Po rozdaniu świadectw mama czekała już na mnie pod szkołą. Obróciłam się i ostatni raz spojrzałam na obdrapane ściany budynku. Na wielkim napisie nad wejściem- GIMNAZJUM NR 5- pod literką M nadal widniał napis ,,wchodzisz na własną odpowiedzialność" wypisany markerem permanentnym przez Raka, kiedy Olka przez cały dzień latała po szkole jak oszalała, bo mama nie pozwoliła jej iść na imprezę urodzinową jej chłopaka. Bałam się wtedy, że kogoś pobije, bo na swojej przepełnionej gniewem obrzydliwej twarzy miała wypisane ,, lepiej się nie zbliżaj bo ci wleję ".
Albo wgniecenie na parapecie na parterze zostawione przeze mnie i Lenę, gdy podczas lekcji w bibliotece tańczyłyśmy na nim wymachując w powietrzu nogami i potem spadłyśmy z niego wpadając w kwiatki i brudząc się ziemią.
Jeszcze innym razem Gandalf dowiedział się, że Mendryk rozstał się z żoną i przed matmą na tablicy narysował jego podobiznę w obcisłym stroju z pióropuszem i podpisał ,, jestem wolny. Bierz jeśli chcesz". Pamiętam, że Lena wtedy popłakała się ze śmiechu i zmoczyła całą ławkę.
Gdy to wszystko sobie przypomniałam łzy mimowolnie zaczęły mi płynąć po policzkach. Świadomość, że większości ludzi z którymi wszystko to przeżyłam, nigdy już nie zobaczę, rozbroiła mnie do końca. Lenie nie mówiłam, że wyjeżdżam. Zostawiłam jej w szafce list. Nie zniosłabym jej reakcji gdybym powiedziała jej to prosto w twarz.
Wsiadłam pospiesznie do samochodu trzaskając drzwiami i zobaczyłam siedzącą w swoim fioletowym foteliku Amber. Płakała. Dlaczego rodzice ją zabrali? Przytuliłam ją najmocniej jak potrafiłam, rzuciłam mamie nienawistne spojrzenie i szepnęłam siostrzyczce na ucho:
- Nie martw się nie długo wrócę. Naprawdę. Kocham cię najbardziej na świecie i nigdy nie przestanę. Pamiętaj o tym.
Chociaż sama płakałam przez całą drogę starałam się ją uspokoić. Gdy podjechaliśmy na lotnisko wzięłam jej małą twarzyczkę w ręce, pocałowałam ją delikatnie w czółko i pośpiesznie wysiadłam z samochodu. Wyjęłam moją jedyną walizkę z bagażnika, przerzuciłam torebkę przez ramię i pędem rzuciłam się w stronę wejścia. Nie chciałam się żegnać z rodzicami.
Nie chciałam już dzisiaj więcej płakać. Już miałam przejść przez bramkę, kiedy zobaczyłam jego. Tak, własnie RAKA. Zobaczył mnie. Przeszłam koło niego jakbym go nie znała.
- May, zaczekaj. Proszę.
Odwróciłam się.
- Mówiłam ci, że nie chcę cię więcej widzieć.
Szłam dalej. Złapał mnie za nadgarstek i przysunął do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale bezskutecznie,
- May...ale ja... cię kocham.
Nie wytrzymałam. Łzy same napłynęły mi do oczu.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? Wtedy wszystko byłoby inaczej! Może nie musiałabym wyjechać? Tyle czasu na to czekałam...- łzy płynęły mi strumieniami i ze złości zaczęłam okładać go pięściami. On tylko mnie przytulił.
- Czekałam...naprawdę...cały ten czas- mówiłam po raz ostatni wdychając jego zapach. Wtedy delikatnie mnie od siebie odsunął i tak po prostu pocałował. Czułam jego ciepłe usta na moich. Pragnęłam tego. Pragnęłam jego. Tak bardzo nie chciałam wyjeżdżać. Chciałam przy nim być przez całą wieczność. Chciałam, żeby ta chwila trwała jak najdłużej.
- Wołają cię- usłyszałam cichy głos Raka przy moim uchu.
Rzuciłam się mu na szyję zatapiając palce w jego ciemnych włosach.
- Kocham cię Rak- szepnęłam- i zawsze będę cię kochała.
Jak najszybciej się od niego oderwałam i pobiegłam w stronę bramek. Gdy wychodziłam na zewnątrz, ostatni raz na niego spojrzałam. Stał w tym samym miejscu z opuszczonymi rękami, A w jego oczach krył się najgłębszy smutek jaki widziałam w życiu. W tym momencie serce rozpadło mi się na 100000 kawałków.
.....................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Hej kochani ! Jak wam się podoba rozdział? Wiem, że jestem okropna.
Kocham was za to że jesteście! Pod następnym rozdziałem umieszczę dedykacje. <3
Czekam na wasze opinie w komentarzach. Jestem gotowa na wszystko :-D
wtorek, 30 grudnia 2014
niedziela, 28 grudnia 2014
Rozdział 17
Przez cały następny dzień nie miałam zamiaru wychodzić z pokoju. Nie chciałam patrzeć na rodziców.Nie po tym co mi zrobili. Zastanawiałam się czy myślą co własnie robią. Oczywiście nie miałam problemu z tym, żeby i c h zostawić. Ale cały czas myślałam o maluchach. Jak ja powiem małej siostrzyczce, która na każdym kroku brała ze mnie przykład i była osobą, która zdecydowanie najbardziej mnie kochała, tak jak ja ją, że ją zostawię. Mimo, że nie z własnej woli ją opuszczę ona tego nie zrozumie. Jest na to za mała. Potem już nie będzie pamiętać o tym, że kiedyś tak mocno mnie kochała. Będę dla niej tylko siostrą, która tylko czasem będzie ją odwiedzać i która nawet nie zaprowadzi jej za rączkę do pierwszej klasy i nie będzie jej później pomagać w lekcjach. Będzie z resztą znacznie więcej sytuacji, w których będzie mnie potrzebowała.
A Lena? Może zrozumie,że nie miałam wyjścia, ale nie mogę być pewna, że znajdzie sobie przyjaciółkę. Tyle o niej wiedziałam. Ona o mnie. Za dużo, żeby się rozstawać. A jak ludzie w szkole zareagują na tą wpadkę z narkotykami? Wieści w szkole szybko się rozchodzą. Nikt pewnie nie będzie myślał o tym, że ktoś ją w to wrobił ( tak jak mnie ). To będzie się za nią ciągnęło. I nigdy nie wybaczy mi, że wtedy mnie z nią nie było.
Przez pół dnia, przewalałam się bez sensu po pokoju, a na dodatek, jeszcze jedna myśl nie dawała mi spokoju. Rak. Nie chciałam o nim myśleć. Chciałam go wyrzuć z głowy jak niepotrzebnego śmiecia i zamknąć ten rozdział na zawsze. A jednak nie mogłam. To nie mogło się tak skończyć. Wyjęłam telefon z pod poduszki i napisałam do niego SMS-a.
CZEKAM O 16 TAM GDZIE ZAWSZE
W duchu karciłam się za to co mam zamiar mu powiedzieć. Ale należało mu się.
Z rodzicami nie miałam większego problemu. Wyszłam zwyczajnie przez drzwi wejściowe. Nie mogą mi nie pozwolić się pożegnać.
Rak czekał na tej samej ławeczce co wtedy kiedy poszliśmy na naleśniki. Wtedy wszystko było ok. To on to spierdzielił. Nie ja.
Wstał. Przedstawienie czas zacząć!
- Hej chci...
- Nic nie mów- przerwałam najchłodniejszym tonem głosu na jaki mnie było stać-chciałam ci tylko powiedzieć, że wyjeżdżam.
- Co?!- krzyknął - ale gdzie? Jeśli mogę...
- Nie krzycz na mnie. I nie. Nic nie możesz zrobić. To moja decyzja. Wyjeżdżam po rozdaniu świadectw. Pewnie nigdy się więcej nie zobaczymy.
- Błagam cię. Zostań. Na prawdę cię...
- Nie chcę twoich przeprosin- powiedziałam uciszając go ruchem ręki.
- Nie możesz...-zaczął spokojnym błagalnym tonem, ale było widać, że z trudem nad sobą panuje. Bo co chwila mięśnie jego twarzy się napinały.
Nie wytrzymałam już dłużej. Teraz krzyczałam.
- Zostanę i co? Będziemy unikać się na korytarzu ? A może udamy, że nic się nie stało ? To się nie uda.
Odwróciłam się gotowa do odejścia, ale podbiegł do mnie kładąc mi rękę na ramieniu. Szybko ją zrzuciłam. I szłam dalej.
- May ! - krzyczał za mną- May błagam Cię !! To nie może się tak skończyć.
- Jak widzisz może !- powiedziałam przez zaciśnięte zęby- nie chcę cię więcej widzieć.
Odeszłam nie oglądając się za siebie. Wiedziałam jaki ból mu sprawiłam. Byłam najokrutniejszą osobą na świecie. Ale sobie zasłużył. To nie mogło się inaczej skończyć. Miałam po tym zapomnieć o nim na zawsze. Chyba mocno się pomyliłam.
............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Wyrobiłam się w obiecanym terminie :-) i jak wam się podoba rozdział? Może nie wyszedł fenomenalny, ale chyba też nie najgorszy. I błagam nie zabijajcie mnie za niego ;-) czekam na wasze szczere opinie i uwagi <3
A Lena? Może zrozumie,że nie miałam wyjścia, ale nie mogę być pewna, że znajdzie sobie przyjaciółkę. Tyle o niej wiedziałam. Ona o mnie. Za dużo, żeby się rozstawać. A jak ludzie w szkole zareagują na tą wpadkę z narkotykami? Wieści w szkole szybko się rozchodzą. Nikt pewnie nie będzie myślał o tym, że ktoś ją w to wrobił ( tak jak mnie ). To będzie się za nią ciągnęło. I nigdy nie wybaczy mi, że wtedy mnie z nią nie było.
