środa, 13 sierpnia 2014

Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 2

To co najbardziej lubię w całym dniu w szkole tu długa przerwa na szóstej lekcji. Godzina siedzenia na pięknym dziedzińcu...ale ja nie lubię bezczynnego siedzenia. Zazwyczaj wtedy wymykamy się przez starą, zardzewiałą klapę ukrytą za olbrzymim kontenerem na drugim końcu dziedzińca. Tak, wiem że nie powinniśmy bo jak nam się coś stanie to będzie wina nauczycieli...bla bla bla. Przecież robimy to prawie zawsze od dwóch lat. A co najlepsze jeszcze nikt nas na tym nie przyłapał.
- Pospieszcie się!- szepnął Gandalf, gdy właśnie dochodziliśmy do kontenera-Bo ktoś nas zauważy.
- Gdzie?- odpowiedział mu Rak- może jakiś nauczyciel wyskoczy teraz z kontenera?
Własnie otwieraliśmy klapę, gdy przed nami stanął Mendryk- nauczyciel matematyki.
- Nie. Z kontenera nie- warknął niskim ochrypłym głosem.
- Uuuuu...- Gandalf odsunął się pod ścianę i schował ręce do kieszeni.
- My tylko...- zaczęła Lena
- Wszystko wyjaśnicie panu dyrektorowi- powiedział nauczyciel- zapraszam-wskazał ręką na wejście do szkoły.
Szliśmy z Rakiem na przodzie za nami Lena z Gandalfem, a na końcu Mendryk. Żadnemu z nas nie było do śmiechu, a na dodatek gdy przechodziliśmy przez dziedziniec wszyscy na nas buczeli. Spuściliśmy tylko głowy i weszliśmy do gabinetu dyrektora znajdującego się prawie na przeciw wejścia. Ustawiliśmy się w rządku pod ścianą czekając na wywody na temat tego co zrobiliśmy.
- Kto to wymyślił? -spytał dyrektor głosem tak zimnym, że przeszedł mnie dreszcz.
- Ale co?- Rak stał pod ścianą z założonymi rękami i rzucił mu niewinne, pytające spojrzenie.
- Wy już dobrze wiecie co. I my też.- powiedział- dwa dni przed majówką jeden z nauczycieli was zauważył. Ale nie chcieliśmy wam robić kłopotów na wolne. Ale teraz widzę, że źle zrobiliśmy bo wy znów próbowaliście się wymknąć. Więc pytam jeszcze raz. Kto to wymyślił?
Nikt nie odpowiedział. Nikt na nikogo nie kapował.
- Dobra zrobimy inaczej. Albo teraz ktoś się przyzna i tylko on zastanie ukarany, albo wszyscy zostaniecie ukarani.
Cisza.
- Jak chcecie-dyrektor postawił przed nami wiadra z wodą i mopy-przez dwa tygodnie począwszy od dzisiaj na wolnej lekcji będziecie sprzątać dziedziniec.
Sięgnęliśmy po mopy i już mieliśmy wyjść, gdy jeszcze Mendryk zatrzymał nas przy drzwiach.
- I jeszcze jedno- powiedział- wasi rodzice zostali już poinformowani.
Świetnie. Nie dość, że dyr wystawił nas na pośmiewisko całej szkole przez dwa tygodnie, to jeszcze czeka mnie ,,pouczająca" rozmowa w domu. Już miałam się rozpłakać, gdy Rak przyciągnął mnie do siebie zmierzwił mi włosy i szepnął na ucho:
- Nie martw się. Nie będzie tak źle. Mogli nam kazać czyścić toalety.
Uśmiechnęłam się. Mój kochany Rak zawsze wie jak mnie pocieszyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz