zgodziłam robi ze mnie osobę totalnie szurniętą. Gdy chcę już odskoczyć Tony przygniata mnie do torów swoim ciałem.......
.....................................
Więc tak. Nie mam pojęcia czy ktoś z was jeszcze ze mną został ale bardzo bym była szczęśliwa gdyby się okazało, że ktoś tu jeszcze jest. Rozdział 27 jest juz w całości napisany niestety mi się usunął :/
Jak zobaczyłam ile osób to czytało to popłakałam sie ze tak zaniedbałam tego bloga. Jest mi na prawdę bardzo przykro.
Kocham was <3
środa, 11 marca 2015
Rozdział 26
Przełykam ślinę. Przechodzą mnie ciarki.
- Lena ?- wykrztuszam w końcu z siebie nie pewnym tonem.
- Jak mogłaś?- mówi cichym przerywanym głosem- tak..tak bez pożegnania...bez słów wyjaśnienia? Tak po prostu?
- Słuchaj- przerywam jej- wiem, że źle zrobiłam i...- zaciskam wargi żeby nie wybuchnąć płaczem- jeśli dzwonisz tylko po to, żeby mnie opiepszyć...
- Tu nie chodzi o mnie May- wcina się- tylko o Raka.
Robi mi się słabo wiec siadam na łóżku.
- Co się stało? - pytam prawie szeptem.
- Jeszcze nie wiem. Nigdzie go nie ma. Nie odbiera telefonu, a jego ciotka mówiła że od dnia przed zakończeniem roku nie było go w domu- przerywa na chwilę- po prostu boję się że mógł sobie coś zrobić.
Łzy strumieniami spływają mi po policzkach.
Kręcę głową. Po chwili uświadamiam sobie, że Lena przecież mnie nie widzi.
- Nie- wykrztuszam- Rak nie jest egoistą. Nie nie zostawił by rodzeństwa.
- To gdzie on jest ? Byliśmy z Gandalfem już wszędzie.
Zdaję sobie sprawę, że Lena nie wie gdzie byliśmy z Rakiem przed imprezą.
- Nie prawda.
Rzucam się z wrzaskiem na łóżko. Jestem wściekła na siebie, na rodziców i na Raka, że okazał sie tak słaby, żeby uciekać.
Walę w poduszkę ciskam nią o ścianę i zaczynam szlochać jeszcze bardziej. Trzęsę nie zdolna do opanowania łez. Nie wiem skąd one sie jeszcze biorą. W ciągu ostatnie tygodnia płakałam tyle co nie jeden człowiek przez całe swoje życie. Kiedyś wyczytałam, że łzy są dobre. Że dają upust naszym negatywnym emocjom. Ale ja w to nie wierzę. Myślę, że płacz jest oznaką słabości. Poddaniu się złemu losowi. A ja wlasnie to zrobiłam.
Ktoś wchodzi do pokoju. Nie patrzę kto. Teraz na prawdę mało mnie to obchodzi.
- May ?- Tony dotyka mojego ramienia- powiesz mi co jest ?
Kładzie mi rękę na ramieniu.
Wybucham i wtulam się w jego koszulkę. Tuląc go czuję jakbym robiła cos bardzo złego. Jakbym zdradziła Raka, ale mimo to teraz potrzebuję Toniego. Mimo że znamy sie dwa dni czuje, że mogę się mu wypłakać. I że nie bedzie mi tego wypominał.
On rownież mnie obejmuje na początku nie pewnie, potem z troche większym przekonaniem.
Jestem mu wdzięczna za to, że nie próbuje wnikać w to dlaczego płaczę. Siedzimy tak po prostu chwilę, a ja pomału zaczynam sie rozluźniać. Łzy płyną mi już mniej ale nadal się trzęsę.
Tony delikatnie odsuwa mnie od siebie.
- Już okay ?- pyta.
Jasne, że nie, myślę. Moje życie obrucilo się o 180 stopni i wiem, że nigdy już nie bedzie takie samo.
Kiwanie głową i idę do łazienki. Przebywam twarz zimną wodą.
- Przepraszam- mowię do Toniegi po wyjściu.
- Nie ma za co.
- Nie chciałam się tak załamywać, ale...
- Spoko. Serio. Rozumiem. Każdy ma gorsze dni.
Obejmuje mnie ramieniem i razem wchodzimy na dół.
Jedni mają gorsze dni. Inni czują że mają przesrane całe życie.
..…………………………
Krótko, ale mam nadzieję, że się podoba. Wybaczcie błędy. Rozdział pisany w nocy na telefonie :-D
- Lena ?- wykrztuszam w końcu z siebie nie pewnym tonem.
- Jak mogłaś?- mówi cichym przerywanym głosem- tak..tak bez pożegnania...bez słów wyjaśnienia? Tak po prostu?
- Słuchaj- przerywam jej- wiem, że źle zrobiłam i...- zaciskam wargi żeby nie wybuchnąć płaczem- jeśli dzwonisz tylko po to, żeby mnie opiepszyć...
- Tu nie chodzi o mnie May- wcina się- tylko o Raka.
Robi mi się słabo wiec siadam na łóżku.