Przez pół dnia, przewalałam się bez sensu po pokoju, a na dodatek, jeszcze jedna myśl nie dawała mi spokoju. Rak. Nie chciałam o nim myśleć. Chciałam go wyrzuć z głowy jak niepotrzebnego śmiecia i zamknąć ten rozdział na zawsze. A jednak nie mogłam. To nie mogło się tak skończyć. Wyjęłam telefon z pod poduszki i napisałam do niego SMS-a.
CZEKAM O 16 TAM GDZIE ZAWSZE
W duchu karciłam się za to co mam zamiar mu powiedzieć. Ale należało mu się.
Z rodzicami nie miałam większego problemu. Wyszłam zwyczajnie przez drzwi wejściowe. Nie mogą mi nie pozwolić się pożegnać.
Rak czekał na tej samej ławeczce co wtedy kiedy poszliśmy na naleśniki. Wtedy wszystko było ok. To on to spierdzielił. Nie ja.
Wstał. Przedstawienie czas zacząć!
- Hej chci...
- Nic nie mów- przerwałam najchłodniejszym tonem głosu na jaki mnie było stać-chciałam ci tylko powiedzieć, że wyjeżdżam.
- Co?!- krzyknął - ale gdzie? Jeśli mogę...
- Nie krzycz na mnie. I nie. Nic nie możesz zrobić. To moja decyzja. Wyjeżdżam po rozdaniu świadectw. Pewnie nigdy się więcej nie zobaczymy.
- Błagam cię. Zostań. Na prawdę cię...
- Nie chcę twoich przeprosin- powiedziałam uciszając go ruchem ręki.
- Nie możesz...-zaczął spokojnym błagalnym tonem, ale było widać, że z trudem nad sobą panuje. Bo co chwila mięśnie jego twarzy się napinały.
Nie wytrzymałam już dłużej. Teraz krzyczałam.
- Zostanę i co? Będziemy unikać się na korytarzu ? A może udamy, że nic się nie stało ? To się nie uda.
Odwróciłam się gotowa do odejścia, ale podbiegł do mnie kładąc mi rękę na ramieniu. Szybko ją zrzuciłam. I szłam dalej.
- May ! - krzyczał za mną- May błagam Cię !! To nie może się tak skończyć.
- Jak widzisz może !- powiedziałam przez zaciśnięte zęby- nie chcę cię więcej widzieć.
Odeszłam nie oglądając się za siebie. Wiedziałam jaki ból mu sprawiłam. Byłam najokrutniejszą osobą na świecie. Ale sobie zasłużył. To nie mogło się inaczej skończyć. Miałam po tym zapomnieć o nim na zawsze. Chyba mocno się pomyliłam.
............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Wyrobiłam się w obiecanym terminie :-) i jak wam się podoba rozdział? Może nie wyszedł fenomenalny, ale chyba też nie najgorszy. I błagam nie zabijajcie mnie za niego ;-) czekam na wasze szczere opinie i uwagi <3
wtorek, 23 grudnia 2014
Rozdział 16
Jacht Olki był na prawdę ogromny. Miał z trzy piętra i sięgał do połowy szerokości rzeki. Na drugim piętrze jacyś napici kolesie rzucali puszki do wody i wychylali się przez barierki patrząc jak daleko polecą. Muzyka grała tak głośno, że słyszała ją pewnie połowa Krakowa. Na co ja się dałam namówić? Poszłyśmy w stronę mostu, który prowadził do głównego wejścia. Zatrzymał nas tam jakiś wielki ochroniarz i niskim głosem ryknął;
- Imię i nazwisko proszę.
Przecież Olka nas nie zaprosiła to oczyw...
- Anna Mazur i Emilia Lem- wyrecytowała Lena.
Wytrzeszczyła na nią oczy. Ona tylko wzruszyła ramionami i puściła do mnie oczko. W środku był olbrzymi parkiet z mnóstwem tańczących ludzi. Widać było, że większości z nich daleko jest do trzeźwości. Jakiś chłopak na schodach zaczął rozpinać koszulę, a przed nim wiła się jakaś napalona blondyna w obrzydliwej sukience ze zdecydowanie za dużym dekoltem. Boże...Przeszły mnie ciarki obrzydzenia i postanowiłam, że dalej już rozglądać się nie będę.
- Dobra Lena damy radę tylko musimy się trzymać- przerwałam i zobaczyłam przyjaciółkę wijącą się na parkiecie z jakimś chłopakiem- razem- dokończyłam i ze zrezygnowaniem usiadłam przy pustym stoliku koło schodów. Chwilę później przysiadł koło mnie jakiś starszy ode mnie chłopak. Miał może z 18 lat. Na jego dżinsach widniała jakaś fioletowa plama, na twarzy miał kilku dniowy zarost, a na koszuli zobaczyłam kremowy ślad pudru. Założył nogi na stół.
- Dlaczego taka ładna dziewczyna siedzi sama?- spytał uśmiechając się pod nosem. W tej chwili wiele dziewczyn, które znam rzuciło by się na niego z ochotą posmakowania jego ust. Ale ja tylko gapiłam się przed siebie.
- Znamy się?- spytałam.
- Nie- zbliżył się trochę- ale z chęcią cię poznam.
- Nie dzięki- rzuciłam obojętnym tonem i odwróciłam głowę.
- Szkoda- szepnął mi do ucha, tak że przeszły mnie ciarki obrzydzenia i odszedł.
Nagle wszyscy ludzie zaczęli biegać do wyjścia albo skakać do wody, Na początku nie za bardzo wiedziałam o co chodzi, ale po chwili zobaczyłam policjantów okrążających parkiet i wszystko stało się jasne. Gdy nikt już nie miał jak uciec na jeden ze stołów wszedł policjant i ryknął przez magnetofon:
- Dostaliśmy wiadomość, że na tej imprezie kwitnie używanie i handel narkotykami- wszyscy
zebrani zaczęli głośno buczeć- spokój!! Teraz wszyscy grzecznie ustawicie się pod ścianą i moi koledzy was przeszukają. Jeśli nic nie znajdziemy damy wam spokój.
Nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Siedziałam tylko ciągle w tej samej pozycji gapiąc się w jakiś punt przede mną. Podszedł do mnie jakiś policjant. Młody. Miał może z 25 lat.
Przeszukiwał moją torebkę. Nagle się zatrzymał spojrzał na mnie dziwnie. I krzyknął;
- Chłopaki! Coś mam!
Właśnie w tym momencie zeszłam na zawał.
Policjant położył mi rękę na plecach i szepnął;
- W co ty się wpakowałaś?
Gdy wyszliśmy na zewnątrz zobaczyłam, że inni policjanci prowadzą więcej ludzi. Wśród nich była też zapłakana Lena.
Siedziałyśmy z nią teraz na zimnych krzesłach w poczekalni na posterunku.
Podczas przesłuchania ten sam facet ciągle pytał mnie od kogo dostałam te narkotyki i gadał coś o złagodzeniu kary. Tyle samo razy ja mu odpowiadałam, że to nie moje i że mogą sprawdzić że nie ma tam moich odcisków. I oczywiście miałam rację.
Jak jechałam z rodzicami do domu nikt nie odezwał się ani słowem. I dobrze. Nie miałam zamiaru słuchać paplania taty o ,,konsekwencjach mojego czynu ".
Gdy weszłam do mojego pokoju zobaczyłam na łóżku otwartą walizkę. Za mną weszła mama.
- Pakuj się. Wyjeżdżasz po rozdaniu świadectw.
- Ale...
- Bez dyskusji. Ciocia już szykuje dla ciebie pokój.
.........................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam za długą przerwę. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba :-)
I z całego serca dziękuję :
zuz9
gumis mis
Niepowtarzalna
jatoaaa
E.Marianna G.
Austin and Ally
Markaskor
Kasia
Grey Angel
Za komentarze na moim blogu. Jesteście dla mnie przeogromną motywacją :-)
Dzięki wam mam ochotę pisać dalej.
I dziękuję mojej mamusi za podrzucenie pomysłu na ten rozdział <3
PS Ostatnio mam wenę więc w tym tygodniu pewnie dodam następny rozdział :-D
- Imię i nazwisko proszę.
Przecież Olka nas nie zaprosiła to oczyw...
- Anna Mazur i Emilia Lem- wyrecytowała Lena.
Wytrzeszczyła na nią oczy. Ona tylko wzruszyła ramionami i puściła do mnie oczko. W środku był olbrzymi parkiet z mnóstwem tańczących ludzi. Widać było, że większości z nich daleko jest do trzeźwości. Jakiś chłopak na schodach zaczął rozpinać koszulę, a przed nim wiła się jakaś napalona blondyna w obrzydliwej sukience ze zdecydowanie za dużym dekoltem. Boże...Przeszły mnie ciarki obrzydzenia i postanowiłam, że dalej już rozglądać się nie będę.
- Dobra Lena damy radę tylko musimy się trzymać- przerwałam i zobaczyłam przyjaciółkę wijącą się na parkiecie z jakimś chłopakiem- razem- dokończyłam i ze zrezygnowaniem usiadłam przy pustym stoliku koło schodów. Chwilę później przysiadł koło mnie jakiś starszy ode mnie chłopak. Miał może z 18 lat. Na jego dżinsach widniała jakaś fioletowa plama, na twarzy miał kilku dniowy zarost, a na koszuli zobaczyłam kremowy ślad pudru. Założył nogi na stół.
