czwartek, 12 listopada 2015

Rozdział 28

Weszłam do domu i wchodząc na górę po schodach sprawdziłam komórkę miałam 60 nieodebranych połączeń od taty.
Kliknęłam więc na jego numer ale zanim zdążyłam zdobyć połączenie ktoś wyrwał mi telefon z ręki. Obróciłam się i zobaczyłam stojącą za mną ciocię. Wyglądała na roztrzęsioną, ale mimo uśmiechnęła się do mnie.
- Przepraszam, Słonko. Takie mamy zasady. Żadnych telefonów po 22- powiedziała.
- Tylko, że tata do mnie dzwonił dużo razy i...
- To nic takiego- warknęła ale szybko się znowu opamiętała- rozmawiałam z nim. Chciał się tylko zapytać czy szczęśliwe dotarłaś. Podobno się do niego nie odezwałaś.
Pokiwałam posłusznie głową i zamnknęłam się w pokoju. Coś tu ewidentnie było nie tak. Tata nie dzwonił by tyle razy z byle powodu.
Pomyślałam że moge do niego napisac z komputera albo z tableta. Ale po przetrząśnięciu całego pokoju stwierdziłam, że nie mam w pokoju żadnego sprzętu alektronicznego.
Coś podkusiło mnie żeby sprawdzić czy da sie uchylić okno w moim pokoju. Ale klamka została zdemontowana. Pomału zaczynałam wpadać w panikę. Podbiegłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. Nie ustąpiła. Zaczęłam krzyczeć i walić w drzwi pięściami ale to było ma nic.
- Chris?! Ciociu!!!! Co się dzieje?! Otwórzcie mi!!!- krzyczałam chisterycznie. Ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Chwilę później do pokoju wszedł mój wujek. Myślałam, że Wszytsko bedzie okay, że to tylko jakaś moja chora wyobraźnia tworzyła jakieś niestworzone historie. Ale potem zobaczyłam, że mężczyzna trzyma w dłoni nóż. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się mu gdy próbował mnie zranić. Ale to było na nic. Jednym ruchem ręki powalił mnie na ziemię z taką siłą że potem widziałam tylko ciemność.



.............................................
Dam dam dam !!!! I'm back !! Mówiłam że was nie opuszczę <3 obiecuję że skończę to książkę :D jak wam się podoba?
Rozdział dedykuję wszystkim, którzy nadal ze mną są. Kocham was <3

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 27 cz.2

....Krew w jednym momencie zastyga mi w żyłach.
- Co ty do cholery wyprawiasz?!- wrzeszczę i bezskutecznie próbuję go odepchnąć. Patrzę się w jego oczy.Nie ma wzroku zabójcy. Raczej wygląda jakby dobrze się bawił. Mi natomiast śmierć staje przed oczami gdy widzę światła pociągu parę metrów od mojej głowy. Czy ja na prawdę tu zginę??
- Pomagam ci zapomnieć-  mówi chłopak przekrzykując stukot kół.
W końcu odpuszczam próby odepchnięcia go od siebie i poddaję się. Zamykam oczy. Jestem gotowa na śmierć. Nie chcę ginąć. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Nagle mocne szarpnięcie podrywa mnie do góry a pociąg przejeżdża tuż za moimi plecami prawie mnie zahaczając. Nadal ciężko oddychając otwieram powoli oczy. Tony klęczy przede mną i głośno się śmieje.
- Strach cię obleciał, co?- pyta.
- Spieprzaj- syczę mu prosto w twarz i ponosząc się z ziemi wchodzę z powrotem do lasu z którego przyszliśmy. Powiedzieć szczerze? Nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty zdzielić jakiegoś faceta w jaja.
Chłopak idzie za mną.
- Nie podobało ci się?- nadal się śmieje.
Nie odpowiadam i zaciskam pięści żeby się na niego nie rzucić. Wiem, że i tak nie miałabym szans w bójce z nim, ale może zdążyłabym mu dać niespodziewanego kopniaka w krocze.
- Weź przestań,no!- kontynuuje- nie ma co się wkurzać
- Dyskutowałabym- warczę.


....................
I jest ! Trochę później niż miał być ale jest ! Taka króciutka częśc 2 :-*

czwartek, 18 czerwca 2015

Ogłoszenie :)

Moje drogie miski ! Kocham was bardzo bardzo i przyrzekam że jutro, czyli 19.06 pojawi się dalsza część rozdziału 27. Miałam do tej pory problemy z komputerem ale teraz już wszystko jest dobrze. Jutro koło godziny 15 wypatrujcie rozdzialiku :* :*
Dozobaczonka <3

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 27 cz.1

- Kładziesz się jak jedzie pociąg i odskakujesz ja jest sześć metrów od ciebie, rozumiesz?
- Czyli chcesz udać psychopatycznego samobójce tylko po to, żeby skoczyła ci adrenalina?- pytam.
- Nie tylko dla tego. Gdy stajesz w obliczu śmierci myślisz tylko o tym, czy zaraz zginiesz czy nie. Niczym innym się nie przejmujesz. A człowiekowi czasem przydaje się zapomnienie o swoich problemach choćby na te głupie sekundy gdy myślisz o śmierci.
Mrużę oczy przed słońcem.
- Robiłeś to już kiedyś?
- A co? Myślisz że chcę cię zabić?- uśmiecha się opierając się o zardzewiałą barierkę przy torach.
Przypominają mi się słowa Chrisa- ,,jak on coś ci zrobi to nie będzie moja wina"
- Nie wiem. Przecież prawie w ogóle cię nie znam.
- Okay. Jak chcesz to możemy pójść gdzie indziej- mówi i kieruje się w stronę kamiennych schodków.
- Nie!- krzyczę chyba trochę za głośno i obracam głowę w obawie, że się zaczerwieniłam- to znaczy...- prostuję się udając pewną siebie- powiedz mi tylko czy coś może mi się stać.
- Wiesz...jak będziesz uważać to nie.
- Dobra...- zastanawiam się chwilę. Czy serio jest warto ryzykować życie dla jednej chwili nie myślenia o kłopotach?- to za ile jest pociąg- pytam w końcu. Totalnie mnie porypało.
Uśmiecha się jakby od razu wiedział, że mu nie odmówię.
- Za pięć minut.

