17:00. Założyłam moją ulubioną miętową bluzę z kapturem, czarne legginsy i jeszcze raz sprawdziłam czy spakowałam telefon i bilet na autobus. Przelotnie spojrzałam w lustro na przed przedpokoju, wciągnęłam na nogi siwe, wysokie trampki i przełożyłam przez głowę małą, również siwą torebkę i już miałam wyjść, gdy zatrzymał słodki głosik Amber.
- May? Musisz wychodzić?
Uklękłam koło niej i powiedziałam:
- Nie muszę maluchu. Ale obiecałam kolegom. Nie mogę tak po prostu nie przyjść.
- Ale nie ma rodziców. I jeszcze ty wychodzisz.
To się porobiło. Uśmiechnęłam się i ją przytuliłam.
- Poradzisz sobie. Masz babcię, a ja nie wrócę późno. Obiecuję.
Pokiwała główką, ale nadal się smuciła.
- Super. A teraz biegnij do pokoiku.
Usłyszałam jej małe stópki na schodach i wybiegłam z domu.
- Pa babciu!- krzyknęłam nie czekając na odpowiedź.
Biegłam najszybciej jak potrafiłam wiedząc, że do autobus mam 5 minut, więc pewnie zdążę bo przystanek nie jest daleko. Parę minut później patrzyłam już jak mijamy wielką zieloną tablicą z napisem ,,Kraków".
Wysiadłam koło wielkiego parku, którego nazwy nie znam i ruszyłam w stronę rzeki. Miałam kawałek do przejścia więc włożyłam słuchawki i skupiłam się na słowach moich ulubionych piosenek. Jak zawsze prawie wszystkie były po angielsku, co nie stanowiło dla mnie większej różnicy, bo dzięki tacie znałam ten język bardzo dobrze. Na wypadek, gdybym chciała na dłużej wyjechać do Anglii. Ale skąd mam wiedzieć czy chcę jak mnie tam nie zabrali? Nie wiem jak tam jest.
Właśnie skończyła się 10 piosenka, gdy doszłam na miejsce. Schowałam słuchawki go torebki i zaczęłam się rozglądać za Gandalfem lub Rakiem, bo wiedziałam, że Lena ma szlaban.Na początku nikogo nie zobaczyłam, więc przeszłam na drugą stronę mostu. Tu też cicho. Popatrzyłam na zegarek. 17:56. Zazwyczaj i tak są punktualnie więc usiadłam na podniszczonej ławeczce i zaczęłam się przyglądać mostowi. Był taki jak zawsze. Tylko codziennie przybywały tam jakieś nowe graffiti. Wiem, że Rak często tu przychodzi.
Trochę się rozmyśliłam, gdy usłyszałam za sobą jakieś gwizdanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Raka. Był ubrany w siwą bluzę z kapturem i te same co zawsze za duże, sprane dżinsy.
- Wystroiłaś się- zaśmiał się.
- Co?!- odwzajemniłam uśmiech.
- No wiesz... zawsze nosisz ciemniejsze bluzy, a dzisiaj jakiś niebieski...duża zmiana.
- Taa. Weź przestań. Już nie można mi się ładniej ubierać?
- Spoko. Tylko żartowałem. Idziemy?
- Nie poczekamy na Gandalfa?- zdziwiłam się.
- Nie. Napisał mi że ma szlaban.
- Kiedy się dowiedziałeś?
- Przed chwilą- zamachał mi przed nosem komórką- a dlaczego pytasz?
- Tak po prostu...Idziemy?
- Jasne. Pokażę ci jedno fajne miejsce.
Przez całą drogę zamiast myśleć o tym dokąd mnie zabiera, myślałam o tym czy przypadkiem nie powiedział mi o Gandalfie celowo. Może mu się podobam? Ale ja go traktuję jak brata. Nie wyobrażam sobie żebyśmy mogli być parą. Ale nie jest brzydki, jest zabawny, miły i opiekuńczy. Ale tak ma z natury. Bycie najstarszym z pośród piątki rodzeństwa do czegoś zobowiązuje. Ale nie musi taki dla mnie być, tylko chce. Ale kurde! Stop! Po co sobie coś wymyślam?
- Jesteśmy- powiedział Rak.
Zaczęłam się rozglądać. Nic wielkiego. Zwykły plac na około jakieś sklepiki. Rzuciłam mu pytające spojrzenie. Wywrócił tylko oczami i powiedział:
- Nie oceniaj książki po okładce.