- Dlaczego taka ładna dziewczyna siedzi sama?- spytał uśmiechając się pod nosem. W tej chwili wiele dziewczyn, które znam rzuciło by się na niego z ochotą posmakowania jego ust. Ale ja tylko gapiłam się przed siebie.
- Znamy się?- spytałam.
- Nie- zbliżył się trochę- ale z chęcią cię poznam.
- Nie dzięki- rzuciłam obojętnym tonem i odwróciłam głowę.
- Szkoda- szepnął mi do ucha, tak że przeszły mnie ciarki obrzydzenia i odszedł.
Nagle wszyscy ludzie zaczęli biegać do wyjścia albo skakać do wody, Na początku nie za bardzo wiedziałam o co chodzi, ale po chwili zobaczyłam policjantów okrążających parkiet i wszystko stało się jasne. Gdy nikt już nie miał jak uciec na jeden ze stołów wszedł policjant i ryknął przez magnetofon:
- Dostaliśmy wiadomość, że na tej imprezie kwitnie używanie i handel narkotykami- wszyscy
zebrani zaczęli głośno buczeć- spokój!! Teraz wszyscy grzecznie ustawicie się pod ścianą i moi koledzy was przeszukają. Jeśli nic nie znajdziemy damy wam spokój.
Nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Siedziałam tylko ciągle w tej samej pozycji gapiąc się w jakiś punt przede mną. Podszedł do mnie jakiś policjant. Młody. Miał może z 25 lat.
Przeszukiwał moją torebkę. Nagle się zatrzymał spojrzał na mnie dziwnie. I krzyknął;
- Chłopaki! Coś mam!
Właśnie w tym momencie zeszłam na zawał.
Policjant położył mi rękę na plecach i szepnął;
- W co ty się wpakowałaś?
Gdy wyszliśmy na zewnątrz zobaczyłam, że inni policjanci prowadzą więcej ludzi. Wśród nich była też zapłakana Lena.
Siedziałyśmy z nią teraz na zimnych krzesłach w poczekalni na posterunku.
Podczas przesłuchania ten sam facet ciągle pytał mnie od kogo dostałam te narkotyki i gadał coś o złagodzeniu kary. Tyle samo razy ja mu odpowiadałam, że to nie moje i że mogą sprawdzić że nie ma tam moich odcisków. I oczywiście miałam rację.
Jak jechałam z rodzicami do domu nikt nie odezwał się ani słowem. I dobrze. Nie miałam zamiaru słuchać paplania taty o ,,konsekwencjach mojego czynu ".
Gdy weszłam do mojego pokoju zobaczyłam na łóżku otwartą walizkę. Za mną weszła mama.
- Pakuj się. Wyjeżdżasz po rozdaniu świadectw.
- Ale...
- Bez dyskusji. Ciocia już szykuje dla ciebie pokój.
.........................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam za długą przerwę. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba :-)
I z całego serca dziękuję :
zuz9
gumis mis
Niepowtarzalna
jatoaaa
E.Marianna G.
Austin and Ally
Markaskor
Kasia
Grey Angel
Za komentarze na moim blogu. Jesteście dla mnie przeogromną motywacją :-)
Dzięki wam mam ochotę pisać dalej.
I dziękuję mojej mamusi za podrzucenie pomysłu na ten rozdział <3
PS Ostatnio mam wenę więc w tym tygodniu pewnie dodam następny rozdział :-D
niedziela, 14 grudnia 2014
Rozdział 15
Po obiedzie chwilę się zdrzemnęłam i obudziłam się dopiero na kolację. Zeszłam na dół i chwyciłam szybko jakiś jogurt i poszłam z powrotem do pokoju. Usiadłam na kręconym krześle przy biurku i włączyłam muzykę. Po chwili weszła mama.
- Możesz trochę ściszyć?- zapytała przekrzykując muzykę.
Udałam, że jej nie słyszę i dalej kręciłam się na krześle.
- May! Wyłącz to !
Odwróciłam się w jej stronę.
- A wycofasz wpłatę na tą cholerną szkołę?
- Jaką wpł...
- Myślałaś, że się nie domyślę? Przecież nie pozwolili by wam mnie tam zapisać bez kasy.
Mama spuściła głowę.
- Przyniosłam ci ulotkę tej szkoły. Może zmienisz zdanie i...
- Dzięki. Nie potrzebnie się fatygowałaś- powiedziałam i zamknęłam jej drzwi przed nosem.
byłam wściekła i nie miałam zamiary tego czytać. Zgniotłam tylko ten kolorowy papier, rzuciłam nim o ścianę i dalej słuchałam muzyki. Słucham właśnie jakiejś następnej durnej piosenki o zdradzonej miłosci, gdy zadzwoniła Lena. Podjechałam na krześle do szafki przy łóżku i ściszyłam głośniki.
- Halo?
- Hej. Co się z tobą dzieje? Zaczynałam się martwić.
- O co ch...- przerwałam i spojrzałam na wyświetlacz; 7 nieodebranych połączeń-aaaa..co chciałaś?
- Pogadać...co się dzieje? Musiało się coś stać zawsze od razu odbierasz.
- Nic. Słuchałam muzyki nie słyszałam.
- Tym bardziej. Nie słuchasz na fula muzyki jak wszystko jest ok. Gadaj.
Przeraziło mnie to, że tak dobrze mnie zna. Opowiedziałam jej całą historię z Rakiem. Na końcu już totalnie pękłam i się popłakałam.
- Ale dupek. Nie spodziewałabym się czegoś takiego po nim.
- No ja też nie. Szczególnie, że już tak długo się przyjaźnimy. Ja po prostu- wytarłam łzy- nie wiem co to miało znaczyć. Co mam teraz zrobić.
Lena przez chwilę milczała.
- Ale ja wiem- powiedziała po chwili podnieconym tonem.
- Twój ton nie wróży niczego dobrego, ale dawaj.
- Pamiętasz tą imprezę o której Olka mówiła po majówce? Jest dzisiaj.
- I...?
- I się tam wbijemy.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Lena wiesz, że cię kocham i w ogóle, ale czasem mówisz rzeczy jakby ci coś na głowę spadło.
- Przestań. Ja nie żartuję. Rozerwiesz się trochę a nie siedzisz w domu i się nad sobą użalasz.
- Mam powody.
- Wiem, ale...no dawaj.
- Nie ma takiej opcji. Rodzice za nic mnie nie puszczą. Po tym przedstawieniu dzisiejszym...i przeziębiona jestem...nie nie to wchodzi w grę. Nawet nie mam się w co ubrać.
- Nie ma wymówek bo jeszcze w jakąś deprechę wpadniesz. Jestem pod twoim oknem za godzinę- chciałam jej zabronić, ale mi przerwała- masz tam jakąś wiatę czy coś. No nie? Dasz radę. A ciuchy ci przyniosę.
Rozłączyła się. Super teraz się nie wymigam.
Godzinę później Lena już u mnie była i wdrapywała się po drewnianej wiacie pod moim oknem.
- Lena ! Ty wariatko! Zaraz spadniesz i się zabijesz.
Nie posłuchała mnie i chwilę później już przede mną stała. Przyniosła ze sobą kosmetyki i sukienkę.
Właśnie. SUKIENKĘ.
- Chyba nie oczekujesz, że się w to wcisnę? Połowę dupy mi będzie widać.
Sukienka była strasznie obcisła i granatowa. Nienawidzę granatu. Miała odkryte plecy i delikatną siatkę na przodzie.
- O jezu nie marudź tylko idź się przebrać.
Wywróciłam oczami i nie ruszyłam się z miejsca.
- No już już. Raz raz- poganiała mnie Lena.
W końcu uległam i poszłam się przebrać.
Gdy weszłam do pokoju Lena zrobiła kwaśną minę.
- Mówiłam, że źle będzie na mnie leżeć i...
- Przestań! Wyglądasz FENOMENALNIE. Rośnie mi konkurencja- krzyczała.
- Ciszej bo rodzice nas usłyszą.
- Ok ok. Już się zamykam.
Lena nałożyła mi makijaż. Nienawidzę tego. Nigdy w życiu się nie malowałam. Zrobiła mi włosy i byłyśmy gotowe. Lena jeszcze raz przejrzała się w lustrze miała na sobie żółtą sukienkę z tiulowym dołem. Wyglądała przepięknie. Mi też kazała podejść do lustra. Muszę przyznać, że wyglądałam zjawiskowo. Moje kasztanowe włosy układały się pięknie opadając na plecy. Sukienka idealnie pasowała mi do włosów. Chyba zacznę lubić granatowy.
Lena westchnęła cicho z zachwytu.
- Dobra. Czas się zbierać.
Podałyśmy sobie ręce.
To na imprę. - Lena delikatnie się uśmiechnęła i zeszłyśmy przez okno na dół. Kiedy byłyśmy w ogrodzie podała mi szpilki.
- Co mam z tym zrobić?- spytałam.
- Założyć- popatrzyła na mnie jak by to było oczywiste.
- Nie ma mowy. Już na za dużo dałam się namówić.
Lena się zaśmiała i ruszyłyśmy za dom.
Czekała tam na nas Marta. Zdziwiło mnie to, że rodzice pozwoli jej gdzieś wyjść. A może nie pozwolili?
- To gdzie was podrzucić?- spytała uśmiechając się do nas.
Popatrzyłyśmy się na siebie.