Kładziemy się razem wzdłóż torów. Zimne szyny nieprzyjemnie wbijają mi się w plecy.
Po chwili pociąg zaczyna się zbliżać. Gdy maszynista nas zauważa zaczyna rozpaczliwie trąbić. Serce mi przyspiesza. Samo to, że się na to zgodziłam robi ze mnie osobę totalnie szurniętą. Gdy chcę już odskoczyć Tony przygniata mnie do torów swoim ciałem.......


.....................................

Więc tak. Nie mam pojęcia czy ktoś z was jeszcze ze mną został ale bardzo bym była szczęśliwa gdyby się okazało, że ktoś tu jeszcze jest. Rozdział 27 jest juz w całości napisany niestety mi się usunął :/
Jak zobaczyłam ile osób to czytało to popłakałam sie ze tak zaniedbałam tego bloga. Jest mi na prawdę bardzo przykro.
Kocham was <3

środa, 11 marca 2015

Rozdział 26

Przełykam ślinę. Przechodzą mnie ciarki.
- Lena ?- wykrztuszam w końcu z siebie nie pewnym tonem.
- Jak mogłaś?- mówi cichym przerywanym głosem- tak..tak bez pożegnania...bez słów wyjaśnienia? Tak po prostu?
- Słuchaj- przerywam jej- wiem, że źle zrobiłam i...- zaciskam wargi żeby nie wybuchnąć płaczem- jeśli dzwonisz tylko po to, żeby mnie opiepszyć...
- Tu nie chodzi o mnie May- wcina się- tylko o Raka.
Robi mi się słabo wiec siadam na łóżku.
- Co się stało? - pytam prawie szeptem.
- Jeszcze nie wiem. Nigdzie go nie ma. Nie odbiera telefonu, a jego ciotka mówiła że od dnia przed zakończeniem roku nie było go w domu- przerywa na chwilę- po prostu boję się że mógł sobie coś zrobić.
Łzy strumieniami spływają mi po policzkach.
Kręcę głową. Po chwili uświadamiam sobie, że Lena przecież mnie nie widzi.
- Nie- wykrztuszam- Rak nie jest egoistą. Nie nie zostawił by rodzeństwa.
- To gdzie on jest ? Byliśmy z Gandalfem już wszędzie.
Zdaję sobie sprawę, że Lena nie wie gdzie byliśmy z Rakiem przed imprezą.
- Nie prawda.

Rzucam się z wrzaskiem na łóżko. Jestem wściekła na siebie, na rodziców i na Raka, że okazał sie tak słaby, żeby uciekać.
Walę w poduszkę ciskam nią o ścianę i zaczynam szlochać jeszcze bardziej. Trzęsę nie zdolna do opanowania łez. Nie wiem skąd one sie jeszcze biorą. W ciągu ostatnie tygodnia płakałam tyle co nie jeden człowiek przez całe swoje życie. Kiedyś wyczytałam, że łzy są dobre. Że dają upust naszym negatywnym emocjom. Ale ja w to nie wierzę. Myślę, że płacz jest oznaką słabości. Poddaniu się złemu losowi. A ja wlasnie to zrobiłam.
Ktoś wchodzi do pokoju. Nie patrzę kto. Teraz na prawdę mało mnie to obchodzi.
- May ?- Tony dotyka mojego ramienia- powiesz mi co jest ?
Kładzie mi rękę na ramieniu.
Wybucham i wtulam się w jego koszulkę. Tuląc go czuję jakbym robiła cos bardzo złego. Jakbym zdradziła Raka, ale mimo to teraz potrzebuję Toniego. Mimo że znamy sie dwa dni czuje, że mogę się mu wypłakać. I że nie bedzie mi tego wypominał.
On rownież mnie obejmuje na początku nie pewnie, potem z troche większym przekonaniem.
Jestem mu wdzięczna za to, że nie próbuje wnikać w to dlaczego płaczę. Siedzimy tak po prostu chwilę, a ja pomału zaczynam sie rozluźniać. Łzy płyną mi już mniej ale nadal się trzęsę.
Tony delikatnie odsuwa mnie od siebie.
- Już okay ?- pyta.
Jasne, że nie, myślę. Moje życie obrucilo się o 180 stopni i wiem, że nigdy już nie bedzie takie samo.
Kiwanie głową i idę do łazienki. Przebywam twarz zimną wodą.
- Przepraszam- mowię do Toniegi po wyjściu.
- Nie ma za co.
- Nie chciałam się tak załamywać, ale...
- Spoko. Serio. Rozumiem. Każdy ma gorsze dni.
Obejmuje mnie ramieniem i razem wchodzimy na dół.

Jedni mają gorsze dni. Inni czują że mają przesrane całe życie.
..…………………………
Krótko, ale mam nadzieję, że się podoba. Wybaczcie błędy. Rozdział pisany w nocy na telefonie :-D

