Mam nadzieję, że niedługo przyjdzie. A tym czasem...macie do mnie jakieś pytania? Może przybliżyć wam bardziej jakiegoś bohatera? Czekam ! :-)
PS Jak dobrze pójdzie ( dziękuję szkoło! ) to rozdział będzie jeszcze w następnym tygodniu.
niedziela, 30 listopada 2014
niedziela, 23 listopada 2014
Rozdział 12
Obróciłam się wskazywał na wielki, może 30 piętrowy budynek bez okien i jakichkolwiek barierek. Najwyższe piętra ozdabiały kolorowe graffiti. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Czy ty do reszty oszalałeś? -spytałam- przecież wiesz, że mam lęk wysokości.
Obrócił się w stronę z której przyszliśmy.
- Miało być szalone ? Jest szalone. Ale jak chcesz możemy już sobie pójść-powiedział i uśmiechnął się pod nosem.
Dureń. Wiedział, że nie chcę wracać.
- Nie nie nie- powiedziałam- zostajemy.
Rak odwrócił się w moją stronę.
- W życiu nie wejdziesz na samą górę- zakpił przechodząc koło mnie i szturchając mnie ramieniem.
Prychnęłam.
- Rzucasz mi wyzwanie?- spytałam próbując przybrać jakąś poważną pozę. Chyba nie za bardzo mi to wyszło.
Rak uniósł brwi.
- A jeśli tak to co?
- To lepiej uważaj bo już po tobie- odpowiedziałam i rzuciłam się to metalowych drzwi wejściowych. Były zamknięte.
- Jak mamy się tu do cholery dostać?- spytałam kopiąc w gruby metal.
Rak przebiegł obok mnie.
- A tak- powiedział i z niezwykłą lekkością dźwignął się na najniższy balkon.
- Drań- mruknęłam pod nosem i pobiegłam za nim.
Minęło sporo czasu za nim wspięłam się na balkon. Gdy wreszcie się tam wgramoliłam stanął przede mną Rak.
- Postanowiłem dać ci małe fory i chwilkę na cie poczekać- zaśmiał się i oparł się o ścianę wkładając ręce do kieszeni.
- Skończ- palnęłam już ostro poirytowana całą sytuacją.
Jak tylko podniosłam się z ziemi Rak rzucił się na betonowe schody bez barierek sięgające do samej góry.
- I że niby ja mam się tam wspiąć?- wrzasnęłam za nim. Od samego patrzenia na te schody kręciło mi się w głowie.
- Sama chciałaś - odkrzyknął mi, a jago niski głos odbił się echem od ścin budynku.
Nie patrz w dół- powtarzałam w sobie w myślach. Za każdy razem gdy tam spojrzałam miałam wrażenie, że spadam. Ale nie wygra tak łatwo- pomyślałam- o nie. I wspinałam się dalej, myśląc o tym, że Rak nie może mieć racji. Nie wiem jakim niewyobrażalnym cudem wspięłam się na ostatnie piętro z językiem na brodzie i żołądkiem podchodzącym mi do gardła. Rak już tam stał. I zwijał się ze śmiechu.
- Bardzo śmieszne- mruknęłam i oparłam się najbliższą ścianę, żeby nie stracić równowagi.
- Wszystko w porządku ?- spytał Rak z trudem tłumiąc śmiech.
- W jak najlepszym.- odpowiedziałam zaczynając panować nad oddechem.
Rak mnie przytulił.
- Czy ty nigdy nie odpuszczasz?- spytał?
Pokręciłam przecząco głową wciągając zapach jego koszulki. Pachniał mydłem i pastą do zębów.
Delikatnie mnie od siebie odsunął.
- To chodź zobaczyć widoki- wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą.
.................................................................................................................................................................................................................................................................................................
I jak ? Podoba się ?
- Czy ty do reszty oszalałeś? -spytałam- przecież wiesz, że mam lęk wysokości.
Obrócił się w stronę z której przyszliśmy.
- Miało być szalone ? Jest szalone. Ale jak chcesz możemy już sobie pójść-powiedział i uśmiechnął się pod nosem.