- Na imprezę- krzyknęłyśmy równo. Samochód ruszył, a mnie zaczął opuszczać dobry humor. Czułam, że to nie za dobry pomysł.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ta da! Przybywam do was z moim najdłuższym jak dotychczas rozdziałem. Jak wrażenia?
PS Dziękuję, że jesteście ze mną :-)
- Możesz trochę ściszyć?- zapytała przekrzykując muzykę.
Udałam, że jej nie słyszę i dalej kręciłam się na krześle.
- May! Wyłącz to !
Odwróciłam się w jej stronę.
- A wycofasz wpłatę na tą cholerną szkołę?
- Jaką wpł...
- Myślałaś, że się nie domyślę? Przecież nie pozwolili by wam mnie tam zapisać bez kasy.
Mama spuściła głowę.
- Przyniosłam ci ulotkę tej szkoły. Może zmienisz zdanie i...
- Dzięki. Nie potrzebnie się fatygowałaś- powiedziałam i zamknęłam jej drzwi przed nosem.
byłam wściekła i nie miałam zamiary tego czytać. Zgniotłam tylko ten kolorowy papier, rzuciłam nim o ścianę i dalej słuchałam muzyki. Słucham właśnie jakiejś następnej durnej piosenki o zdradzonej miłosci, gdy zadzwoniła Lena. Podjechałam na krześle do szafki przy łóżku i ściszyłam głośniki.
- Halo?
- Hej. Co się z tobą dzieje? Zaczynałam się martwić.
- O co ch...- przerwałam i spojrzałam na wyświetlacz; 7 nieodebranych połączeń-aaaa..co chciałaś?
- Pogadać...co się dzieje? Musiało się coś stać zawsze od razu odbierasz.
- Nic. Słuchałam muzyki nie słyszałam.
- Tym bardziej. Nie słuchasz na fula muzyki jak wszystko jest ok. Gadaj.
Przeraziło mnie to, że tak dobrze mnie zna. Opowiedziałam jej całą historię z Rakiem. Na końcu już totalnie pękłam i się popłakałam.
- Ale dupek. Nie spodziewałabym się czegoś takiego po nim.
- No ja też nie. Szczególnie, że już tak długo się przyjaźnimy. Ja po prostu- wytarłam łzy- nie wiem co to miało znaczyć. Co mam teraz zrobić.
Lena przez chwilę milczała.
- Ale ja wiem- powiedziała po chwili podnieconym tonem.
- Twój ton nie wróży niczego dobrego, ale dawaj.
- Pamiętasz tą imprezę o której Olka mówiła po majówce? Jest dzisiaj.
- I...?
- I się tam wbijemy.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Lena wiesz, że cię kocham i w ogóle, ale czasem mówisz rzeczy jakby ci coś na głowę spadło.
- Przestań. Ja nie żartuję. Rozerwiesz się trochę a nie siedzisz w domu i się nad sobą użalasz.
- Mam powody.
- Wiem, ale...no dawaj.
- Nie ma takiej opcji. Rodzice za nic mnie nie puszczą. Po tym przedstawieniu dzisiejszym...i przeziębiona jestem...nie nie to wchodzi w grę. Nawet nie mam się w co ubrać.
- Nie ma wymówek bo jeszcze w jakąś deprechę wpadniesz. Jestem pod twoim oknem za godzinę- chciałam jej zabronić, ale mi przerwała- masz tam jakąś wiatę czy coś. No nie? Dasz radę. A ciuchy ci przyniosę.
Rozłączyła się. Super teraz się nie wymigam.
Godzinę później Lena już u mnie była i wdrapywała się po drewnianej wiacie pod moim oknem.
- Lena ! Ty wariatko! Zaraz spadniesz i się zabijesz.
Nie posłuchała mnie i chwilę później już przede mną stała. Przyniosła ze sobą kosmetyki i sukienkę.
Właśnie. SUKIENKĘ.
- Chyba nie oczekujesz, że się w to wcisnę? Połowę dupy mi będzie widać.
Sukienka była strasznie obcisła i granatowa. Nienawidzę granatu. Miała odkryte plecy i delikatną siatkę na przodzie.
- O jezu nie marudź tylko idź się przebrać.
Wywróciłam oczami i nie ruszyłam się z miejsca.
- No już już. Raz raz- poganiała mnie Lena.
W końcu uległam i poszłam się przebrać.
Gdy weszłam do pokoju Lena zrobiła kwaśną minę.
- Mówiłam, że źle będzie na mnie leżeć i...
- Przestań! Wyglądasz FENOMENALNIE. Rośnie mi konkurencja- krzyczała.
- Ciszej bo rodzice nas usłyszą.
- Ok ok. Już się zamykam.
Lena nałożyła mi makijaż. Nienawidzę tego. Nigdy w życiu się nie malowałam. Zrobiła mi włosy i byłyśmy gotowe. Lena jeszcze raz przejrzała się w lustrze miała na sobie żółtą sukienkę z tiulowym dołem. Wyglądała przepięknie. Mi też kazała podejść do lustra. Muszę przyznać, że wyglądałam zjawiskowo. Moje kasztanowe włosy układały się pięknie opadając na plecy. Sukienka idealnie pasowała mi do włosów. Chyba zacznę lubić granatowy.
Lena westchnęła cicho z zachwytu.
- Dobra. Czas się zbierać.
Podałyśmy sobie ręce.
To na imprę. - Lena delikatnie się uśmiechnęła i zeszłyśmy przez okno na dół. Kiedy byłyśmy w ogrodzie podała mi szpilki.
- Co mam z tym zrobić?- spytałam.
- Założyć- popatrzyła na mnie jak by to było oczywiste.
- Nie ma mowy. Już na za dużo dałam się namówić.
Lena się zaśmiała i ruszyłyśmy za dom.
Czekała tam na nas Marta. Zdziwiło mnie to, że rodzice pozwoli jej gdzieś wyjść. A może nie pozwolili?
- To gdzie was podrzucić?- spytała uśmiechając się do nas.
Popatrzyłyśmy się na siebie.
- Na imprezę- krzyknęłyśmy równo. Samochód ruszył, a mnie zaczął opuszczać dobry humor. Czułam, że to nie za dobry pomysł.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ta da! Przybywam do was z moim najdłuższym jak dotychczas rozdziałem. Jak wrażenia?
PS Dziękuję, że jesteście ze mną :-)
wtorek, 9 grudnia 2014
Rozdział 14
Stałam tak dłuższa chwilę. Co się przed chwila stało ? Co to miało znaczyć ? Otrząsnęłam się dopiero jak na moją głowę zaczęły padać pojedyncze krople deszczu. Zamówiłam taksówkę. Nie pamiętam jak doszłam do domu. Pamiętam tylko, że pospiesznie otuliłam się kołdrą i zapadłam w sen.
Obudziły mnie pojedyncze promienie wpadające przez niezasłonione okno.Bolała mnie głowa. Dlaczego? Nie wiem. Może płakałam. Podniosłam się i poszłam do łazienki. Zdałam sobie sprawę z tego ze spałam w ubraniach. Również w szarej bluzie. Bluza...Raka. Od myślenia o nim zakręciły mi się w głowie. Oparłam się o białą umywalkę w łazience i z wściekłością zrzuciłam ją z siebie. Wykąpałam się i założyłam czyste ubrania. Spojrzałam przelotnie w lustro. Nie wyglądałam za dobrze. Włosy stały mi na wszystkie strony świata, miałam podkrążone i zapuchnięte oczy. Dodatkowo na twarzy miałam zadrapania od gałęzi. Nie przejęłam się tym za bardzo. Związałam loki w kitkę i wróciłam do pokoju. Na moim krześle siedziała mama i patrzyła się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Cześć- mruknęłam i usiadłam na łóżko udając, że bardzo mnie interesuje moja bransoletka z muliny.
- Nie wyglądasz za dobrze- powiedziała mama.
- Wiem- odpowiedziałam nawet na nią nie patrząc.
- Dobrze się czujesz?- spytała siadając koło mnie.
A wyglądam na osobę, która by się dobrze czuła? - pomyślałam.
- Świetnie- skłamałam nadal nie zaszczycając jej spojrzeniem w nadziei, że się ode mnie odczepi.
- Masz gorączkę-stwierdziła przykładając mi rękę do czoła.
Szybko odwróciłam głowę i zaczęłam patrzeć przez okno.
- I?- spytałam.
- Martwię się o ciebie- wywróciłam oczami- wczoraj wróciłaś późno do domu. Strasznie płakałaś byłaś jak w amoku. Chciałam Ci pomoc sięprzebrać ale nie chciałaś...- próbowała złapać mnie za rękę ale ją odsunęłam. Odchrząknęłam - wiem, że coś się stało...córciu możesz mi powiedział o wszystkim na prawdę. Ktoś...
Nie wytrzymałam i jej przerwałam.
- Ty też możesz mówić o wielu rzeczach. A o niektórych wręcz powinnaś- zaczęłam krzyczeć podnosząc się z łóżka- na przykład o tym, że już dawno planowałaś jak się mnie pozbyć z domu!
Mama spuściła głowę i otworzyła drzwi.
- Masz na biurku śniadanie. Nie jadłaś nic od wczoraj i coś na gorączkę - powiedziała i wyszła, a ja rzuciłam się na łóżko i zaczęłam cicho płakać.
Przysnęłam na chwilę. Obudził mnie dźwięk SMS-a.
Spojrzałam na wyświetlacz:
WIADOMOŚĆ od: Rak:
Wszystko ok ?
- Nie nic nie jest ok !!!- wrzasnęłam i rzuciłam komórką w ścianę.
Zaraz po tym przybiegła mama i mnie przytuliła. Nie chciałam żeby to robiła ale nie mogła się oswobodzić z jej uścisku. Potrzebowałam teraz tego jak powietrza.