- Rozwiniesz bardziej swoją myśl?
Potrząsnął głową.
- Jesteś bardziej niecierpliwa niż myślałem. Chodź.
Zaciągnął mnie do jakiejś cieplutkiej małej kawiarenki na rogu.
- Mają tu najlepsze naleśniki z czekoladą na świecie- powiedział i zamówił dla nas dwie porcje. Muszę przyznać, że były przepyszne. Potem wróciliśmy z powrotem na plac, gdzie zebrała już się spora grupka ludzi.
- Stąd będzie najlepszy widok.-uśmiechnął się i wskazał na na kamienne schodki prowadzące do jakiegoś pomnika.
- Widok na co? -warknęłam
- Zobaczysz nerwusie.
Parę minut później, gdy trochę się już ściemniło niebo rozjaśniło się milionem fajerwerków. Cudnie wyglądających na nieskazitelnie niebieskim niebie.
W drodze powrotnej dużo gadaliśmy co planujemy na wakacje.Rak jak zwykle nie miał ich zbyt wiele. Skubałam następnego naleśnika i opowiadałam o tym, że marzę o wyjeździe do Londynu.
- Co ty masz z tym Londynem? Czeka tam na ciebie twój tajemniczy wielbiciel czy co?- spytał
Zaśmiałam się rzuciłam w nim zwiniętą serwetką.
- Nie żartuj sobie.Serio chcę tam pojechać. Bardzo bardzo!
- Ok. Zwracam honor- uniósł ręce do góry- odprowadzić cię na przystanek?
- Nie. Poradzę sobie.Dzięki.
Kiedy dochodziłam do domu zobaczyłam, że w kuchni paliła się mała lampka. Cicho nacisnęłam klamkę żeby nikogo nie obudzić i zajrzałam do jadalni. Pod małą lampką leżał liścik z napisem:
JAK JESTEŚ GŁODNA W LODÓWCE SĄ KANAPKI.
BABCIA
Kochana babcia. Odłożyłam list na stół i poszłam się wykąpać. Wychodziłam właśnie z łazienki, kiedy zobaczyłam Amber.
- Co ty robisz kruszynko?- spytałam.
- Usłyszałam, że przyszłaś. Chciałam się przytulić.
- Chodź do mnie- wzięłam ją na raczki i przytuliłam. Jej jasne loczki gilgotały mnie po szyi- chcesz ze mną spać?
- Tak!- ucieszyła się i przytuliła mnie jeszcze mocniej.
Chwilkę później ułożyłyśmy się razem w moim dużym łóżku i Amber zasnęła, a ja postanowiłam, że zadzwonię do Leny dopiero jutro.
środa, 27 sierpnia 2014
piątek, 22 sierpnia 2014
wtorek, 19 sierpnia 2014
Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 4
Mój pokój był dość duży. Pośrodku leżał średnich rozmiarów biały dywanik, który razem z maluchami pochlapaliśmy farbą. Dawało to bardzo artystyczny efekt. Na ścianach widniały poodciskane kolorowe dłonie całej rodziny. Oprócz tego pod oknem stało czarne biurko i komoda na książki, nad którą wisiał plazmowy telewizor. Obok łózka ustawiłam sobie sporą ilość głośników, które po podłączeniu to komputera dawały niesamowicie głośny efekt, dlatego używałam ich tylko jak byłam sama w domu. Z racji tego, że nie mam za dużej ilości ciuchów, bo i tak bym w nich nie chodziła, koło drzwi stoi mała szafa z ubraniami. Jednak to co najbardziej podoba mi się w moim pokoju, to zrobione przez Raka mega kolorowe grafity z napisem Bluza. Jest po prostu najlepsze.
Padłam moje olbrzymie łózko z kołdrą w czarne nutki i wykręciłam numer Leny.
- Halo?- rozpoznałam w słuchawce głos starszej siostry Leny- Marty.
- Hej tu May. Mogę Lenę?
- Ta,jasne. Chwila. Lena!
- Czego?!-usłyszałam głos Leny.
- Bluza dzwoni!
- Już jestem. Co tam?
- Masz prywatną sekretarkę?- zapytałam.
- Na szczęście nie. Tylko tata jeszcze nie skończył swojego wykładu. Zostawiłam telefon w pokoju.
- I co? Na ile masz szlaban?