Dureń. Wiedział, że nie chcę wracać.
- Nie nie nie- powiedziałam- zostajemy.
Rak odwrócił się w moją stronę.
- W życiu nie wejdziesz na samą górę- zakpił przechodząc koło mnie i szturchając mnie ramieniem.
Prychnęłam.
- Rzucasz mi wyzwanie?- spytałam próbując przybrać jakąś poważną pozę. Chyba nie za bardzo mi to wyszło.
Rak uniósł brwi.
- A jeśli tak to co?
- To lepiej uważaj bo już po tobie- odpowiedziałam i rzuciłam się to metalowych drzwi wejściowych. Były zamknięte.
- Jak mamy się tu do cholery dostać?- spytałam kopiąc w gruby metal.
Rak przebiegł obok mnie.
- A tak- powiedział i z niezwykłą lekkością dźwignął się na najniższy balkon.
- Drań- mruknęłam pod nosem i pobiegłam za nim.
Minęło sporo czasu za nim wspięłam się na balkon. Gdy wreszcie się tam wgramoliłam stanął przede mną Rak.
- Postanowiłem dać ci małe fory i chwilkę na cie poczekać- zaśmiał się i oparł się o ścianę wkładając ręce do kieszeni.
- Skończ- palnęłam już ostro poirytowana całą sytuacją.
Jak tylko podniosłam się z ziemi Rak rzucił się na betonowe schody bez barierek sięgające do samej góry.
- I że niby ja mam się tam wspiąć?- wrzasnęłam za nim. Od samego patrzenia na te schody kręciło mi się w głowie.
- Sama chciałaś - odkrzyknął mi, a jago niski głos odbił się echem od ścin budynku.
Nie patrz w dół- powtarzałam w sobie w myślach. Za każdy razem gdy tam spojrzałam miałam wrażenie, że spadam. Ale nie wygra tak łatwo- pomyślałam- o nie. I wspinałam się dalej, myśląc o tym, że Rak nie może mieć racji. Nie wiem jakim niewyobrażalnym cudem wspięłam się na ostatnie piętro z językiem na brodzie i żołądkiem podchodzącym mi do gardła. Rak już tam stał. I zwijał się ze śmiechu.
- Bardzo śmieszne- mruknęłam i oparłam się najbliższą ścianę, żeby nie stracić równowagi.
- Wszystko w porządku ?- spytał Rak z trudem tłumiąc śmiech.
- W jak najlepszym.- odpowiedziałam zaczynając panować nad oddechem.
Rak mnie przytulił.
- Czy ty nigdy nie odpuszczasz?- spytał?
Pokręciłam przecząco głową wciągając zapach jego koszulki. Pachniał mydłem i pastą do zębów.
Delikatnie mnie od siebie odsunął.
- To chodź zobaczyć widoki- wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą.
.................................................................................................................................................................................................................................................................................................
I jak ? Podoba się ?
piątek, 21 listopada 2014
Rozdział 11
Szliśmy z Rakiem już dość długo. Nie wiem dokładnie ile, ale przez cały czas śmiałam się wniebogłosy i śpiewam jakieś piosenki z kreskówek. Miałam jakąś totalną głupawkę. Wiem, że powinnam być raczej smutna i mieć doła, bo przecież moi własni rodzice chcą się mnie pozbyć z domu, ale nic na to nie poradzę! Co chwilę obracałam się i śmiałam idąc tyłem, mało nie wpadając przez to na ulicę, ale Rak zawsze w porę łapał mnie za rękę i odciągał. Szłam własnie tyłem i obracając się wpadłam na jakieś drzewo i przewróciłam się do tyłu nadal się śmiejąc. Tym razem z mojej nieporadności i tego że stłukłam sobie tyłek. Rak podbiegł do mnie chwilę później i pomógł mi się podnieść.
- Nic ci nie jest?- spytał.
- Nie- uśmiechnęłam się i odgarnęłam włosy z twarzy.
- O kurcze- Rak popatrzył się na mnie zakłopotaniem.
- Co jest?- spytałam trochę zaniepokojona.