- Co się stało? - pytam prawie szeptem.
- Jeszcze nie wiem. Nigdzie go nie ma. Nie odbiera telefonu, a jego ciotka mówiła że od dnia przed zakończeniem roku nie było go w domu- przerywa na chwilę- po prostu boję się że mógł sobie coś zrobić.
Łzy strumieniami spływają mi po policzkach.
Kręcę głową. Po chwili uświadamiam sobie, że Lena przecież mnie nie widzi.
- Nie- wykrztuszam- Rak nie jest egoistą. Nie nie zostawił by rodzeństwa.
- To gdzie on jest ? Byliśmy z Gandalfem już wszędzie.
Zdaję sobie sprawę, że Lena nie wie gdzie byliśmy z Rakiem przed imprezą.
- Nie prawda.
Rzucam się z wrzaskiem na łóżko. Jestem wściekła na siebie, na rodziców i na Raka, że okazał sie tak słaby, żeby uciekać.
Walę w poduszkę ciskam nią o ścianę i zaczynam szlochać jeszcze bardziej. Trzęsę nie zdolna do opanowania łez. Nie wiem skąd one sie jeszcze biorą. W ciągu ostatnie tygodnia płakałam tyle co nie jeden człowiek przez całe swoje życie. Kiedyś wyczytałam, że łzy są dobre. Że dają upust naszym negatywnym emocjom. Ale ja w to nie wierzę. Myślę, że płacz jest oznaką słabości. Poddaniu się złemu losowi. A ja wlasnie to zrobiłam.
Ktoś wchodzi do pokoju. Nie patrzę kto. Teraz na prawdę mało mnie to obchodzi.
- May ?- Tony dotyka mojego ramienia- powiesz mi co jest ?
Kładzie mi rękę na ramieniu.
Wybucham i wtulam się w jego koszulkę. Tuląc go czuję jakbym robiła cos bardzo złego. Jakbym zdradziła Raka, ale mimo to teraz potrzebuję Toniego. Mimo że znamy sie dwa dni czuje, że mogę się mu wypłakać. I że nie bedzie mi tego wypominał.
On rownież mnie obejmuje na początku nie pewnie, potem z troche większym przekonaniem.
Jestem mu wdzięczna za to, że nie próbuje wnikać w to dlaczego płaczę. Siedzimy tak po prostu chwilę, a ja pomału zaczynam sie rozluźniać. Łzy płyną mi już mniej ale nadal się trzęsę.
Tony delikatnie odsuwa mnie od siebie.
- Już okay ?- pyta.
Jasne, że nie, myślę. Moje życie obrucilo się o 180 stopni i wiem, że nigdy już nie bedzie takie samo.
Kiwanie głową i idę do łazienki. Przebywam twarz zimną wodą.
- Przepraszam- mowię do Toniegi po wyjściu.
- Nie ma za co.
- Nie chciałam się tak załamywać, ale...
- Spoko. Serio. Rozumiem. Każdy ma gorsze dni.
Obejmuje mnie ramieniem i razem wchodzimy na dół.
Jedni mają gorsze dni. Inni czują że mają przesrane całe życie.
..…………………………
Krótko, ale mam nadzieję, że się podoba. Wybaczcie błędy. Rozdział pisany w nocy na telefonie :-D
niedziela, 8 marca 2015
Rozdział 25
Siedzimy z Melody w stołówce. Ona zajada się fytkami, a ja opowiadam jej o wczorajszym dniu. Oczywiście pomijam element z kłótnią cioci i wujka, przez którą nie spałam prawie całą noc. Wyobrażam sobie jak muszę teraz przez to strasznie wyglądać.
- Poszłaś gdzieś z Winstormem? Tak sam na sam? Serio?
- No przecież mówię- odpowiadam- a tak w ogóle to co jest z nim nie tak.
- Bardziej z jego braćmi. On dopiero zaczął tu chodzić więc nie zdążył się tu za bardzo po udzielać-w przerywa na chwilę, żeby nalać sobie na talerz ketchupu. Wyorażąm sobie ile to musi mieć tłuszczu.-Na przykład najstarszy wjechał samochodem w drzwi wejściowe. Oczywiście był naćpany.To chyba takie największe wykroczenie. Poza tym jeszcze potrafili przyjść pijani do szkoły, malować ściany...
- Dobra skończ- przerywam jej- rozumiem- chociaż cały czas mnie zastanawia czy te wszystkie ich wyskoki były takie straszne, żeby Chris tak się denerwował jak zobaczył, że gdzieś wychodzę z Tonym?
Milczymy przez chwilę.
- Ale skąd wiesz, że Tony jest taki sam ?
- Geny.
Uśmiecham się przez chwilę, a potem mój wzrok ląduje na chłopaku za plecami Melody.
- Dzień dobry paniom- Mówi siadając na krześle koło mnie. Mel zastyga z frytką przy buzi i wytrzeszcza na mnie oczy.
Uśmiecham się do niej- mówiłam ci że chodzi za mną taki jeden smród.
- Panno Anderson ja tu jestem- mówi chłopak machając mi ręką przed twarzą.
- Widzę. Ale skąd wiesz, że mówię o tobie?
- A ilu masz tych smrodów co za tobą łażą?- pyta opierając rękę na stole i wlepiając we mnie wzrok.
- Dość.
Chwile później Tony odchodzi z siostrą do innego stolika. Mel odprowadza go wzrokiem i nachyla się do mnie.
- Takie ciacho do ciebie startuje a ty nic- zaczyna.
- Chłopcy mnie nie interesują- mówią, a przez moją głowę przebiega obraz Raka jak siedzieliśmy razem na wieżowcu.
- Taaa. Jak jakąś dziewczynę nie interesują chłopcy to ja jestem tęczowym jednorożcem z drugiego końca tęczy.
Śmieję się i mówię ;
- W takim razie jeszcze wiele się o tobie dowiem.
Kładę się na łóżku i gapię się w sufit. Cały czas nękam się kłótnią cioci i wujka. Wiem, że nie miałam tego słyszeć co martwi mnie jeszcze bardziej.
Na stoliku nocnym zaczyna wibrować telefon.
WIADOMOŚĆ Od; Tony
Będę po ciebie za 15 minut. Nie ubieraj nic ładnego.
Zrywam się z łózka i biegnę do szafy. Co miało znaczyć nie ubieraj nic ładnego?
Telefon zaczyna dzwonić.
- Co znaczy nic ładnego w twoim pojęciu?- mówię śmiejąc się do słuchawki i jedną rękę przytrzymując miętową bluzę, tą samo co wtedy jak poszliśmy z Rakiem na naleśniki. Ganię siebie w myślach. Czy mój umysł musi sprowadzać wszystko ku niemu?
- May ? To ty?- upuszczam wieszak na dźwięk drżącego głosu Leny.
...................................................
Nie bijcie błagam ! Kontynuacja niedługo <3
- Poszłaś gdzieś z Winstormem? Tak sam na sam? Serio?
- No przecież mówię- odpowiadam- a tak w ogóle to co jest z nim nie tak.
- Bardziej z jego braćmi. On dopiero zaczął tu chodzić więc nie zdążył się tu za bardzo po udzielać-w przerywa na chwilę, żeby nalać sobie na talerz ketchupu. Wyorażąm sobie ile to musi mieć tłuszczu.-Na przykład najstarszy wjechał samochodem w drzwi wejściowe. Oczywiście był naćpany.To chyba takie największe wykroczenie. Poza tym jeszcze potrafili przyjść pijani do szkoły, malować ściany...
- Dobra skończ- przerywam jej- rozumiem- chociaż cały czas mnie zastanawia czy te wszystkie ich wyskoki były takie straszne, żeby Chris tak się denerwował jak zobaczył, że gdzieś wychodzę z Tonym?
Milczymy przez chwilę.
- Ale skąd wiesz, że Tony jest taki sam ?
- Geny.
Uśmiecham się przez chwilę, a potem mój wzrok ląduje na chłopaku za plecami Melody.
- Dzień dobry paniom- Mówi siadając na krześle koło mnie. Mel zastyga z frytką przy buzi i wytrzeszcza na mnie oczy.
Uśmiecham się do niej- mówiłam ci że chodzi za mną taki jeden smród.
- Panno Anderson ja tu jestem- mówi chłopak machając mi ręką przed twarzą.
- Widzę. Ale skąd wiesz, że mówię o tobie?
- A ilu masz tych smrodów co za tobą łażą?- pyta opierając rękę na stole i wlepiając we mnie wzrok.
- Dość.
Chwile później Tony odchodzi z siostrą do innego stolika. Mel odprowadza go wzrokiem i nachyla się do mnie.
- Takie ciacho do ciebie startuje a ty nic- zaczyna.
- Chłopcy mnie nie interesują- mówią, a przez moją głowę przebiega obraz Raka jak siedzieliśmy razem na wieżowcu.
- Taaa. Jak jakąś dziewczynę nie interesują chłopcy to ja jestem tęczowym jednorożcem z drugiego końca tęczy.
Śmieję się i mówię ;
- W takim razie jeszcze wiele się o tobie dowiem.
Kładę się na łóżku i gapię się w sufit. Cały czas nękam się kłótnią cioci i wujka. Wiem, że nie miałam tego słyszeć co martwi mnie jeszcze bardziej.
Na stoliku nocnym zaczyna wibrować telefon.
WIADOMOŚĆ Od; Tony
Będę po ciebie za 15 minut. Nie ubieraj nic ładnego.
Zrywam się z łózka i biegnę do szafy. Co miało znaczyć nie ubieraj nic ładnego?
Telefon zaczyna dzwonić.
- Co znaczy nic ładnego w twoim pojęciu?- mówię śmiejąc się do słuchawki i jedną rękę przytrzymując miętową bluzę, tą samo co wtedy jak poszliśmy z Rakiem na naleśniki. Ganię siebie w myślach. Czy mój umysł musi sprowadzać wszystko ku niemu?
- May ? To ty?- upuszczam wieszak na dźwięk drżącego głosu Leny.
...................................................
Nie bijcie błagam ! Kontynuacja niedługo <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)