- Wszystko będzie dobrze- szepnęła mi na ucho.
Nie miałam powodów by w to wierzyć.
Obudziły mnie pojedyncze promienie wpadające przez niezasłonione okno.Bolała mnie głowa. Dlaczego? Nie wiem. Może płakałam. Podniosłam się i poszłam do łazienki. Zdałam sobie sprawę z tego ze spałam w ubraniach. Również w szarej bluzie. Bluza...Raka. Od myślenia o nim zakręciły mi się w głowie. Oparłam się o białą umywalkę w łazience i z wściekłością zrzuciłam ją z siebie. Wykąpałam się i założyłam czyste ubrania. Spojrzałam przelotnie w lustro. Nie wyglądałam za dobrze. Włosy stały mi na wszystkie strony świata, miałam podkrążone i zapuchnięte oczy. Dodatkowo na twarzy miałam zadrapania od gałęzi. Nie przejęłam się tym za bardzo. Związałam loki w kitkę i wróciłam do pokoju. Na moim krześle siedziała mama i patrzyła się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Cześć- mruknęłam i usiadłam na łóżko udając, że bardzo mnie interesuje moja bransoletka z muliny.
- Nie wyglądasz za dobrze- powiedziała mama.
- Wiem- odpowiedziałam nawet na nią nie patrząc.
- Dobrze się czujesz?- spytała siadając koło mnie.
A wyglądam na osobę, która by się dobrze czuła? - pomyślałam.
- Świetnie- skłamałam nadal nie zaszczycając jej spojrzeniem w nadziei, że się ode mnie odczepi.
- Masz gorączkę-stwierdziła przykładając mi rękę do czoła.
Szybko odwróciłam głowę i zaczęłam patrzeć przez okno.
- I?- spytałam.
- Martwię się o ciebie- wywróciłam oczami- wczoraj wróciłaś późno do domu. Strasznie płakałaś byłaś jak w amoku. Chciałam Ci pomoc sięprzebrać ale nie chciałaś...- próbowała złapać mnie za rękę ale ją odsunęłam. Odchrząknęłam - wiem, że coś się stało...córciu możesz mi powiedział o wszystkim na prawdę. Ktoś...
Nie wytrzymałam i jej przerwałam.
- Ty też możesz mówić o wielu rzeczach. A o niektórych wręcz powinnaś- zaczęłam krzyczeć podnosząc się z łóżka- na przykład o tym, że już dawno planowałaś jak się mnie pozbyć z domu!
Mama spuściła głowę i otworzyła drzwi.
- Masz na biurku śniadanie. Nie jadłaś nic od wczoraj i coś na gorączkę - powiedziała i wyszła, a ja rzuciłam się na łóżko i zaczęłam cicho płakać.
Przysnęłam na chwilę. Obudził mnie dźwięk SMS-a.
Spojrzałam na wyświetlacz:
WIADOMOŚĆ od: Rak:
Wszystko ok ?
- Nie nic nie jest ok !!!- wrzasnęłam i rzuciłam komórką w ścianę.
Zaraz po tym przybiegła mama i mnie przytuliła. Nie chciałam żeby to robiła ale nie mogła się oswobodzić z jej uścisku. Potrzebowałam teraz tego jak powietrza.
- Wszystko będzie dobrze- szepnęła mi na ucho.
Nie miałam powodów by w to wierzyć.
środa, 3 grudnia 2014
Rozdział 13
Rak zaciągnął mnie na zewnątrz. Gdy tylko zobaczyłam na jakiej jestem wysokości przywarłam do ściany budynku i cicho pisnęłam. Zamknęłam oczy i próbowałam sobie wyobrazić, że jestem w swoim pokoju, a nie na 30 piętrze jakiegoś starego budynku bez balkonów. Rak kucnął obok mnie opierając ręce na kolanach.
- Nie zobaczysz widoków jak będziesz miała zamknięte oczy- powiedział spokojnym, cichym głosem, ale było słychać, że z trudem powstrzymuje śmiech.
- Nie mam zamiaru- powiedziałam prze zaciśnięte zęby i pomału usiadłam na ziemię mimo, że beton był bardzo zimny. Przeszedł mnie dreszcz nie wiem czy ze strachu czy z zimna. Rak widocznie to zauważył, bo przysiadł koło mnie stękając cicho i opatulił mnie swoją bluzą.
- Dzięki -mruknęłam.
- Jesteś najbardziej upartą osobo jaką znam- powiedział.
- Dlaczego?
Chwila ciszy.
- Otwórz oczy May.
- Nie ma mowy.
Rak poprawił się na miejscu.
- To po co tu w chodziłaś?- szepnął mi do ucha.
Nie wiem jaki cudem mnie to przekonało, ale nieśpiesznie otworzyłam oczy.
Starałam się nie patrzeć na krawędź budynku, bo zawsze gdy to robiłam kręciło mi się w głowie a ziemia zdawała się podchodzić coraz bliżej mnie. Spojrzałam przed siebie. Widok był przepiękny. Ta strona budynku wychodziła na starą część miasta. Liczne stare budynki, zabytki, kościoły... to wszystko razem wyglądało jak obrazek...nie wiem...nawet nie z bajki. Tego co widziałam nie dało się opisać słowami. Pomału podniosłam się z ziemi. Rak stanął za mną.
- Podoba ci się?-spytał.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- To...to jest przepiękne!- powiedziałam i obróciłam się rzucając się mu na szyję- dziękuję.
- Nie ma za co- uśmiechnął się delikatnie- chodź.
Poszłam za nim na drugą stronę schodów. Stała tam mała drewniana ławeczka.
Swoją drogą...komu chciało się to to wnosić?
- Opowiadaj- powiedział Rak.
Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- O rodzicach.
Opowiedziałam mu całą historię, zaczynając od samego rana. Gdy skończyłam Rak wsadził ręce do kieszeni i oparł się o ścianę. Westchnął cicho.
- Oni na prawdę bardzo cię kochają.
To mnie zaskoczyło.
- Co ?!- krzyknęłam- pojechali na pogrzeb przy okazji zapisując mnie do jakiejś szkoły w innym kraju nawet mnie o to nie pytając! I ty mówisz, że mnie bardzo kochają? Szczerze mówiąc mogliby to lepiej okazywać.
- Uspokój się nie o to mi chodziło- powiedział łagodnym tonem- po prostu myślę, że myśleli o tym wcześniej. Może nawet od paru lat.
Zastanowiłam się nad tym. Coś w tym było...to całe gadanie taty o tym,że muszę znać język gdybym miała gdzieś wyjeżdżać.
- To w takim razie dlaczego mi nic nie powiedzieli?
- Nie wiem. Może chcieli zrobić ci coś w rodzaju... niespodzianki?
- Dzięki za taką niespodziankę.- powiedziałam ironicznie.
- Po prostu mówiłaś, że to jakaś elitarna szkoła. W takim razie nie mogła być tania. Pewnie długo zbierali na to kasę. Teraz nadarzyła się okazja, więc pojechali, zapłacili i bam! Nie da się tego odkręcić.
Miało to sens. ale i tak nie zmienię zdania, że postąpili obrzydliwie. Pewnie już wcześniej planowali jak by się tu mnie pozbyć. Nie chciałam już o tym dłużej rozmawiać.
- A co jest z Dominiką ?- zmieniłam temat.
Rak westchnął.
- Buntuje się. Nie słucha się mnie ani ciotki, ucieka z domu, jest zagrożona z trzech przedmiotów...Czasem myślę, że to moja wina.
- Nie możesz tak myśleć- powiedziałam.
- Ale tak jest. Nic na to nie poradzę. Może gdyby byli przy nas rodzice wszystko byłoby inaczej.
Zrobiło mi się strasznie smutno. Nie wiedziałam co powiedzieć więc tylko go przytuliłam.
- Wracamy? - spytałam delikatnie się uśmiechając.
- Okay- powiedział i zeszliśmy stromymi schodami w dół.
Przez cały czas byłam bardzo zamyślona i nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na dole. Obróciłam się do Raka. I zobaczyłam jego oczy. Mimowolnie zaczęłam się do niego zbliżać, on do mnie. Gdy nasze usta miały się już zetknąć on obrócił nagle głowę, wymamrotał szybkie i ciche:
- Przepraszam.
i ruszył do wyjścia zostawiając mnie samą z rozchylonymi ustami i jeszcze większym mętlikiem w głowie.
..............................................................................................................................................................................................................................................................................
I jak? Trochę dłuższy mi dzisiaj wyszedł ten rozdzialik :-) Jak myślicie, co w tej sytuacji zrobi May?
- Nie zobaczysz widoków jak będziesz miała zamknięte oczy- powiedział spokojnym, cichym głosem, ale było słychać, że z trudem powstrzymuje śmiech.
- Nie mam zamiaru- powiedziałam prze zaciśnięte zęby i pomału usiadłam na ziemię mimo, że beton był bardzo zimny. Przeszedł mnie dreszcz nie wiem czy ze strachu czy z zimna. Rak widocznie to zauważył, bo przysiadł koło mnie stękając cicho i opatulił mnie swoją bluzą.
- Dzięki -mruknęłam.
- Jesteś najbardziej upartą osobo jaką znam- powiedział.
- Dlaczego?
Chwila ciszy.
- Otwórz oczy May.
- Nie ma mowy.
Rak poprawił się na miejscu.
- To po co tu w chodziłaś?- szepnął mi do ucha.
Nie wiem jaki cudem mnie to przekonało, ale nieśpiesznie otworzyłam oczy.