- Masz całą poranioną twarz- powiedział i przetarł palcem mój policzek. Została na nim niewielka czerwona plamka.
- Kit z tym- powiedział i już miałam ruszyć dalej gdy Rak pociągnął mnie za rękę i przysunął bliżej siebie. Popatrzał mi przez chwilę w oczy po czym wyjął z kieszeni chusteczkę i przetarł mi twarz. Po chwili się uśmiechnął.
- Tak lepiej wariatko- zaczął się śmiać.
Przewróciłam oczami i uderzyłam go żartobliwie pięścią w ramie.
- To nie moja wina tylko tych cholernych gałęzi- powiedziałam i uderzyłam ręką w pień drzewa.
Rak się zaśmiał
- Już chodź bo jeszcze zrobisz sobie coś poważniejszego.
Posłuchałam go podbiegłam do niego.
- Tak właściwe to gdzie idziemy? - spytałam.
Zrobił ten swój delikatny, lekko krzywy uśmiech, który zawsze robił, gdy coś planował.
- Zobaczysz.
- Nie spodziewałam się innej odpowiedzi.- mruknęłam.
Szłam obok niego co chwilę truchtając żeby dotrzymać mu kroku. W głowie miałam tylko jedno. Ten moment, w którym staliśmy z Rakiem blisko siebie. Za blisko. Mało brakowało a byśmy się pocałowali. Ale gorsze było to, że nie wiedziałam czy tego chcę.
Nie długo później Rak szturchnął mnie łokciem.
- Halo? Ziemia do May!
Natychmiast się otrząsnęłam.
- Co?... Dlaczego się zatrzymaliśmy?
- Jesteśmy na miejscu- odpowiedział i wskazał coś wysoko za moimi plecami.
............................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam, że tak krótko ale ostatnio mam bardzo mało czasu :-( w weekend postaram się dodać więcej :-)
- Nic ci nie jest?- spytał.
- Nie- uśmiechnęłam się i odgarnęłam włosy z twarzy.
- O kurcze- Rak popatrzył się na mnie zakłopotaniem.
- Co jest?- spytałam trochę zaniepokojona.
- Masz całą poranioną twarz- powiedział i przetarł palcem mój policzek. Została na nim niewielka czerwona plamka.
- Kit z tym- powiedział i już miałam ruszyć dalej gdy Rak pociągnął mnie za rękę i przysunął bliżej siebie. Popatrzał mi przez chwilę w oczy po czym wyjął z kieszeni chusteczkę i przetarł mi twarz. Po chwili się uśmiechnął.
- Tak lepiej wariatko- zaczął się śmiać.
Przewróciłam oczami i uderzyłam go żartobliwie pięścią w ramie.
- To nie moja wina tylko tych cholernych gałęzi- powiedziałam i uderzyłam ręką w pień drzewa.
Rak się zaśmiał
- Już chodź bo jeszcze zrobisz sobie coś poważniejszego.
Posłuchałam go podbiegłam do niego.
- Tak właściwe to gdzie idziemy? - spytałam.
Zrobił ten swój delikatny, lekko krzywy uśmiech, który zawsze robił, gdy coś planował.
- Zobaczysz.
- Nie spodziewałam się innej odpowiedzi.- mruknęłam.
Szłam obok niego co chwilę truchtając żeby dotrzymać mu kroku. W głowie miałam tylko jedno. Ten moment, w którym staliśmy z Rakiem blisko siebie. Za blisko. Mało brakowało a byśmy się pocałowali. Ale gorsze było to, że nie wiedziałam czy tego chcę.
Nie długo później Rak szturchnął mnie łokciem.
- Halo? Ziemia do May!
Natychmiast się otrząsnęłam.
- Co?... Dlaczego się zatrzymaliśmy?
- Jesteśmy na miejscu- odpowiedział i wskazał coś wysoko za moimi plecami.
............................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam, że tak krótko ale ostatnio mam bardzo mało czasu :-( w weekend postaram się dodać więcej :-)
wtorek, 18 listopada 2014
niedziela, 9 listopada 2014
Rozdział 10
- Hej -powiedziałam przyciszonym głosem.