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 25

Siedzimy z Melody w stołówce. Ona zajada się fytkami, a ja opowiadam jej o wczorajszym dniu. Oczywiście pomijam element z kłótnią cioci i wujka, przez którą nie spałam prawie całą noc. Wyobrażam sobie jak muszę teraz przez to strasznie wyglądać.
- Poszłaś gdzieś z Winstormem? Tak sam na sam? Serio?
- No przecież mówię- odpowiadam- a tak w ogóle to co jest z nim nie tak.
- Bardziej z jego braćmi. On dopiero zaczął tu chodzić więc nie zdążył się tu za bardzo po udzielać-w przerywa na chwilę, żeby nalać sobie na talerz ketchupu. Wyorażąm sobie ile to musi mieć tłuszczu.-Na przykład najstarszy wjechał samochodem w drzwi wejściowe. Oczywiście był naćpany.To chyba takie największe wykroczenie. Poza tym jeszcze potrafili przyjść pijani do szkoły, malować ściany...
- Dobra skończ- przerywam jej- rozumiem- chociaż cały czas mnie zastanawia czy te wszystkie ich wyskoki były takie straszne, żeby Chris tak się denerwował jak zobaczył, że gdzieś wychodzę z Tonym?
Milczymy przez chwilę.
- Ale skąd wiesz, że Tony jest taki sam ?
- Geny.
Uśmiecham się przez chwilę, a potem mój wzrok ląduje na chłopaku za plecami Melody.
- Dzień dobry paniom- Mówi siadając na krześle koło mnie. Mel zastyga z frytką przy buzi i wytrzeszcza na mnie oczy.
Uśmiecham się do niej- mówiłam ci że chodzi za mną taki jeden smród.
- Panno Anderson ja tu jestem- mówi chłopak machając mi ręką przed twarzą.
- Widzę. Ale skąd wiesz, że mówię o tobie?
- A ilu masz tych smrodów co za tobą łażą?- pyta opierając rękę na stole i wlepiając we mnie wzrok.
- Dość.
Chwile później Tony odchodzi z siostrą do innego stolika. Mel odprowadza go wzrokiem i nachyla się do mnie.
- Takie ciacho do ciebie startuje a ty nic- zaczyna.
- Chłopcy mnie nie interesują- mówią, a przez moją głowę przebiega obraz Raka jak siedzieliśmy razem na wieżowcu.
- Taaa. Jak jakąś dziewczynę nie interesują chłopcy to ja jestem tęczowym jednorożcem z drugiego końca tęczy.
Śmieję się i mówię ;
- W takim razie jeszcze wiele się o tobie dowiem.


Kładę się na łóżku i gapię się w sufit. Cały czas nękam się kłótnią cioci i wujka. Wiem, że nie miałam tego słyszeć co martwi mnie jeszcze bardziej.
Na stoliku nocnym zaczyna wibrować telefon.
WIADOMOŚĆ Od; Tony
Będę po ciebie za 15 minut. Nie ubieraj nic ładnego.
Zrywam się z łózka i biegnę do szafy. Co miało znaczyć nie ubieraj nic ładnego?
Telefon zaczyna dzwonić.
- Co znaczy nic ładnego w twoim pojęciu?- mówię śmiejąc się do słuchawki i jedną rękę przytrzymując miętową bluzę, tą samo co wtedy jak poszliśmy z Rakiem na naleśniki. Ganię siebie w myślach. Czy mój umysł musi sprowadzać wszystko ku niemu?
- May ? To ty?- upuszczam wieszak na dźwięk drżącego głosu Leny.
...................................................
Nie bijcie błagam ! Kontynuacja niedługo <3

czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 24

Zatrzymuję się ma parkingu, bo tak na prawdę to nie wiem gdzie mam iść dalej. Tony mija mnie i wsiada do stojącego po drugiej stronie ulicy samochodu. Patrzę jak wsiada za kierownicę i go odpala.
- Przecież nie masz prawka- mówię opierając się o drzwi.
Grzebie chwile w schowku nad głową i wlepia mi przed nos dokument.
- Ryan Winstorm, urodzony 12.3.1997 roku- czytam na głos.
- Możemy już jechać panie władzo?- przerywa mi uśmiechając się teatralnie.
W sumie...co może się stać?
Patrzę na niego jeszcze przez chwilę po czym oddaję mu prawko i wsiadam do samochodu.
- Możemy- odpowiadam- Ryan.
Śmieje się ukazując równe białe zęby. Teraz ja też się śmieję, tylko z innego powodu. Z tego, że zaekscytowałam się jego zębami.

Wysiadamy na zatłoczonym parkingu po dość długiej przeprawie przez zatłoczone ulice Londynu, co mega mi się podobało. Gdyby to ode mnie zależało to stałabym w tych korkach godzinami.
- Teraz już mi powiesz gdzie idziemy?- pytam.
- W moje ulubione miejsce w całym Londynie.
- Wiele mi to mówi.
- Lubisz używać sarkazmu, co?- śmieje się.
- Czasami.
Zaczynamy się wspinać na zielone wzgórze. Na około jest pełno ludzi, którzy spacerują po chodnikach między drzewami. Co chwila jakieś dzieci krzyczą i śmieją się głośno bawiąc się w berka. Uśmiecham się na wspomnienie jak Amber i Max byli jeszcze mali i biegałam wolno albo na czworaka, żeby jak najdłużej udawało im się uciekać. Tony rozkłada się na szczycie pagórka i poklepuje miejsce obok siebie. Ale milczę czekając aż on zacznie rozmowę.
- Wiesz co to?- mówi wskazując na biały budynek w oddali.
Kręcę głową.
- Pałac królewski- kończy- stąd wydaje się taki mały, szary zupełnie jak inne budynki. Chociaż wiadomo, że tak nie jest.
Kładzie się na trawie.
- Jak byłem mały często tam chodziłem. W sensie pod pałac. Potrafiłem usiąść na ziemi i gapić się w niego godzinami. Marzyłem, że kiedyś wybuduję samolocik na silnik i wyślę do królowej list z zażaleniem na rodziców, że mnie spłodzili.
Śmieję się i kładę się obok niego.
- Przecież jesteś najmłodszy. Najmłodsi zawsze mają najfajniej.
- Bzdura. Rodzeństwo nigdy mnie nie lubiło. Zawsze byłem najmniejszy, a oni nigdy nie chcieli się ze mną bawić, bo na wszystko byłem za mały. Do dupy z takim życiem.
- Ja jestem najstarsza. I też nie jest kolorowo. Ale jestem chyba najszczęśliwszą osobą na świecie, że mam moje maluchy- przygryzam wargę i zaciskam oczy, żeby się nie załamać- a teraz musiałam je zostawić.
Tony podpiera głowę na ręce i patrząc się na mnie przygryza policzek do środka, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział czy to będzie odpowiednie.
- Mów- zachęcam, chociaż tak na prawdę boje się tego co mogę usłyszeć.
- To dlatego płakałaś? Bo za nimi tęsknisz?
Przez chwilę biję się z myślami.
- Też- odpowiadam w końcu.
Leżymy przez chwilę w milczeniu, aż zaczyna kropić deszcz.
- Widziałeś kiedyś jak z nieba pada coś innego niż deszcz?- pytam.
- Jasne. Często gdzieś wyjeżdżamy z rodzicami.
- Moi mnie nigdzie nie zabierali.
Chłopak siada na trawie i otrzepuje koszulkę.
- Może nie mieli kasy.
Prycham.
- Raczej czasu i chęci.
- Wstawaj leniu- mówi po chwili- pójdziemy się gdzieś schować.