- Na całą wieczność! I żeby to tylko na wyjście z domu. Pod szkołę i spod szkoły zawozi mnie Marta. Fenomenalnie!- w słuchawce rozległ się stłumiony jęk.
- A na ile?
- Do wakacji.
- Co!?- wrzasnęłam.
- No niestety.- westchnięcie- Lepiej gadaj co u Ciebie.
Opowiedziałam Lenie całą rozmowę z babcią.
- Matko! Farciara!- wykrzyczała Lena kiedy skończyłam moją historię.
- No wiem!- leżałam na łóżku wymachując ze szczęścia nogami w powietrzu- Może powinnam być smutna i w ogóle z powodu śmierci dziadka, ale dzięki temu nie będzie szlabanu, reprymendy i w ogóle.... ach!Jestem w ósmym niebie! Ale...
- Ale co?- była wyraźnie oburzona- nie masz szlabanu! Kobieto! I nie będziesz miała! Możesz robić co chcesz.
- Wiesz... - zawahałam się- bo marzę o wyjeździe do Anglii i rodzice doskonale o tym wiedzą, a pojechali beze mnie.
- Ou. Może nie chcieli zabierać dziecka na stypę.
- Ale sens w tym, że nie jestem już dzieckiem. Rozumiem, że mogliby nie zabrać maluchów, ale mnie!
- No tak... Muszę już kończyć. Wykładu ciąg dalszy się zapowiada. Widzimy się w szkole. Pa!
- Pa! - rozłączyłam i spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
1 NOWA WIADOMOŚĆ
Od: Rak
Dzisiaj 18 na moście.
- Matko! Farciara!- wykrzyczała Lena kiedy skończyłam moją historię.
- No wiem!- leżałam na łóżku wymachując ze szczęścia nogami w powietrzu- Może powinnam być smutna i w ogóle z powodu śmierci dziadka, ale dzięki temu nie będzie szlabanu, reprymendy i w ogóle.... ach!Jestem w ósmym niebie! Ale...
- Ale co?- była wyraźnie oburzona- nie masz szlabanu! Kobieto! I nie będziesz miała! Możesz robić co chcesz.
- Wiesz... - zawahałam się- bo marzę o wyjeździe do Anglii i rodzice doskonale o tym wiedzą, a pojechali beze mnie.
- Ou. Może nie chcieli zabierać dziecka na stypę.
- Ale sens w tym, że nie jestem już dzieckiem. Rozumiem, że mogliby nie zabrać maluchów, ale mnie!
- No tak... Muszę już kończyć. Wykładu ciąg dalszy się zapowiada. Widzimy się w szkole. Pa!
- Pa! - rozłączyłam i spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
1 NOWA WIADOMOŚĆ
Od: Rak
Dzisiaj 18 na moście.
piątek, 15 sierpnia 2014
Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 3
Szłam do domu układając sobie w głowie to, jak mam się bronić przed rodzicami. Byłam gotowa na to, że gdy tylko wejdę do domu tata będzie czekał na mnie na fotelu pod schodami wlepiając we mnie pytające spojrzenie i czekając na wyjaśnienia. Jednak kiedy weszłam do domu w oczy rzucił mi się pusty fotel.
- Tato, mamo!- zawołam na tyle głośno, by było mnie słychać nawet na górze- gdzie jesteście?
Usłyszałam kroki na dębowych schodach i jeszcze raz powtórzyłam sobie ułożone wcześniej wyjaśnienia. Już miałam zacząć mówić gdy z salonu wyłoniła się babcia Ewa.
- Babciu!- wrzasnęłam i wpadłam w jej ramiona. Byłam prze szczęśliwa, że mogę przełożyć moją ,,pogadankę" z tatą na później.
- Cześć wnusiu-babcia zawsze miała taki ciepły ton głosu- też się cieszę. Tylko nie krzycz tak głośno, bo maluchy zasnęły. Pokaż mi się- złapała mnie za ramiona odsunęła od siebie i dokładnie obejrzała- ścięłaś włoski- włożyła rękę w moje bujne loki- i definitywnie schudłaś. Zaraz ci coś ugotuję.- kochana babunia. Zawsze jak mnie widzi to dziwnym trafem chudnę.
- Dziękuję babciu, ale jadłam w szkole. Nie jestem głodna.
- A przestań. Na pewno zgłodniałaś. Przyniosę ci obiadek do pokoju.