- Hej- odpowiedział Rak. W tle usłyszałam odgłos tłuczonego szkła.
- Co się tam dzieje? Wszystko ok? -spytałam.
- Tak. Tylko Domi przeżywa okres buntu.- zaśmiał się, ale słyszałam, że nie był to do końca szczery śmiech- nie ma to jak 13-letnia buntowniczka w domu. O właśnie...o co chodzi?
- Mam kłopoty...z rodzicami.
- Już wrócili? Fajnie.
- Nie powiedziała bym.
- Chcesz pogadać?
- Nie wiem...możemy zrobić coś szalonego? Cokolwiek.
- Ok...- zamyślił się przez chwilę- chodź do mnie. Trochę się tu dzieje.
Już chciałam odmówić, ale się rozłączył. Świetnie...
To trzeba się trochę ogarnąć- pomyślałam i ruszyłam w stronę łazienki. Umyłam głowę i wzięłam Dłuższy, gorący prysznic. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak zmarzłam. Okryłam się ręcznikiem i poszłam się ubrać. Założyłam czarny dres, a wilgotne jeszcze włosy spięłam w kok. Nie mówiłam rodzicom, gdzie idę.Po prostu bez słowa wyszłam. Na dworze padał deszcz. Było dość zimno jak na czerwiec. Zamówiłam taksówkę- w sobotę do Krakowa nie jeździły żadne autobusy.
Rak mieszkał w starym podniszczonym bloku. Jednym z tych co na około mieszkają tylko starsze, plotkujące panie, przesiadujące całe dnie na ławeczce, a wieczorem zbierają się różne tak zwane ,,towarzystwa" często hałasujące i nie dające spać.
Weszłam po schodach na trzecie piętro i już miałam zapukać do drzwi ze zdrapanym numerem 9 , gdy ze środka wybiegła Dominika. Miała na sobie dżinsy, czarną bluzkę z krótkim rękawem. W uchu miała pięć kolczyków a na oczach grube, czarne kreski.
- I dobrze ! -krzyczała- zgubię się, umrę z głodu i będzie święty spokój ! Mam was wszystkich gdzieś!
Rak wybiegł za nią, ale gdy mnie zobaczył, zawrócił i się uśmiechnął. Próbowałam odwzajemnić uśmiech, ale nie za bardzo mi wyszło. Chyba to zauważył i tylko mnie przytulił, nawet o nic nie pytając. Dlatego właśnie tak go lubiłam. I nie myślcie sobie, że to coś więcej. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, żebyśmy ze sobą chodzili czy coś w tym stylu.
- Wiesz co? -spytał po chwili odciągając mnie delikatnie od siebie.
Pokręciłam głową.
- Nawet w tym dresie i z podpuchniętymi oczami wyglądasz seksownie.
Zaśmiałam się. O to mu przecież chodziło. Prawda? Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.
- Chcesz gdzieś wyjść? Czy zostajemy u mnie? - spytał.
- A nie biegniesz za siostrą?
Rak machnął ręką.
- Wróci. Nie martw się.
Nie byłam przekonana. Nie chciałam mieć potem wyrzutów sumienia.
- Serio- powiedział- to jak?
- Możemy gdzieś wyjść?- zapytałam.
- Jasne. Znam jedno fajne miejsce. Jeśli to, że chcesz zaszaleć jest nadal aktualne.- zaśmiał się.
- Byłam tam?
- Na 99 procent nie.
- Jest to legalne?
Rak przewrócił oczami, ale uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Za kogo ty mnie masz?
- Odpowiedz.
- Pewny nie jestem.
- Już mi się podoba.
- Hej- odpowiedział Rak. W tle usłyszałam odgłos tłuczonego szkła.
- Co się tam dzieje? Wszystko ok? -spytałam.
- Tak. Tylko Domi przeżywa okres buntu.- zaśmiał się, ale słyszałam, że nie był to do końca szczery śmiech- nie ma to jak 13-letnia buntowniczka w domu. O właśnie...o co chodzi?