Siedzimy w starej piekarni, która oczywiście była moim pomysłem. Ja zajadam się suchym chlebem, a Tony odchyla się na krześle śmiejąc się pod nosem.
- Na prawdę ci to smakuje? Taki zwykły chleb? Nawet bez masła?
Kiwam głową.
- To chyba najlepsze co ludzkość wymyśliła.
- Masz jeszcze jakieś inne dziwne upodobania żywnościowe?
Zastanawiam się przez chwilę.
- Chrupki ketchupowe.

Wysiadam koło mojego domu i macham Tony'iemu na pożegnanie. Zastygam z ręką na klamce bo z wewnątrz dobiegają krzyki. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale moja wrodzona ciekawość wygrywa. Podchodzę na czworaka pod okno kuchni.
-...winna !- krzyczy ciocia.
- Jest tak samo jak i on !- głos wujka.
- Pieprzysz głupoty, zresztą jak zwykle.
Przez chwilę panuje cisza. Potem znowu odzywa się ciocia już spokojniejszym głosem.
- Nie wiem czy to zrobisz czy nie, ale ja nie chcę być w to zamieszana.
- Zamieszałaś się w to już 20 lat temu. Mam ci odświeżyć pamięć?
Słyszę odgłos bitego szkła.
- Jesteś chory- słyszę jej zniżony trzęsący się głos.

.......................................................................................
Wiem wiem jest fatalny. Ale wiem co napisać za 10 rozdziałów, a te teraz jakoś słabo mi idą...
Przepraszam za długą przerwę.
                                      Rozdział z dedykacją dla wszystkich czytelników <3








wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 23

Szłam korytarzem w stronę sali baletowej gdy przede mnie wybiegł wyraźnie czymś rozbawiony Tony.
- Hej- zagadał idąc tyłem i nie spuszczając uwagi z mojej twarzy.
- Hej- odpowiedziałam szukając w torbie telefonu.
- Gdzie ci się tak spieszy? Na balet?- prychnął.
- Nie. Idę do szafki- odpowiedziałam unikając jego wzroku. Nie miałam ochoty na kpiny jakiegoś upierdliwego chłopaka.
- W takim razie idę z tobą.
Chciałam otworzyć siwe drzwiczki od szafki ale chłopak oparł się o nie ponownie wlepiając we mnie wzrok. Przewróciłam oczami i założyłam włosy za ucho.
- Słuchaj- powiedziałam najpoważniejszym tonem na jaki było mnie stać- nie mam ochoty się teraz z tobą użerać więc bądź proszę tak miły i odsuń się.
Ani drgnął. Zadzwonił dzwonek.
- Odejdź- rzuciłam na skraju wytrzymałości nerwowej- może tobie leży w naturze spóźnianie się i wkurzanie nauczycieli, ale mnie nie.
- Okay.
,, Alleluja ", pomyślałam.
- Ale mam jeden warunek.
Wiedziałam.
- No to się streszczaj.
- Przejdziesz się ze mną na mały spacerek po szkole.
- Znamy się nie cały jeden dzień.
- I?
Po jego minie można było wywnioskować, że nie ma zamiaru ustąpić.
- Dobra- powiedziałam w końcu- a teraz się odsuń. I jakby co to ty się tłumaczysz.
Z ociąganiem się odsunął.
- Do zobaczenia- szepnął mi do ucha i odszedł.
Już nie lubię tego typa.






Wyszłam ze szkoły opatulając się ciaśniej bluzą, naciągnęłam rękawy pocierając o siebie dłonie. Ruszyłam w stronę stojącego na parkingu samochodu Chrisa. Otworzyłam drzwi i obejrzałam się za siebie. Oparty o jedno z drzew przy wejściu do szkoły stał dobrze zbudowany chłopak w brązowej i bluzie z kapturem i uważnie mi się przyglądał. Nie wiem dlaczego, ale cały czas miałam nadzieję, że nie żartował z tym, że mam gdzieś z nim iść. Chyba po prostu potrzebuję chociaż przez chwilę nie myśleć o domu.
- Chris?
- Hmmm?
- Wrócę na piechotę, okay?
Zdziwił się trochę i popatrzył w tym samym kierunku co ja. Zaśmiał się głośno gdy zobaczył na co, a raczej na kogo się patrzę.
- Winstorm? Serio?- spytał z zażenowaniem.
Przewróciłam oczami.
- A co to za różnica kto to?
- Nie wygłupiaj się. Wsiadaj- poklepał siedzenie obok siebie.
- Nie będziesz mi rozkazywał- powiedziałam trzaskając drzwiami. Stanęłam na chodniku przed samochodem i podparłam ręce na biodrach- nigdzie nie jadę. Ty będziesz się tłumaczył dlaczego.
Prychnął i wysiadł. 
- Nie wygłupiaj się. Ile ty masz lat?
- Umysłowo więcej niż ty- obróciłam się i zaczęłam iść z powrotem w kierunku szkoły.
Podbiegł do mnie i chwycił mnie za rękę próbując zaciągnąć do samochodu.
- Jeszcze raz mnie dotknij a zacznę drzeć się w niebogłosy- próbował chwycić mnie ponownie- nie żartuję- zagroziłam.
- Dobra. Niech ci będzie. Ale jak ten gościu ci coś zrobi- powiedział ostrym tonem wskazując na Toniego- to ja za to nie odpowiadam- uważaj na niego.
Wsiadł do samochodu i odjechał. Co miał na myśli? 
- Czekasz na zbawienie?- spytałam podchodząc do Toniego.
- Zależy- uśmiechnął się do mnie i się wyprostował- idziemy?
- A skąd mam wiedzieć, że nie zaciągniesz mnie w ślepy zaułek i nie udusisz?- pytam podpierając rękę na biodrze.
- Wychodzę z założenia, że w życiu nic nigdy nie jest pewne.
- Optymista- mruknęłam- powiesz mi chociaż gdzie idziemy?- dodał głośniej.
- Niespodzianka.
- Nienawidzę niespodzianek.
Ruszyłam w stronę parkingu, a Tony śmiejąc się powlókł się za mną.
- Skąd wiesz, że to w tamtą stronę?- rzucił.
- Bo w przeciwną jest las- warknęłam- nie jestem głupia.

...................................................................
Tak, tak długo mnie nie było. Przepraszam :-( napisałabym coś dłuższego, ale niestety mam ograniczony dostęp do komputera...
<3 ale gdy tylko będę miała pełny dostęp napiszę dłuższy rozdzialik :-)

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 22

- Witajcie na pierwszej lekcji historii- powiedział wysokim głosem siwowłosy mężczyzna w brązowej kamizelce- nazywam się Matthias Timber i będę również waszym wychowawcą- usiadł na obrotowym krześle przy biurku i założył okulary- zaczniemy od sprawdzenia obecności.
,, Błagam tylko nie pierwsza, nie pierwsza ,,- modliłam się.
- Anderson May.
Jak zwykle to na nic.
- Jestem- wstałam unosząc delikatnie rękę do góry.
Cała się trzęsłam ze strachu. Nikogo tu nie znam. Jestem z innego kraju...
Nauczyciel zatrzymał się przy ostatnim nazwisku, westchnął głęboko i przeczytał:
- Winstorm Anthony.
Chłopak za mną zaśmiał się.
- Na dzisiejszej lekcji będziemy rozmawiać o...
Wyłączyłam się.Zaczęłam bazgrać coś po marginesie zeszytu. Schyliłam delikatnie głowę zakrywających się włosami gdy wyczułam na sobie wzrok dziewczyny siedzącej koło mnie.
Myślałam o Amber, Lenie, Raku, Gandalfie a nawet o babci. Żadne z nich się do mnie nie odezwało. Radzą sobie lepiej niż ja ? Tęsknią tak bardzo jak ja za nimi ?
W pewny momencie zobaczyłam łamy łez na mojej kartce. Wytarłam je pospiesznie mając nadzieję że nikt nie zauważył tego ani moich trzęsących się rąk. Obejrzałam się szybko za siebie. Chłopak z ostatniej ławki patrzył się na mnie badawczo marszcząc brwi. Obróciłam się szybko i przyjrzałam się temu co narysowałam. Mały obrazek przedstawiał coś na kształt serduszka- postrzępionego i ociekającego niewielkimi kropelkami- łzy albo krew.
Wyrwałam ta kartkę chyba trochę ze zbyt wielka siła i gniewem, bo połowa klasy, łącznie z nauczycielem patrzyła się na mnie jak na wariatkę.
- Panno Anderson, wszystko w porządku ?- spytał pan Timber.
Kiwnęłam delikatnie głowa
- To skoro jesteś tak zainteresowana lekcja to powiedz na proszę co wiesz o Wielkim Murze Chińskim.
Otoczona cichym śmiechem wyrecytowałam cicho:
- Jeden z Nowych cudów świata. Miał chronić Chińczyków przed najeźdźcami. Jego łączna długość wynosi 2400 km. Wielu ludzi umarło przy jego budowie. Mówi się ze ich szczątki są schowane w murze. Widoczny z kosmosu.
Pomruki niedowierzania szybko zmieniły się głośniejsze śmiechy. Szczerze mówiąc w ogóle mnie nie obchodzili.
Nauczyciel mnie pochwalił, a ja do dzwonka nadal rozmyślam nad wszystkim, szukając w tym dobrych stron. Takich oczywiście nie znalazłam.
Poszłam na lunch. Nie miałam najmniejszej ochoty na jedzenie.
Usiadłam koło Melody która zajmowała miejsce przy małym stoliku w rogu stołówki.
- I jak tam pierwsze lekcje? - zagadała zajadając się kanapka z szynką.
- Ujdzie- odpowiedziałam dziobiąc widelcem sałatkę.
- A masz w kasie jakichś fajnych chłopaków ?
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Nie rozglądałam się zbytnio.
Chwila ciszy.
- A ktoś przykuł w jakiś sposób twoją uwagę ? Może coś będę wiedziała - powiedziała uśmiechając się.
Już miałam odpowiedzieć ale stanął koło nas ciemnowłosy chłopak i mierząc mnie swoimi zielonymi oczami spytał:
- Wolne ?
Tony. Chłopak siedzący za mną w ławce, który na historii widział jak płacze.
- Jasne- mówię, podczas gdy Melody mało co nie dławi się swoim piciem. Rzuca mi zdezorientowane spojrzenie.
- Interesujesz się historią?- pyta chłopak.
- Nie. To dzisiaj to...
Nie kończę bo ze stołu przy wejściu ktoś wola jego imię.
- Przepraszam panie bardzo- mówi śmiejąc się i wstawać od stołu- złapie cie po szkole- wola do mnie.
Przytakuje i patrzę jak odchodzi.
Dopada go jakaś dziewczyna i pyta:
- Tony? Kto to jest?- wskazuje na mnie.
- Chodzi z nami do klasy. Pamiętasz?
- Taa. Panna Wielki Mur Chiński- śmieje się szyderczo.
- Przestań Ly- mówi tuląc ją- to tylko  koleżanka.
- Mam nadzieję.
Przez chwilę mam ochotę rzucić w nią sałatka.
- Nie denerwuj się nią- mówi Melody- nie warto marnować nerwów na taką debilkę jak Molly.
- Kto to jest dla Anthony'ego ?
- Bliźniaczka. Jedyna córka Winstormów. Bardzo rozpieszczona.
- Ilu on ma braci ?
- Pięciu. Wszyscy starsi.
WOW.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Robi wrażenie co ?- Mel wrzuca do buzi następne winogrono.
- Ale przystojny jest co ?
Parskam śmiechem.
- Nie zaprzeczysz.
Nie odpowiadam. Dzwoni dzwonek.
Patrzę na plan:
Balet
Śmieje się i myślę o tym ze to ostatnia lekcja.
...........................
Hej kochani! Długo nie nie było, ale nie miałam za dużo czasu ostatnio. Zaraz poprawie wszystkie błędy i dodam dedykacje. Przepraszam za błędy ale pisałam rozdział z telefonu. Obiecuje ze w następnym rozdziale zrobi się ciekawie :-)


czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 21

- A już się cieszyłam, że się od ciebie na resztę dnia uwolnię- powiedziałam wsiadając do białego kabrioleta stojącego na podjeździe.
- No widzisz ? Przeznaczenie- odpowiedział przekręcając kluczyk w statyjce. 
Przewróciłam oczami.
- Nie wierzę w to.
- W co? 
- W przeznaczenie. - odpowiedziałam oglądając kosztowne domy, które mijaliśmy.
- Dlaczego ? 
- Nie wiem. Po prostu nie wieżę w to, że ktoś jest dla kogoś przeznaczony- odchylilłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy przed świecący na nie słońcem- dużo ludzi mówi że są dla siebie przeznaczeni, a potem dupa... rozstają się i nigdy do siebie nie wracają.
- A jeśli wracają?- spytał nie spuszczając wzroku z drogi.
- To wtedy znaczy, że albo nie mogą bez siebie żyć, albo no cóż...mają obsesję.
Zaśmiał się i trochę przyspieszył.
- Nie jadę za szybko ?
- Nie. Lubię szybkość.
- I się nie boisz ?- uniósł brwi.
- Nie. Chyba, że usiłujesz nas zabić.
Samochód zatrzymał się przed olbrzymim oszklonym budynkiem z białymi ścianami. Nad staromodnymi, rzeźbionymi drzwiami, które strasznie kolidowały z nowoczesnymi ścianami budynku widniał kolorowy napis UNIWERSYTET BARTONA.
- Masz zamiar wysiąść ?- spytał Chris.
- Tak, sorry zamyśliłam się.
- To miłych trzech lat w tej dziurze.
- Spadaj już - zaśmiałam się i pewnym krokiem ruszyłam w stronę wejścia.Stał tam jakiś starszy nauczyciel i próbując przebić się przez wrzaski uczniów krzyczał :
- Pierwszoklasiści na prawo po plany lekcji gabinet numer 24. Reszta sobie poradzi.
Mężczyzna starł pot z czoła i kontynuował. Odebrałam plan lekcji i kluczyk od szafki.
Dotarłam do niej i na końcu korytarza zobaczyłam blondynkę,  która zmagała się z wielką stertą książek. Wpadł na nią jakiś wielki, pryszczaty chłopak tak że grube okulary prawie spadły jej z nosa.
- Uważaj jak łazisz baranie !- wrzasnęła za nim dziewczyna i szła dalej .
- Od kiedy jesteś taka ostra okularniku?- chłopak zaśmiał się pod nosem i przewrócił się na schodach o swoje niezwiązane sznurówki. Dziewczyna przewróciła oczami. Nagle spojrzała na mnie i z szerokim uśmiechem do mnie podeszła.
- Hej. Jesteś nowa, prawda ?- spytała. Pokiwałam delikatnie głową- super- uśmiech nie znikał jej z twarzy- to są twoje książki- podała mi połowę lektur ze stosu- oj przepraszam nie przedstawiłam się. Jestem Melody Adelite i oprowadzę cię po tym...- przerwała zastanawiając się nad słowem- gmachu, przekażę zasady, opowiem o ludziach...chodź ze mną- ruszyłyśmy razem korytarzem.
- Macie tu jakąś tradycję czy coś ?- spytałam- chodzi mi o to oprowadzanie.
- Dyrektor tak mówi. Według mnie nie chce mu się po prostu ruszać tłustego tyłka z fotela. I wręcza się starszymi uczniami. To w jakiej jesteś klasie?
Spojrzałam na kartkę, która dostałam od sekretarki. Nic nie było tam napisane.
- Pokaż- powiedziała wyciągając rękę- kasa poznawcza C.
CO?
- Czyli klasa bez określonego zajęcia- dodała szybko- będziesz miała wszystkie raz dziennie. Klasy, że tak powiem...określone mają tylko jedno zajęcie cały czas. Jest klasa instrumentalna, wokalna, teatralna, taneczna i sportowa. zależnie od komisji są np. trzy klasy taneczne załóżmy: balet, cheeleding i street dance. Różnie bywa. Klas poznawczych jest najwięcej. I mają taki...full wypas. I po roku muszą określić co chcą robić i klasy poznawcze się likwiduje. Chyba, że większość osób chce wtedy robić parę rzeczy to wtedy komisja może orzec że zostawią jedną poznawczą.
Byłam trochę przytoczona tym wszystkim, ale za min zdążyłam się o coś spytać, Melody zatrzymała się przez dużymi, metalowymi drzwiami, pchnęła je bez najmniejszego wysiłku i mówiła dalej.
- Tu są właśnie studia nagrań, sale z instrumentami, sceny, sale baletowe, basen i boisko- mówiła wskazując w różnych kierunkach - ta część, w której byłyśmy wcześniej to cześć lekcyjna.
Westchnęłam cicho- jeszcze więcej informacji.
Melody się zaśmiała.
- Nie martw się ją też się na początku gubiłam- spojrzała na zegarek- do zobaczenia na lunchu! - krzyknęła i ruszyła w stronę sal z instrumentami.
Miałam jej tyle pytań do zadania. Nawet nie wiem do jakiej chodzi klasy. I o co chodzi z tą komisją? Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek, który zadzwonił tuż nad moim uchem. Przetarg  je delikatnie i spojrzałam na plan.
HISTORIA
Jeszcze lepiej. Westchnęłam plan z powrotem do kieszeni i ruszyłam na korytarz lekcyjnych w poszukiwaniu odpowiedniej sali.