- Oki. Tylko nie nakładaj mi za dużo- uśmiechnęłam się- a i jeszcze jedno. Gdzie rodzice?
Babcia posmutniała.
- Musieli wyjechać.
- Wyjechać? Gdzie? Nic mi nie mówili.
- May... Dzisiaj po południu zmarł twój dziadek. Rodzice pojechali do Londynu. Po jutrze będzie pogrzeb.
- Co? Umarł? Przecież nawet go nie pamiętam. Byłam w Anglii jak miałam 4 lata.
Babcia mnie przytuliła. I pogładziła po włosach.
- Wiem skarbie.
- Tata musi być załamany.
Pokiwała głową.
- Pójdę już- powiedziałam i weszłam na schody- a co do szkoły...
- Powiedziałam panu dyrektorowi, że z tobą porozmawiam, ale dam ci spokój. Ja w twoim wieku też nie byłam święta- zaśmiała się- nic nie powiem rodzicom.
- Dziękuję babciu. Jesteś kochana.
Pobiegłam do pokoju i zadzwoniłam do Leny.
- Tato, mamo!- zawołam na tyle głośno, by było mnie słychać nawet na górze- gdzie jesteście?
Usłyszałam kroki na dębowych schodach i jeszcze raz powtórzyłam sobie ułożone wcześniej wyjaśnienia. Już miałam zacząć mówić gdy z salonu wyłoniła się babcia Ewa.
- Babciu!- wrzasnęłam i wpadłam w jej ramiona. Byłam prze szczęśliwa, że mogę przełożyć moją ,,pogadankę" z tatą na później.
- Cześć wnusiu-babcia zawsze miała taki ciepły ton głosu- też się cieszę. Tylko nie krzycz tak głośno, bo maluchy zasnęły. Pokaż mi się- złapała mnie za ramiona odsunęła od siebie i dokładnie obejrzała- ścięłaś włoski- włożyła rękę w moje bujne loki- i definitywnie schudłaś. Zaraz ci coś ugotuję.- kochana babunia. Zawsze jak mnie widzi to dziwnym trafem chudnę.
- Dziękuję babciu, ale jadłam w szkole. Nie jestem głodna.
- A przestań. Na pewno zgłodniałaś. Przyniosę ci obiadek do pokoju.
- Oki. Tylko nie nakładaj mi za dużo- uśmiechnęłam się- a i jeszcze jedno. Gdzie rodzice?
Babcia posmutniała.
- Musieli wyjechać.
- Wyjechać? Gdzie? Nic mi nie mówili.
- May... Dzisiaj po południu zmarł twój dziadek. Rodzice pojechali do Londynu. Po jutrze będzie pogrzeb.
- Co? Umarł? Przecież nawet go nie pamiętam. Byłam w Anglii jak miałam 4 lata.
Babcia mnie przytuliła. I pogładziła po włosach.
- Wiem skarbie.
- Tata musi być załamany.
Pokiwała głową.
- Pójdę już- powiedziałam i weszłam na schody- a co do szkoły...
- Powiedziałam panu dyrektorowi, że z tobą porozmawiam, ale dam ci spokój. Ja w twoim wieku też nie byłam święta- zaśmiała się- nic nie powiem rodzicom.
- Dziękuję babciu. Jesteś kochana.
Pobiegłam do pokoju i zadzwoniłam do Leny.
środa, 13 sierpnia 2014
Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 2
To co
najbardziej lubię w całym dniu w szkole tu długa przerwa na szóstej lekcji.
Godzina siedzenia na pięknym dziedzińcu...ale ja nie lubię bezczynnego
siedzenia. Zazwyczaj wtedy wymykamy się przez starą, zardzewiałą klapę ukrytą
za olbrzymim kontenerem na drugim końcu dziedzińca. Tak, wiem że nie powinniśmy
bo jak nam się coś stanie to będzie wina nauczycieli...bla bla bla. Przecież
robimy to prawie zawsze od dwóch lat. A co najlepsze jeszcze nikt nas na tym
nie przyłapał.
-
Pospieszcie się!- szepnął Gandalf, gdy właśnie dochodziliśmy do kontenera-Bo
ktoś nas zauważy.
- Gdzie?-
odpowiedział mu Rak- może jakiś nauczyciel wyskoczy teraz z kontenera?
Własnie
otwieraliśmy klapę, gdy przed nami stanął Mendryk- nauczyciel matematyki.