- Mam kłopoty...z rodzicami.
- Już wrócili? Fajnie.
- Nie powiedziała bym.
- Chcesz pogadać?
- Nie wiem...możemy zrobić coś szalonego? Cokolwiek.
- Ok...- zamyślił się przez chwilę- chodź do mnie. Trochę się tu dzieje.
Już chciałam odmówić, ale się rozłączył. Świetnie...
To trzeba się trochę ogarnąć- pomyślałam i ruszyłam w stronę łazienki. Umyłam głowę i wzięłam Dłuższy, gorący prysznic. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak zmarzłam. Okryłam się ręcznikiem i poszłam się ubrać. Założyłam czarny dres, a wilgotne jeszcze włosy spięłam w kok. Nie mówiłam rodzicom, gdzie idę.Po prostu bez słowa wyszłam. Na dworze padał deszcz. Było dość zimno jak na czerwiec. Zamówiłam taksówkę- w sobotę do Krakowa nie jeździły żadne autobusy.
Rak mieszkał w starym podniszczonym bloku. Jednym z tych co na około mieszkają tylko starsze, plotkujące panie, przesiadujące całe dnie na ławeczce, a wieczorem zbierają się różne tak zwane ,,towarzystwa" często hałasujące i nie dające spać.
Weszłam po schodach na trzecie piętro i już miałam zapukać do drzwi ze zdrapanym numerem 9 , gdy ze środka wybiegła Dominika. Miała na sobie dżinsy, czarną bluzkę z krótkim rękawem. W uchu miała pięć kolczyków a na oczach grube, czarne kreski.
- I dobrze ! -krzyczała- zgubię się, umrę z głodu i będzie święty spokój ! Mam was wszystkich gdzieś!
Rak wybiegł za nią, ale gdy mnie zobaczył, zawrócił i się uśmiechnął. Próbowałam odwzajemnić uśmiech, ale nie za bardzo mi wyszło. Chyba to zauważył i tylko mnie przytulił, nawet o nic nie pytając. Dlatego właśnie tak go lubiłam. I nie myślcie sobie, że to coś więcej. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, żebyśmy ze sobą chodzili czy coś w tym stylu.
- Wiesz co? -spytał po chwili odciągając mnie delikatnie od siebie.
Pokręciłam głową.
- Nawet w tym dresie i z podpuchniętymi oczami wyglądasz seksownie.
Zaśmiałam się. O to mu przecież chodziło. Prawda? Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.
- Chcesz gdzieś wyjść? Czy zostajemy u mnie? - spytał.
- A nie biegniesz za siostrą?
Rak machnął ręką.
- Wróci. Nie martw się.
Nie byłam przekonana. Nie chciałam mieć potem wyrzutów sumienia.
- Serio- powiedział- to jak?
- Możemy gdzieś wyjść?- zapytałam.
- Jasne. Znam jedno fajne miejsce. Jeśli to, że chcesz zaszaleć jest nadal aktualne.- zaśmiał się.
- Byłam tam?
- Na 99 procent nie.
- Jest to legalne?
Rak przewrócił oczami, ale uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Za kogo ty mnie masz?
- Odpowiedz.
- Pewny nie jestem.
- Już mi się podoba.
Rozdział 9
Weszłam do domu. Mama złapała mnie za rękę. Odwróciłam się gotowa na to, że zaraz się pokłócimy. Powinna mi przecież wiele wyjaśnić, ale od płaczu nie byłam w stanie nic wykrztusić, więc wydukałam tylko ciche:
- Dlaczego?
- Kochanie- powiedziała przyciszonym głosem- chcemy dla ciebie jak najlepiej.
- Tak, tak wiem. Każdy rodzic by tak powiedział- zrobiłam krótką przerwę- tylko wy...nie wiem po prostu co chcieliście tym osiągnąć. I gdybyście chcieli mojego dobra przez myśl by wam nie przeszło, żeby mnie zapisywać do tej durnej szkoły! Jak chcecie się mnie pozbyć, to zwyczajnie mi powiedzcie!-wyrwałam jej moją rękę i pobiegłam na schody- I jeszcze jedno. jak się już domyśliłaś nigdzie nie jadę.