Starałam się nie patrzeć na krawędź budynku, bo zawsze gdy to robiłam kręciło mi się w głowie a ziemia zdawała się podchodzić coraz bliżej mnie. Spojrzałam przed siebie. Widok był przepiękny. Ta strona budynku wychodziła na starą część miasta. Liczne stare budynki, zabytki, kościoły... to wszystko razem wyglądało jak obrazek...nie wiem...nawet nie z bajki. Tego co widziałam nie dało się opisać słowami. Pomału podniosłam się z ziemi. Rak stanął za mną.
- Podoba ci się?-spytał.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- To...to jest przepiękne!- powiedziałam i obróciłam się rzucając się mu na szyję- dziękuję.
- Nie ma za co- uśmiechnął się delikatnie- chodź.
Poszłam za nim na drugą stronę schodów. Stała tam mała drewniana ławeczka.
Swoją drogą...komu chciało się to to wnosić?
- Opowiadaj- powiedział Rak.
Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- O rodzicach.
Opowiedziałam mu całą historię, zaczynając od samego rana. Gdy skończyłam Rak wsadził ręce do kieszeni i oparł się o ścianę. Westchnął cicho.
- Oni na prawdę bardzo cię kochają.
To mnie zaskoczyło.
- Co ?!- krzyknęłam- pojechali na pogrzeb przy okazji zapisując mnie do jakiejś szkoły w innym kraju nawet mnie o to nie pytając! I ty mówisz, że mnie bardzo kochają? Szczerze mówiąc mogliby to lepiej okazywać.
- Uspokój się nie o to mi chodziło- powiedział łagodnym tonem- po prostu myślę, że myśleli o tym wcześniej. Może nawet od paru lat.
Zastanowiłam się nad tym. Coś w tym było...to całe gadanie taty o tym,że muszę znać język gdybym miała gdzieś wyjeżdżać.
- To w takim razie dlaczego mi nic nie powiedzieli?
- Nie wiem. Może chcieli zrobić ci coś w rodzaju... niespodzianki?
- Dzięki za taką niespodziankę.- powiedziałam ironicznie.
- Po prostu mówiłaś, że to jakaś elitarna szkoła. W takim razie nie mogła być tania. Pewnie długo zbierali na to kasę. Teraz nadarzyła się okazja, więc pojechali, zapłacili i bam! Nie da się tego odkręcić.
Miało to sens. ale i tak nie zmienię zdania, że postąpili obrzydliwie. Pewnie już wcześniej planowali jak by się tu mnie pozbyć. Nie chciałam już o tym dłużej rozmawiać.
- A co jest z Dominiką ?- zmieniłam temat.
Rak westchnął.
- Buntuje się. Nie słucha się mnie ani ciotki, ucieka z domu, jest zagrożona z trzech przedmiotów...Czasem myślę, że to moja wina.
- Nie możesz tak myśleć- powiedziałam.
- Ale tak jest. Nic na to nie poradzę. Może gdyby byli przy nas rodzice wszystko byłoby inaczej.
Zrobiło mi się strasznie smutno. Nie wiedziałam co powiedzieć więc tylko go przytuliłam.
- Wracamy? - spytałam delikatnie się uśmiechając.
- Okay- powiedział i zeszliśmy stromymi schodami w dół.
Przez cały czas byłam bardzo zamyślona i nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na dole. Obróciłam się do Raka. I zobaczyłam jego oczy. Mimowolnie zaczęłam się do niego zbliżać, on do mnie. Gdy nasze usta miały się już zetknąć on obrócił nagle głowę, wymamrotał szybkie i ciche:
- Przepraszam.
i ruszył do wyjścia zostawiając mnie samą z rozchylonymi ustami i jeszcze większym mętlikiem w głowie.
..............................................................................................................................................................................................................................................................................
I jak? Trochę dłuższy mi dzisiaj wyszedł ten rozdzialik :-) Jak myślicie, co w tej sytuacji zrobi May?
wtorek, 2 grudnia 2014
Ogłoszenia
W poprzednim poście poprosiliście mnie o stworzenie zakładki BOHATEROWIE :-D dziękuję Wam za to :-) myślę, że to świetny pomysł :-) pojawi się ta zakładka jutro lub w czwartek w tym czasie też postaram się dodać następny ROZDZIAŁ, bo już powstała jego wstępna wersja robocza :-) Mam nadzieję, że się wam spodoba :-D
poniedziałek, 1 grudnia 2014
Przybliżenie Leny
Lena- najlepsza przyjaciółka May. Poznały się w pierwszej klasie gimnazjum. Wysoka, szczupła blondynka z zielonymi oczami i bardzo jasną skórą. Mieszka w Krakowie ze swoją starszą o 6 lat siostrą Martą i rodzicami. Bardzo otwarta. Bywa dość zwariowana, ale raczej jest spokojna. Kocha tańczyć i słuchać muzyki, szczególnie swojego ulubionego wykonawcy Jasona Browna, na którego punkcie ma totalnego świra :-D
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że tyle wystarczy :-)
Macie jeszcze jakieś życzenia? Może Rak?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że tyle wystarczy :-)
Macie jeszcze jakieś życzenia? Może Rak?
niedziela, 30 listopada 2014
W oczekiwaniu na wenę...
Mam nadzieję, że niedługo przyjdzie. A tym czasem...macie do mnie jakieś pytania? Może przybliżyć wam bardziej jakiegoś bohatera? Czekam ! :-)
PS Jak dobrze pójdzie ( dziękuję szkoło! ) to rozdział będzie jeszcze w następnym tygodniu.
PS Jak dobrze pójdzie ( dziękuję szkoło! ) to rozdział będzie jeszcze w następnym tygodniu.
niedziela, 23 listopada 2014
Rozdział 12
Obróciłam się wskazywał na wielki, może 30 piętrowy budynek bez okien i jakichkolwiek barierek. Najwyższe piętra ozdabiały kolorowe graffiti. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Czy ty do reszty oszalałeś? -spytałam- przecież wiesz, że mam lęk wysokości.
Obrócił się w stronę z której przyszliśmy.
- Miało być szalone ? Jest szalone. Ale jak chcesz możemy już sobie pójść-powiedział i uśmiechnął się pod nosem.
Dureń. Wiedział, że nie chcę wracać.
- Nie nie nie- powiedziałam- zostajemy.
Rak odwrócił się w moją stronę.
- W życiu nie wejdziesz na samą górę- zakpił przechodząc koło mnie i szturchając mnie ramieniem.
Prychnęłam.
- Rzucasz mi wyzwanie?- spytałam próbując przybrać jakąś poważną pozę. Chyba nie za bardzo mi to wyszło.
Rak uniósł brwi.
- A jeśli tak to co?
- To lepiej uważaj bo już po tobie- odpowiedziałam i rzuciłam się to metalowych drzwi wejściowych. Były zamknięte.
- Jak mamy się tu do cholery dostać?- spytałam kopiąc w gruby metal.
Rak przebiegł obok mnie.
- A tak- powiedział i z niezwykłą lekkością dźwignął się na najniższy balkon.
- Drań- mruknęłam pod nosem i pobiegłam za nim.
Minęło sporo czasu za nim wspięłam się na balkon. Gdy wreszcie się tam wgramoliłam stanął przede mną Rak.
- Postanowiłem dać ci małe fory i chwilkę na cie poczekać- zaśmiał się i oparł się o ścianę wkładając ręce do kieszeni.
- Skończ- palnęłam już ostro poirytowana całą sytuacją.
Jak tylko podniosłam się z ziemi Rak rzucił się na betonowe schody bez barierek sięgające do samej góry.
- I że niby ja mam się tam wspiąć?- wrzasnęłam za nim. Od samego patrzenia na te schody kręciło mi się w głowie.
- Sama chciałaś - odkrzyknął mi, a jago niski głos odbił się echem od ścin budynku.
Nie patrz w dół- powtarzałam w sobie w myślach. Za każdy razem gdy tam spojrzałam miałam wrażenie, że spadam. Ale nie wygra tak łatwo- pomyślałam- o nie. I wspinałam się dalej, myśląc o tym, że Rak nie może mieć racji. Nie wiem jakim niewyobrażalnym cudem wspięłam się na ostatnie piętro z językiem na brodzie i żołądkiem podchodzącym mi do gardła. Rak już tam stał. I zwijał się ze śmiechu.
- Bardzo śmieszne- mruknęłam i oparłam się najbliższą ścianę, żeby nie stracić równowagi.
- Wszystko w porządku ?- spytał Rak z trudem tłumiąc śmiech.
- W jak najlepszym.- odpowiedziałam zaczynając panować nad oddechem.
Rak mnie przytulił.
- Czy ty nigdy nie odpuszczasz?- spytał?
Pokręciłam przecząco głową wciągając zapach jego koszulki. Pachniał mydłem i pastą do zębów.
Delikatnie mnie od siebie odsunął.
- To chodź zobaczyć widoki- wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą.
.................................................................................................................................................................................................................................................................................................
I jak ? Podoba się ?
- Czy ty do reszty oszalałeś? -spytałam- przecież wiesz, że mam lęk wysokości.
Obrócił się w stronę z której przyszliśmy.
- Miało być szalone ? Jest szalone. Ale jak chcesz możemy już sobie pójść-powiedział i uśmiechnął się pod nosem.
Dureń. Wiedział, że nie chcę wracać.
- Nie nie nie- powiedziałam- zostajemy.
Rak odwrócił się w moją stronę.
- W życiu nie wejdziesz na samą górę- zakpił przechodząc koło mnie i szturchając mnie ramieniem.
Prychnęłam.
- Rzucasz mi wyzwanie?- spytałam próbując przybrać jakąś poważną pozę. Chyba nie za bardzo mi to wyszło.