- Nie. Z
kontenera nie- warknął niskim ochrypłym głosem.
-
Uuuuu...- Gandalf odsunął się pod ścianę i schował ręce do kieszeni.
- My tylko...- zaczęła Lena
- Wszystko wyjaśnicie panu dyrektorowi- powiedział nauczyciel- zapraszam-wskazał ręką na wejście do szkoły.
Szliśmy z Rakiem na przodzie za nami Lena z Gandalfem, a na końcu Mendryk. Żadnemu z nas nie było do śmiechu, a na dodatek gdy przechodziliśmy przez dziedziniec wszyscy na nas buczeli. Spuściliśmy tylko głowy i weszliśmy do gabinetu dyrektora znajdującego się prawie na przeciw wejścia. Ustawiliśmy się w rządku pod ścianą czekając na wywody na temat tego co zrobiliśmy.
- Kto to wymyślił? -spytał dyrektor głosem tak zimnym, że przeszedł mnie dreszcz.
- Ale co?- Rak stał pod ścianą z założonymi rękami i rzucił mu niewinne, pytające spojrzenie.
- Wy już dobrze wiecie co. I my też.- powiedział- dwa dni przed majówką jeden z nauczycieli was zauważył. Ale nie chcieliśmy wam robić kłopotów na wolne. Ale teraz widzę, że źle zrobiliśmy bo wy znów próbowaliście się wymknąć. Więc pytam jeszcze raz. Kto to wymyślił?
Nikt nie odpowiedział. Nikt na nikogo nie kapował.
- Dobra zrobimy inaczej. Albo teraz ktoś się przyzna i tylko on zastanie ukarany, albo wszyscy zostaniecie ukarani.
Cisza.
- Jak chcecie-dyrektor postawił przed nami wiadra z wodą i mopy-przez dwa tygodnie począwszy od dzisiaj na wolnej lekcji będziecie sprzątać dziedziniec.
Sięgnęliśmy po mopy i już mieliśmy wyjść, gdy jeszcze Mendryk zatrzymał nas przy drzwiach.
- I jeszcze jedno- powiedział- wasi rodzice zostali już poinformowani.
Świetnie. Nie dość, że dyr wystawił nas na pośmiewisko całej szkole przez dwa tygodnie, to jeszcze czeka mnie ,,pouczająca" rozmowa w domu. Już miałam się rozpłakać, gdy Rak przyciągnął mnie do siebie zmierzwił mi włosy i szepnął na ucho:
- Nie martw się. Nie będzie tak źle. Mogli nam kazać czyścić toalety.
Uśmiechnęłam się. Mój kochany Rak zawsze wie jak mnie pocieszyć.
wtorek, 12 sierpnia 2014
Prolog + Rozdział 1
Nazywam May Anderson. Wiem,że trochę dziwnie i nie Polsko, ale to dlatego, że mój dziadkowie od strony taty pochodzą z Anglii, a dokładniej z Londynu. Tam też się urodził mój tata i jego dwie młodsze siostry- bliźniaczki (właśnie po jednej z nich mam imię). Za to moja mama jest Polką. Poznała tatę w Londynie, gdy wyjechała tam za sprawą stypendium. Była bardzo utalentowaną baletnicą. Spotkała tatę na jednym z występów. Od razu się w sobie zakochali i mimo bardzo młodego wieku dwa lata później wzięli ślub. Nie długo potem na kolejnym z występów mojej mamy ktoś przeciął liny trzymające dekoracje, które runęły na scenę łamiąc mojej mamie nogę w trzech miejscach. Mimo to, iż znaleźli sprawcę tego wszystkiego moja mama nie mogła już więcej tańczyć. Wyjechali z tatą do Polski do małego miasteczka pod Krakowem nie daleko od mojej babci. Tam też się urodziłam. Mam 15 lat i jestem najstarsza z mojego rodzeństwa. Są jeszcze rozkoszne 5 letnie bliźniaki Max i Amber (mająca imię również po siostrze mojego taty). Chodzę do najzwyklejszego w świecie gimnazjum w Krakowie, które bardzo lubię. Ale tylko za względu na moich przyjaciół. Tworzymy, jak dla mnie, najlepszą paczkę na świecie. Oto my: Lena, czyli śliczna, wysoka blondynka z zielonymi oczami i skórą tak jasną jak u wampirów, Seba (czyli Gandalf, bo potrafi narysować wszystko mega realistycznie) jest wysoki, strasznie chudy i ma dłuższe jasne włosy, Robert (czyli rak, bo jak się wkurzy jest strasznie czerwony) bardzo wysportowany szatyn i ja May mam brązowe strasznie kręcone włosy i ciemnoniebieskie duże oczy. Jestem szczupła, ale w przeciwieństwie do Leny, nie lubię tego pokazywać i najczęściej ,, ukrywam się " pod luźnymi bluzami z kapturem. Nie lubię się też malować. Czyli tak. Jestem trochę chłopczycą. Ale pasuje mi to. Jutro jest pierwszy dzień szkoły po majówce. Trzymajcie kciuki.