- Tylko ja nie mogę tego odkręcić... ja naprawdę...
- Jeszcze lepiej! W takim razie będą musieli tu po mnie przyjść!- krzyknęłam i wbiegłam do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko zakrywając głowę poduszką, w nadziei, że to wszystko okaże się jakimś strasznie pokręconym snem.
Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Skuliłam się podciągając kolana pod brodę i spojrzałam w lustro. Byłam całkiem rozczochrana, oczy miałam zapuchnięte, a moja piżama była całkiem wybrudzona błotem.
Do pokoju weszła Amber.
- Wyjedziesz, prawda?- spytała ze smutkiem.
- Nie, nie martw się- zebrałam się na delikatny uśmiech. Musiałam wyglądać komicznie.
- To dlaczego kłóciłyście się o to z mamusią?
- Tak czasem bywa kruszyno. Nic się nie stało. -ucałowałam ją i przytuliłam.
- To dlaczego jesteś smutna?
- Wcale nie jestem- następny uśmiech wyszedł mi bardziej naturalnie.
Jej mała buźka pojaśniała.
- Ja ci nie wierzę. -powiedziała kręcąc główką, a jej blond loczki latały jej na około twarzy- a wiesz co się z tym wiąże?
- Nie...- zanim dokończyłam przerwała mi.
- Atak gilgotek!
I rzuciła się na mnie gilgocząc mnie po szyi i brzuchu. Mimowolnie się śmiałam tarzając się przy tym po całym łóżku i ,,odpierając atak". Minęło z pół godziny, gdy już bardzo się zmęczyłyśmy. Postawiłam Amber na dywaniku, zrobiłam jej kitkę i odesłałam ją do pokoju, żeby pobawiła się z Maxem.
Zabawa z siostrą trochę poprawiła mi humor, ale nieznacznie. Nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Usiadłam przy biurku i zadzwoniłam do Raka.
- Dlaczego?
- Kochanie- powiedziała przyciszonym głosem- chcemy dla ciebie jak najlepiej.
- Tak, tak wiem. Każdy rodzic by tak powiedział- zrobiłam krótką przerwę- tylko wy...nie wiem po prostu co chcieliście tym osiągnąć. I gdybyście chcieli mojego dobra przez myśl by wam nie przeszło, żeby mnie zapisywać do tej durnej szkoły! Jak chcecie się mnie pozbyć, to zwyczajnie mi powiedzcie!-wyrwałam jej moją rękę i pobiegłam na schody- I jeszcze jedno. jak się już domyśliłaś nigdzie nie jadę.
- Tylko ja nie mogę tego odkręcić... ja naprawdę...
- Jeszcze lepiej! W takim razie będą musieli tu po mnie przyjść!- krzyknęłam i wbiegłam do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko zakrywając głowę poduszką, w nadziei, że to wszystko okaże się jakimś strasznie pokręconym snem.
Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Skuliłam się podciągając kolana pod brodę i spojrzałam w lustro. Byłam całkiem rozczochrana, oczy miałam zapuchnięte, a moja piżama była całkiem wybrudzona błotem.
Do pokoju weszła Amber.
- Wyjedziesz, prawda?- spytała ze smutkiem.
- Nie, nie martw się- zebrałam się na delikatny uśmiech. Musiałam wyglądać komicznie.
- To dlaczego kłóciłyście się o to z mamusią?
- Tak czasem bywa kruszyno. Nic się nie stało. -ucałowałam ją i przytuliłam.
- To dlaczego jesteś smutna?
- Wcale nie jestem- następny uśmiech wyszedł mi bardziej naturalnie.
Jej mała buźka pojaśniała.
- Ja ci nie wierzę. -powiedziała kręcąc główką, a jej blond loczki latały jej na około twarzy- a wiesz co się z tym wiąże?
- Nie...- zanim dokończyłam przerwała mi.
- Atak gilgotek!