Rak uniósł brwi.
- A jeśli tak to co?
- To lepiej uważaj bo już po tobie- odpowiedziałam i rzuciłam się to metalowych drzwi wejściowych. Były zamknięte.
- Jak mamy się tu do cholery dostać?- spytałam kopiąc w gruby metal.
Rak przebiegł obok mnie.
- A tak- powiedział i z niezwykłą lekkością dźwignął się na najniższy balkon.
- Drań- mruknęłam pod nosem i pobiegłam za nim.
Minęło sporo czasu za nim wspięłam się na balkon. Gdy wreszcie się tam wgramoliłam stanął przede mną Rak.
- Postanowiłem dać ci małe fory i chwilkę na cie poczekać- zaśmiał się i oparł się o ścianę wkładając ręce do kieszeni.
- Skończ- palnęłam już ostro poirytowana całą sytuacją.
Jak tylko podniosłam się z ziemi Rak rzucił się na betonowe schody bez barierek sięgające do samej góry.
- I że niby ja mam się tam wspiąć?- wrzasnęłam za nim. Od samego patrzenia na te schody kręciło mi się w głowie.
- Sama chciałaś - odkrzyknął mi, a jago niski głos odbił się echem od ścin budynku.
Nie patrz w dół- powtarzałam w sobie w myślach. Za każdy razem gdy tam spojrzałam miałam wrażenie, że spadam. Ale nie wygra tak łatwo- pomyślałam- o nie. I wspinałam się dalej, myśląc o tym, że Rak nie może mieć racji. Nie wiem jakim niewyobrażalnym cudem wspięłam się na ostatnie piętro z językiem na brodzie i żołądkiem podchodzącym mi do gardła. Rak już tam stał. I zwijał się ze śmiechu.
- Bardzo śmieszne- mruknęłam i oparłam się najbliższą ścianę, żeby nie stracić równowagi.
- Wszystko w porządku ?- spytał Rak z trudem tłumiąc śmiech.
- W jak najlepszym.- odpowiedziałam zaczynając panować nad oddechem.
Rak mnie przytulił.
- Czy ty nigdy nie odpuszczasz?- spytał?
Pokręciłam przecząco głową wciągając zapach jego koszulki. Pachniał mydłem i pastą do zębów.
Delikatnie mnie od siebie odsunął.
- To chodź zobaczyć widoki- wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą.
.................................................................................................................................................................................................................................................................................................
I jak ? Podoba się ?
piątek, 21 listopada 2014
Rozdział 11
Szliśmy z Rakiem już dość długo. Nie wiem dokładnie ile, ale przez cały czas śmiałam się wniebogłosy i śpiewam jakieś piosenki z kreskówek. Miałam jakąś totalną głupawkę. Wiem, że powinnam być raczej smutna i mieć doła, bo przecież moi własni rodzice chcą się mnie pozbyć z domu, ale nic na to nie poradzę! Co chwilę obracałam się i śmiałam idąc tyłem, mało nie wpadając przez to na ulicę, ale Rak zawsze w porę łapał mnie za rękę i odciągał. Szłam własnie tyłem i obracając się wpadłam na jakieś drzewo i przewróciłam się do tyłu nadal się śmiejąc. Tym razem z mojej nieporadności i tego że stłukłam sobie tyłek. Rak podbiegł do mnie chwilę później i pomógł mi się podnieść.
- Nic ci nie jest?- spytał.
- Nie- uśmiechnęłam się i odgarnęłam włosy z twarzy.
- O kurcze- Rak popatrzył się na mnie zakłopotaniem.
- Co jest?- spytałam trochę zaniepokojona.
- Masz całą poranioną twarz- powiedział i przetarł palcem mój policzek. Została na nim niewielka czerwona plamka.
- Kit z tym- powiedział i już miałam ruszyć dalej gdy Rak pociągnął mnie za rękę i przysunął bliżej siebie. Popatrzał mi przez chwilę w oczy po czym wyjął z kieszeni chusteczkę i przetarł mi twarz. Po chwili się uśmiechnął.
- Tak lepiej wariatko- zaczął się śmiać.
Przewróciłam oczami i uderzyłam go żartobliwie pięścią w ramie.
- To nie moja wina tylko tych cholernych gałęzi- powiedziałam i uderzyłam ręką w pień drzewa.
Rak się zaśmiał
- Już chodź bo jeszcze zrobisz sobie coś poważniejszego.
Posłuchałam go podbiegłam do niego.
- Tak właściwe to gdzie idziemy? - spytałam.
Zrobił ten swój delikatny, lekko krzywy uśmiech, który zawsze robił, gdy coś planował.
- Zobaczysz.
- Nie spodziewałam się innej odpowiedzi.- mruknęłam.
Szłam obok niego co chwilę truchtając żeby dotrzymać mu kroku. W głowie miałam tylko jedno. Ten moment, w którym staliśmy z Rakiem blisko siebie. Za blisko. Mało brakowało a byśmy się pocałowali. Ale gorsze było to, że nie wiedziałam czy tego chcę.
Nie długo później Rak szturchnął mnie łokciem.
- Halo? Ziemia do May!
Natychmiast się otrząsnęłam.
- Co?... Dlaczego się zatrzymaliśmy?
- Jesteśmy na miejscu- odpowiedział i wskazał coś wysoko za moimi plecami.
............................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam, że tak krótko ale ostatnio mam bardzo mało czasu :-( w weekend postaram się dodać więcej :-)
- Nic ci nie jest?- spytał.
- Nie- uśmiechnęłam się i odgarnęłam włosy z twarzy.
- O kurcze- Rak popatrzył się na mnie zakłopotaniem.
- Co jest?- spytałam trochę zaniepokojona.
- Masz całą poranioną twarz- powiedział i przetarł palcem mój policzek. Została na nim niewielka czerwona plamka.
- Kit z tym- powiedział i już miałam ruszyć dalej gdy Rak pociągnął mnie za rękę i przysunął bliżej siebie. Popatrzał mi przez chwilę w oczy po czym wyjął z kieszeni chusteczkę i przetarł mi twarz. Po chwili się uśmiechnął.
- Tak lepiej wariatko- zaczął się śmiać.
Przewróciłam oczami i uderzyłam go żartobliwie pięścią w ramie.
- To nie moja wina tylko tych cholernych gałęzi- powiedziałam i uderzyłam ręką w pień drzewa.
Rak się zaśmiał
- Już chodź bo jeszcze zrobisz sobie coś poważniejszego.
Posłuchałam go podbiegłam do niego.
- Tak właściwe to gdzie idziemy? - spytałam.
Zrobił ten swój delikatny, lekko krzywy uśmiech, który zawsze robił, gdy coś planował.
- Zobaczysz.
- Nie spodziewałam się innej odpowiedzi.- mruknęłam.
Szłam obok niego co chwilę truchtając żeby dotrzymać mu kroku. W głowie miałam tylko jedno. Ten moment, w którym staliśmy z Rakiem blisko siebie. Za blisko. Mało brakowało a byśmy się pocałowali. Ale gorsze było to, że nie wiedziałam czy tego chcę.
Nie długo później Rak szturchnął mnie łokciem.
- Halo? Ziemia do May!
Natychmiast się otrząsnęłam.
- Co?... Dlaczego się zatrzymaliśmy?
- Jesteśmy na miejscu- odpowiedział i wskazał coś wysoko za moimi plecami.
............................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam, że tak krótko ale ostatnio mam bardzo mało czasu :-( w weekend postaram się dodać więcej :-)
wtorek, 18 listopada 2014
niedziela, 9 listopada 2014
Rozdział 10
- Hej -powiedziałam przyciszonym głosem.
- Hej- odpowiedział Rak. W tle usłyszałam odgłos tłuczonego szkła.
- Co się tam dzieje? Wszystko ok? -spytałam.
- Tak. Tylko Domi przeżywa okres buntu.- zaśmiał się, ale słyszałam, że nie był to do końca szczery śmiech- nie ma to jak 13-letnia buntowniczka w domu. O właśnie...o co chodzi?
- Mam kłopoty...z rodzicami.
- Już wrócili? Fajnie.
- Nie powiedziała bym.
- Chcesz pogadać?
- Nie wiem...możemy zrobić coś szalonego? Cokolwiek.
- Ok...- zamyślił się przez chwilę- chodź do mnie. Trochę się tu dzieje.
Już chciałam odmówić, ale się rozłączył. Świetnie...
To trzeba się trochę ogarnąć- pomyślałam i ruszyłam w stronę łazienki. Umyłam głowę i wzięłam Dłuższy, gorący prysznic. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak zmarzłam. Okryłam się ręcznikiem i poszłam się ubrać. Założyłam czarny dres, a wilgotne jeszcze włosy spięłam w kok. Nie mówiłam rodzicom, gdzie idę.Po prostu bez słowa wyszłam. Na dworze padał deszcz. Było dość zimno jak na czerwiec. Zamówiłam taksówkę- w sobotę do Krakowa nie jeździły żadne autobusy.
Rak mieszkał w starym podniszczonym bloku. Jednym z tych co na około mieszkają tylko starsze, plotkujące panie, przesiadujące całe dnie na ławeczce, a wieczorem zbierają się różne tak zwane ,,towarzystwa" często hałasujące i nie dające spać.
Weszłam po schodach na trzecie piętro i już miałam zapukać do drzwi ze zdrapanym numerem 9 , gdy ze środka wybiegła Dominika. Miała na sobie dżinsy, czarną bluzkę z krótkim rękawem. W uchu miała pięć kolczyków a na oczach grube, czarne kreski.
- I dobrze ! -krzyczała- zgubię się, umrę z głodu i będzie święty spokój ! Mam was wszystkich gdzieś!