Stałyśmy właśnie z Leną przed naszymi szafkami na głównym korytarzu żeby wziąć rzeczy na lekcję plastyki, gdy z sali od przyrody wyszła Olka ze swoimi dwiema koleżankami Elą i Maron(nie wiem skąd jej wytrzasnęli takie imię). Olka jest w naszej szkole tą popularną. Czyli nadziany tatuś, chodzenie z najprzystojniejszymi chłopakami, tona makijażu i krytykowanie zwykłych ludzi, czyli takich jak ja i Lena. Jakby ona była nie zwykła? Jedyne co ją wyróżnia to mega pustka w głowie.
Stałyśmy właśnie z Leną przed naszymi szafkami na głównym korytarzu żeby wziąć rzeczy na lekcję plastyki, gdy z sali od przyrody wyszła Olka ze swoimi dwiema koleżankami Elą i Maron(nie wiem skąd jej wytrzasnęli takie imię). Olka jest w naszej szkole tą popularną. Czyli nadziany tatuś, chodzenie z najprzystojniejszymi chłopakami, tona makijażu i krytykowanie zwykłych ludzi, czyli takich jak ja i Lena. Jakby ona była nie zwykła? Jedyne co ją wyróżnia to mega pustka w głowie.
- No nie gadaj.Serio?-krzyknęła Maron tak głośnio, że mimo tego że miałam słuchawki myślała że mi bębenki popękają. Zaczęło się przedstawienie z Olką w roli głównej!
- Jasne! Bo kto by nie chciał przyjść na imprezę na jachcie mojego taty w tą niedzielę?!- odkrzyknęła jej równie głośno Olka.I w tym własnie momencie wokół niej zabrał się całkiem spory tłum jej wielbicieli, którzy wypytywali ją o szczegóły. Ale w tym własnie momencie nie wytrzymałam i pociągnęłam Lenę w stronę sali plastycznej.
Przy wejściu do klasy czekali już na nas Rak i Gandalf( dla którego te lekcję to mały pikuś).
- Ile można czekać?- zapytał Rak z udawanym oburzeniem.
- Sorry. Przeciśnięcie się przez tłumek ,,piesków" Olki trochę nam zajęło-odpowiedziała Lena i rzuciła mu porozumiewawczy u śmieszek.I wtedy zadzwonił dzwonek.
-To zaczynamy plastyczne tortury- mruknęłam i chowając słuchawki to plecaka weszłam do sali.
Zajęłyśmy z Leną sztalugi jak najdalej od biurka nauczyciela-pana Hin - nie tylko dla tego żeby sprawdził nas najpóźniej, ale też dlatego żeby ,,wzorować" się na pracach innych.
- To jest Mateusz- powiedział pan Hin wskazując na wysokiego zgrabnego szatyna z piwnymi oczami. Trzeba przyznać, że był przystojny- przyjechał do nas z Gdańska. Będzie chodził z wami do klasy. Zajmijcie miejsca. Dzisiaj będziemy mal...-zaczął ale nie skończył bo do klasy weszła Olka,Ela i Maron.
- Przepraszamy za spóźnienie- powiedziała Olka do nauczyciela tak udawanie słodkim głosem że zebrało mi się na wymioty.
- Zajmijcie miejsca- poprosił pan Hin- może w końcu zaczniemy.
O mnie
Hej wszystkim! Mam na imię Maja. Moim marzeniem jest zostać pisarką, dlatego postanowiłam pisać bloga z z kolejnymi rozdziałami mojej książki o problemach i życiu zwykłych nastolatków. Mam nadzieję, że będzie się wam podobać. Bardzo mi zależy na waszych opiniach i pytaniach do mnie w komentarzach. Rozdziały postaram się dodawać dość często, w zależności od możliwości. Zapraszam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)