I rzuciła się na mnie gilgocząc mnie po szyi i brzuchu. Mimowolnie się śmiałam tarzając się przy tym po całym łóżku i ,,odpierając atak". Minęło z pół godziny, gdy już bardzo się zmęczyłyśmy. Postawiłam Amber na dywaniku, zrobiłam jej kitkę i odesłałam ją do pokoju, żeby pobawiła się z Maxem.
Zabawa z siostrą trochę poprawiła mi humor, ale nieznacznie. Nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Usiadłam przy biurku i zadzwoniłam do Raka.
poniedziałek, 3 listopada 2014
PRZEPRASZAM WSZYSTKICH, KTÓRZY Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAJĄ NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ, ALE DZISIAJ NIE DAM RADY GO NAPISAĆ. NIE MAM WENY. MYŚLĘ, ŻE MNIE ROZUMIECIE. ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE NIEDŁUGO WPADNIE MI DO GŁOWY JAKIŚ POMYSŁ :-))) W TYM TYGODNIU BARDZO BARDZO POSTARAM SIĘ DODAĆ KOLEJNY ROZDZIAŁ. DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚCIE :-)!!!! ŻYCZCIE MI POWODZENIA
niedziela, 2 listopada 2014
Rozdział 8
Sobota. Pierwsze co mnie zdziwiło po przebudzeniu to cisza. Babcia nigdy rano nie była cicho. Zawsze coś robiła w kuchni. Zaszłam na dół.
- Hej- powiedziała mama
- Hej -odpowiedziałam i ziewając opadłam na kanapę. Zaraz...- mamo! -krzyknęłam- kiedy wróciliście? Tęskniłam.- I rzuciłam się w jej ramiona.
- Dzisiaj w nocy- uśmiechnęła się- niezły masz zapłon.
- Jest- spojrzałam na zegarek- 8 rano, a przypominam ci że jest weekend. Mam prawo nie kontaktować prawidłowo. A tak przy okazji... Zapłon? Przerzucasz się na mową młodzieżową ? Chcesz do mnie lepiej ,, dotrzeć "?- powiedziałam na końcu robiąc cudzysłów palcami.
- W pewnym sensie...
- Gdzie tata?- przerwałam jej.
- Jeszcze śpi. Wiesz May... Rozmawialiśmy trochę z ciocią Amber. Opowiedziała nam trochę o takiej szkole... Jest blisko jej domu i podobno to jakaś bardzo dobra, elitarna szkoła...
- Do czego zmierzasz?- zapytałam trochę zaniepokojona tymi całymi podchodami.
Mama wzięła głęboki oddech.
- Zapisaliśmy cię tam.
Roześmiałam się. Śmiałam się przez chwilę, ale gdy zobaczyłam minę mamy zrozumiałam, że wcale nie żartowała. Chociaż wydawało mi się to mega absurdalne i prawie niemożliwe słowa mamy pomału do mnie docierały. Nagle zerwałam się z miejsca.
- Że co proszę? Do reszty was pogięło? Jak sobie to wyobrażacie? Że niby miałabym gdzieś jechać i tak po prostu wszystko zostawić? Jak mogłaś po myśleć, że na takie coś pójdę?- wrzeszczałam.
- May my...
- Nie chcę tego słuchać !
Wybiegłam z domu. Po drodze założyłam tylko trampki. Nie wiedziałam gdzie biegnę. Nie słyszałam nic w okół mnie. Nie wiem jak długo biegłam, ale dobiegłam do lasu. Oparłam się o drzewo, zsunęłam się po jego korze i zaczęłam płakać. Chciałam z siebie to wszystko jakoś wyrzucić. Jak rodzice mogli coś takiego zrobić? Chcą się mnie pozbyć? Przeszkadzam im w czymś? Przecież nie mogę tak po prostu gdzieś wyjechać, zostawić rodzinę, przyjaciół. i tak w ogóle co to za cholerna szkoła co pozwala zapisywać dzieci od tak sobie? Bez jakiejkolwiek , rozmowy? Ktoś miał taki kaprys, pojechał na pogrzeb i zapisał swoją 15 letnią córkę do szkoły. A może przesadzam? Nie... na pewno nie. Każdy by miał takie przemyślenia w mojej sytuacji. Ale to teraz nie jest ważne. Ważne jest to, że muszę to jakoś odkręcić. Przecież nie wyślą mnie tam od tak sobie, bez mojej zgody, Na pewno da się to jakoś odkręcić. Prawda?