............................................................................
Hej kochani ! Wiem,  że długo mnie nie było,  ale mam ferie i jestem na zimowisku i nie mam za wiele czasu. Rozdział trochę słaby,  ale obiecuję, że w następnym będzie się działo. I dodam wtedy dedykacje, bo teraz nie za bardzo mam jak 😟
📅📇📋📃📄
KOCHAM WAS

























środa, 14 stycznia 2015

Ogłoszenia

Niestety nie mogę dodać teraz rozdziału chociaż bardzo naprawdę bardzo bym chciała. Proszę zrozumcie, że mam karę i nie dam rady. Odzyskam komputer i telefon w piątek wiec weekend ( jak na feriach będzie internet ) dodam na pewno bo jest on napisany ale nie opracowany. Prosze nie zniechęcajcie się.
KOCHAM WAS ZA TO ŻE JESTEŚCIE <3

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 20

Obudziłam się z wrzaskiem, bo ktoś przyłożył mi w twarz poduszką.
Koło mojego łóżka zobaczyłam wysokiego dość szczupłego chłopaka, którego to wszystko najwyraźniej bardzo rozśmieszyło.
- Porąbało cię czy jak?- wydarłam się na niego.
- Biorąc pod uwagę, że śpisz jak zabita nie miałem stosunkowo innego wyjścia.
- Debil- mruknęłam i zwlokłam się z łózka- mógłbyś wyjść? Chcę się ubrać.
Ale ten ani drgnął tylko siedział na krześle przy biurku i głupkowato się do mnie szczerzył.
- Czy to konieczne?
- Nie, nie wychodź będę się przy tobie rozbierać- rzuciłam sarkastycznie.
- Nie pogardziłbym.
- Zboczeniec.
- Znasz człowieka  dwie minuty i już nazywasz go zboczeńcem?- spytał marszcząc brwi.
- Mam swoje powody- rzuciłam wyciągając czyste ciuchy na łóżko- a teraz bądź tak uprzejmy i zabierz swój tyłek z mojego pokoju.
Chłopak z ociąganiem podniósł się z krzesła i ruszył do drzwi.
- Jesteś ładniejsza niż myślałem- mruknął już za drzwiami.
- Ta ładniejsza niż myślałeś jest również twoją kuzynką.
- A czy to w czymś przeszkadza?- spytał wychylając swoją czarną czuprynę przez szparę w drzwiach.
- Wal się Alfred- rzuciłam w niego poduszką. Zaśmiał się.
- Alfred?
- Nie przedstawiłeś się mi.
- Jestem Ch...
- Tak tak wiem- przerwałam mu i usiadłam na miękkim krześle przy pianinie, podkuliłam nogi i zaczęłam patrzeć przez okno na piękny tajemniczy las. Dzisiaj rano miałam nastawione budziki. Jak zazwyczaj nic mi to nie dało. Gdybym była w domu maluchy by do mnie przybiegły. Pierwsza i nie ostatnia rzecz, której tak strasznie mi brakuje.
Wczoraj chciałam poczytać trochę o nowej szkole. Ale jakoś się na to nie zdobyłam. Postanowiłam, że reszty i tak dowiem się z czasem. Ciocia przekazała mi tylko parę podstawowych rzeczy. Że chodzi się tam cały rok, z tym że są trzy dni weekendu, bo piątek służy tylko i wyłącznie na korepetycje i dodatkowe zajęcia. I to co mnie zmartwiło najbardziej. MUNDUREK. Urok prywatnej szkoły.
Gapiłam się teraz na tą czarną spódniczkę za kolano i niebiesko- białą koszulkę. To mnie istnie przerażało.
W końcu zebrałam się na odwagę by to na siebie włożyć. Upięłam włosy w kok i zeszłam na dół. Przy długim brązowym stole dobrze zbudowany  siwiejący mężczyzna popijał kawę i uzupełniał jakieś papiery. Na przeciwko niego siedzieli dwaj mali chłopcy. Jeden grał w jakąś grę na telefonie pochylając delikatnie swoją blond czuprynę. Drugi miał zmierzwione włoski i zajadał płatki z mlekiem. Ciocia siedziała na rogu stołu i uśmiechała się do mnie.
- Dzień dobry śpiochu- powiedziała.
- Dzień dobry.
- Ślicznie wyglądasz. Znacznie lepiej niż wczoraj.
- Dziękuję- uśmiechnęłam się grzecznie smarując sobie kanapkę masłem.
- To jest wujek Brandon- powiedziała wskazując na mężczyznę po jej lewej stronie. Uśmiechnął się ukazując rząd prawie białych zębów- to Archie - starszy chłopiec ie zwrócił na to uwagi zajęty swoją grą- a ten mały łobuz to Aiden- młodszy chłopiec uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Nie miał dwóch zębów na przodzie- Chrisa już za pewne poznałaś.
Pokiwałam głową:
- Miły chłopak- mruknęłam sarkastycznie w nadziei, że nikt mnie usłyszy.
Jak skończyłam jeść spakowałam szybko moją małą torebkę.
- Chris cię odwiezie- krzyknęła ciocia gdy wychodziłam z domu.
Świetnie.
.....................................................................................................................................................................................................................................................................................
I jak wam się podoba? Rozdział pisany w pośpiechu, ale nie ostatnio nie mam za wiele czasu :-(
Mogę dać wam gwarancję, że następny rozdział jest już napisany, więc tylko lekko go opracuję i dodam najpóźniej jutro.
KOCHAM WAS!!!!
DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚCIE <3