......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam, że tak krótko, ale jutro postaram się dodać kolejny rozdział :-)
I jak pewnie zauważyliście w tytule posta nie ma tytułu książki, ponieważ zastanawiam się nad jego zmianą. Co o tym sądzicie? Myślałam o takim tytule ja w adresie bloga czyli NIEELITARNASZKOŁA
- Hej- powiedziała mama
- Hej -odpowiedziałam i ziewając opadłam na kanapę. Zaraz...- mamo! -krzyknęłam- kiedy wróciliście? Tęskniłam.- I rzuciłam się w jej ramiona.
- Dzisiaj w nocy- uśmiechnęła się- niezły masz zapłon.
- Jest- spojrzałam na zegarek- 8 rano, a przypominam ci że jest weekend. Mam prawo nie kontaktować prawidłowo. A tak przy okazji... Zapłon? Przerzucasz się na mową młodzieżową ? Chcesz do mnie lepiej ,, dotrzeć "?- powiedziałam na końcu robiąc cudzysłów palcami.
- W pewnym sensie...
- Gdzie tata?- przerwałam jej.
- Jeszcze śpi. Wiesz May... Rozmawialiśmy trochę z ciocią Amber. Opowiedziała nam trochę o takiej szkole... Jest blisko jej domu i podobno to jakaś bardzo dobra, elitarna szkoła...
- Do czego zmierzasz?- zapytałam trochę zaniepokojona tymi całymi podchodami.
Mama wzięła głęboki oddech.
- Zapisaliśmy cię tam.
Roześmiałam się. Śmiałam się przez chwilę, ale gdy zobaczyłam minę mamy zrozumiałam, że wcale nie żartowała. Chociaż wydawało mi się to mega absurdalne i prawie niemożliwe słowa mamy pomału do mnie docierały. Nagle zerwałam się z miejsca.
- Że co proszę? Do reszty was pogięło? Jak sobie to wyobrażacie? Że niby miałabym gdzieś jechać i tak po prostu wszystko zostawić? Jak mogłaś po myśleć, że na takie coś pójdę?- wrzeszczałam.
- May my...
- Nie chcę tego słuchać !
Wybiegłam z domu. Po drodze założyłam tylko trampki. Nie wiedziałam gdzie biegnę. Nie słyszałam nic w okół mnie. Nie wiem jak długo biegłam, ale dobiegłam do lasu. Oparłam się o drzewo, zsunęłam się po jego korze i zaczęłam płakać. Chciałam z siebie to wszystko jakoś wyrzucić. Jak rodzice mogli coś takiego zrobić? Chcą się mnie pozbyć? Przeszkadzam im w czymś? Przecież nie mogę tak po prostu gdzieś wyjechać, zostawić rodzinę, przyjaciół. i tak w ogóle co to za cholerna szkoła co pozwala zapisywać dzieci od tak sobie? Bez jakiejkolwiek , rozmowy? Ktoś miał taki kaprys, pojechał na pogrzeb i zapisał swoją 15 letnią córkę do szkoły. A może przesadzam? Nie... na pewno nie. Każdy by miał takie przemyślenia w mojej sytuacji. Ale to teraz nie jest ważne. Ważne jest to, że muszę to jakoś odkręcić. Przecież nie wyślą mnie tam od tak sobie, bez mojej zgody, Na pewno da się to jakoś odkręcić. Prawda?
......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam, że tak krótko, ale jutro postaram się dodać kolejny rozdział :-)
I jak pewnie zauważyliście w tytule posta nie ma tytułu książki, ponieważ zastanawiam się nad jego zmianą. Co o tym sądzicie? Myślałam o takim tytule ja w adresie bloga czyli NIEELITARNASZKOŁA
Subskrybuj:
Posty (Atom)