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 19

Wsiadłam do samolotu, zajęłam swoje miejsce w ostatnim rzędzie przy ścianie, włożyłam do uszu słuchawki, zwinęłam swoją bluzę w kłębek i położyłam na niej głowę. Zamknęłam oczy, z których ciągle wypływały nowe łzy i odpłynęłam. Obudziłam się dopiero kiedy wylądowaliśmy i wszyscy zaczęli bić brawo. Ja nie podzielałam ich entuzjazmu. Zaczęłam zanosić się płaczem. Tym razem gwałtowniej niż kiedykolwiek. Teraz nie ma już odwrotu. Jestem w obcym kraju, z obcymi ludźmi mówiącymi w innym języku. Na dworze lał deszcz. Witamy w Londynie!
Chwyciłam swoją walizkę i zaczęłam rozglądać się za ciocią. Stała pod schodami. Miała identyczne zielone oczy i jasne włosy jak mój tata. Podeszłam do niej, a ona tylko mnie przytuliła. Trochę mnie to zaskoczyło, ale z uśmiechem odwzajemniłam gest.
- Nie smuć się- powiedziała,gdy szłyśmy do samochodu- spodoba ci się tam gdzie mieszkamy. W szkole na pewno też.
Nie byłabym taka pewna.
Podróż do domu cioci nie trwała zbyt długo. kiedy wysiadłam z samochodu przed sobą zobaczyłam długą ulicę, na której były wyłącznie domki jednorodzinne, na których trawy były idealnie przystrzyżone, a na podjazdach stały kosztowne samochody. Nie wiedziałam, że ciocia jest bogata. Weszłyśmy przez czarne lakierowane drzwi do olbrzymiego salonu. Wysoki sufit  miał biały kolor, tak jak płytki. Zamiast ścian były olbrzymie okna z widokiem na las. Po prawej stronie pomieszczenia stał jasno brązowy stół z krzesłami a po drugiej stronie czarna sofa i wiszący na ścianie telewizor plazmowy. Chyba największy jaki widziałam w życiu. W płytkach odbijał się blask marmurowego kominka i kryształowych żyrandoli. Na następne piętro prowadziły długie schody ozdabiane kawałkami drewna.
- Chcesz zobaczyć swój pokój ? -spytała ciocia  wyrywając mnie z zachwycania się jej domem.
- Jasne- uśmiechnęłam się delikatnie, a ciocia wzięła moją walizkę, jakby ważyła tyle co piórko i zaprowadziła mnie na następne piętro.
Jedna ściana pokoju była tak samo jak w salonie cała oszklona. Ściany miały beżowy kolor. Gdy weszłam dalej w rogu zobaczyłam czarne biurko z półką na książki. Oprócz tego pod ścianą stało wielkie łóżko a ścianę na przeciwko okna w całości zajmowała olbrzymia szafa z lustrem. Na przeciwko łóżka wisiał średnich rozmiarów biały  telewizor i dwa głośniki. Pod oknem stał fortepian.
- Ciociu?
Odwróciła się z nie schodzącym jej z twarzy uśmiechem. Teraz zauważyłam, że jak się uśmiecha w kącikach oczu pojawiają się jej delikatne zmarszczki.
- Po co mi fortepian?
- Och...-zmieszała się odrobinę- nie czytałaś ulotki tej twojej nowej szkoły?
Pokręciłam głową.
 Będziesz musiała tam wybrać sobie jakiś instrument. Słyszałam, że kiedyś podobał ci się fortepian, więc pomyślałam, że ci się przyda.
Że co?
- Masz tą ulotkę?- spytałam.
- Tak jasne. Zaraz ci przyniosę.
Powiedziała i skierowała się do wyjścia, a ja rzuciłam się na moje łózko.
- A i jeszcze jedno- obróciła się w moją stronę- za tymi drzwiami- wskazała na drzwi na przeciwko wejścia- jest twoja o moja łazienka.
Osobna łazienka?
- Mam trzech synów, więc pomyślałam, że będzie milej, jak będziesz miała osobną łazienkę.
- Trzech?! -spytałam chyba trochę za głośno.
Ciocia się zaśmiała.
- Tak, trzech. Zawsze chciałam mieć córkę, ale no cóż...nie wyszło. Niedługo powinnaś ich poznać. Wyszli z moim mężem do kina. Jeden ma 6 lat, drugi 9, a najstarszy 18.
O mój Boże.
- Nie bój się nie są tacy źli- znowu się zaśmiała- dobra. Dam ci spokój. Rozpakuj się w spokoju.
Wyszła zamykając za sobą drzwi i zostawiając mnie w pustym pokoju, który tak drastycznie różnił się od mojego poprzedniego, ciepłego i ciemnego pokoiku z mnóstwem przyjaznych pierdółek na szafkach, że byłam pewna, że nigdy nie poczuję się tu jak u siebie.

...............................................................................................................................................
Błagam nie bijcie! Wiem, że rozdział fatalny, ale cierpię na brak weny :-((
I dziękuję wszystkim, którzy komentują za to, że jesteście ze mną <3
Czyli:
ja- mewa
gumis mis
E. Marianna G.
Niepowtarzalna
zuz9 <3
ponczek54
jatoaaa
Weroni kaa
Aleksandra Grzesik
Kasia
Krystix PL
Paula Ppp
Alex F.
Markaskor
Kocham was i przepraszam jak pomyliłam kogoś nazwę lub o kimś zapomniałam :-) Gdyby tak się zdarzyło piszcie :-)