Rak wybiegł za nią, ale gdy mnie zobaczył, zawrócił i się uśmiechnął. Próbowałam odwzajemnić uśmiech, ale nie za bardzo mi wyszło. Chyba to zauważył i tylko mnie przytulił, nawet o nic nie pytając. Dlatego właśnie tak go lubiłam. I nie myślcie sobie, że to coś więcej. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, żebyśmy ze sobą chodzili czy coś w tym stylu.
- Wiesz co? -spytał po chwili odciągając mnie delikatnie od siebie.
Pokręciłam głową.
- Nawet w tym dresie i z podpuchniętymi oczami wyglądasz seksownie.
Zaśmiałam się. O to mu przecież chodziło. Prawda? Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.
- Chcesz gdzieś wyjść? Czy zostajemy u mnie? - spytał.
- A nie biegniesz za siostrą?
Rak machnął ręką.
- Wróci. Nie martw się.
Nie byłam przekonana. Nie chciałam mieć potem wyrzutów sumienia.
- Serio- powiedział- to jak?
- Możemy gdzieś wyjść?- zapytałam.
- Jasne. Znam jedno fajne miejsce. Jeśli to, że chcesz zaszaleć jest nadal aktualne.- zaśmiał się.
- Byłam tam?
- Na 99 procent nie.
- Jest to legalne?
Rak przewrócił oczami, ale uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Za kogo ty mnie masz?
- Odpowiedz.
- Pewny nie jestem.
- Już mi się podoba.
- Hej- odpowiedział Rak. W tle usłyszałam odgłos tłuczonego szkła.
- Co się tam dzieje? Wszystko ok? -spytałam.
- Tak. Tylko Domi przeżywa okres buntu.- zaśmiał się, ale słyszałam, że nie był to do końca szczery śmiech- nie ma to jak 13-letnia buntowniczka w domu. O właśnie...o co chodzi?
- Mam kłopoty...z rodzicami.
- Już wrócili? Fajnie.
- Nie powiedziała bym.
- Chcesz pogadać?
- Nie wiem...możemy zrobić coś szalonego? Cokolwiek.
- Ok...- zamyślił się przez chwilę- chodź do mnie. Trochę się tu dzieje.
Już chciałam odmówić, ale się rozłączył. Świetnie...
To trzeba się trochę ogarnąć- pomyślałam i ruszyłam w stronę łazienki. Umyłam głowę i wzięłam Dłuższy, gorący prysznic. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak zmarzłam. Okryłam się ręcznikiem i poszłam się ubrać. Założyłam czarny dres, a wilgotne jeszcze włosy spięłam w kok. Nie mówiłam rodzicom, gdzie idę.Po prostu bez słowa wyszłam. Na dworze padał deszcz. Było dość zimno jak na czerwiec. Zamówiłam taksówkę- w sobotę do Krakowa nie jeździły żadne autobusy.
Rak mieszkał w starym podniszczonym bloku. Jednym z tych co na około mieszkają tylko starsze, plotkujące panie, przesiadujące całe dnie na ławeczce, a wieczorem zbierają się różne tak zwane ,,towarzystwa" często hałasujące i nie dające spać.
Weszłam po schodach na trzecie piętro i już miałam zapukać do drzwi ze zdrapanym numerem 9 , gdy ze środka wybiegła Dominika. Miała na sobie dżinsy, czarną bluzkę z krótkim rękawem. W uchu miała pięć kolczyków a na oczach grube, czarne kreski.
- I dobrze ! -krzyczała- zgubię się, umrę z głodu i będzie święty spokój ! Mam was wszystkich gdzieś!
Rak wybiegł za nią, ale gdy mnie zobaczył, zawrócił i się uśmiechnął. Próbowałam odwzajemnić uśmiech, ale nie za bardzo mi wyszło. Chyba to zauważył i tylko mnie przytulił, nawet o nic nie pytając. Dlatego właśnie tak go lubiłam. I nie myślcie sobie, że to coś więcej. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, żebyśmy ze sobą chodzili czy coś w tym stylu.
- Wiesz co? -spytał po chwili odciągając mnie delikatnie od siebie.
Pokręciłam głową.
- Nawet w tym dresie i z podpuchniętymi oczami wyglądasz seksownie.
Zaśmiałam się. O to mu przecież chodziło. Prawda? Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.
- Chcesz gdzieś wyjść? Czy zostajemy u mnie? - spytał.
- A nie biegniesz za siostrą?
Rak machnął ręką.
- Wróci. Nie martw się.
Nie byłam przekonana. Nie chciałam mieć potem wyrzutów sumienia.
- Serio- powiedział- to jak?
- Możemy gdzieś wyjść?- zapytałam.
- Jasne. Znam jedno fajne miejsce. Jeśli to, że chcesz zaszaleć jest nadal aktualne.- zaśmiał się.
- Byłam tam?
- Na 99 procent nie.
- Jest to legalne?
Rak przewrócił oczami, ale uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Za kogo ty mnie masz?
- Odpowiedz.
- Pewny nie jestem.
- Już mi się podoba.
Rozdział 9
Weszłam do domu. Mama złapała mnie za rękę. Odwróciłam się gotowa na to, że zaraz się pokłócimy. Powinna mi przecież wiele wyjaśnić, ale od płaczu nie byłam w stanie nic wykrztusić, więc wydukałam tylko ciche:
- Dlaczego?
- Kochanie- powiedziała przyciszonym głosem- chcemy dla ciebie jak najlepiej.
- Tak, tak wiem. Każdy rodzic by tak powiedział- zrobiłam krótką przerwę- tylko wy...nie wiem po prostu co chcieliście tym osiągnąć. I gdybyście chcieli mojego dobra przez myśl by wam nie przeszło, żeby mnie zapisywać do tej durnej szkoły! Jak chcecie się mnie pozbyć, to zwyczajnie mi powiedzcie!-wyrwałam jej moją rękę i pobiegłam na schody- I jeszcze jedno. jak się już domyśliłaś nigdzie nie jadę.
- Tylko ja nie mogę tego odkręcić... ja naprawdę...
- Jeszcze lepiej! W takim razie będą musieli tu po mnie przyjść!- krzyknęłam i wbiegłam do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko zakrywając głowę poduszką, w nadziei, że to wszystko okaże się jakimś strasznie pokręconym snem.
Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Skuliłam się podciągając kolana pod brodę i spojrzałam w lustro. Byłam całkiem rozczochrana, oczy miałam zapuchnięte, a moja piżama była całkiem wybrudzona błotem.
Do pokoju weszła Amber.
- Wyjedziesz, prawda?- spytała ze smutkiem.
- Nie, nie martw się- zebrałam się na delikatny uśmiech. Musiałam wyglądać komicznie.
- To dlaczego kłóciłyście się o to z mamusią?
- Tak czasem bywa kruszyno. Nic się nie stało. -ucałowałam ją i przytuliłam.
- To dlaczego jesteś smutna?
- Wcale nie jestem- następny uśmiech wyszedł mi bardziej naturalnie.
Jej mała buźka pojaśniała.
- Ja ci nie wierzę. -powiedziała kręcąc główką, a jej blond loczki latały jej na około twarzy- a wiesz co się z tym wiąże?
- Nie...- zanim dokończyłam przerwała mi.
- Atak gilgotek!
I rzuciła się na mnie gilgocząc mnie po szyi i brzuchu. Mimowolnie się śmiałam tarzając się przy tym po całym łóżku i ,,odpierając atak". Minęło z pół godziny, gdy już bardzo się zmęczyłyśmy. Postawiłam Amber na dywaniku, zrobiłam jej kitkę i odesłałam ją do pokoju, żeby pobawiła się z Maxem.
Zabawa z siostrą trochę poprawiła mi humor, ale nieznacznie. Nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Usiadłam przy biurku i zadzwoniłam do Raka.
- Dlaczego?
- Kochanie- powiedziała przyciszonym głosem- chcemy dla ciebie jak najlepiej.
- Tak, tak wiem. Każdy rodzic by tak powiedział- zrobiłam krótką przerwę- tylko wy...nie wiem po prostu co chcieliście tym osiągnąć. I gdybyście chcieli mojego dobra przez myśl by wam nie przeszło, żeby mnie zapisywać do tej durnej szkoły! Jak chcecie się mnie pozbyć, to zwyczajnie mi powiedzcie!-wyrwałam jej moją rękę i pobiegłam na schody- I jeszcze jedno. jak się już domyśliłaś nigdzie nie jadę.
- Tylko ja nie mogę tego odkręcić... ja naprawdę...
- Jeszcze lepiej! W takim razie będą musieli tu po mnie przyjść!- krzyknęłam i wbiegłam do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko zakrywając głowę poduszką, w nadziei, że to wszystko okaże się jakimś strasznie pokręconym snem.
Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Skuliłam się podciągając kolana pod brodę i spojrzałam w lustro. Byłam całkiem rozczochrana, oczy miałam zapuchnięte, a moja piżama była całkiem wybrudzona błotem.
Do pokoju weszła Amber.
- Wyjedziesz, prawda?- spytała ze smutkiem.
- Nie, nie martw się- zebrałam się na delikatny uśmiech. Musiałam wyglądać komicznie.
- To dlaczego kłóciłyście się o to z mamusią?
- Tak czasem bywa kruszyno. Nic się nie stało. -ucałowałam ją i przytuliłam.
- To dlaczego jesteś smutna?
- Wcale nie jestem- następny uśmiech wyszedł mi bardziej naturalnie.
Jej mała buźka pojaśniała.
- Ja ci nie wierzę. -powiedziała kręcąc główką, a jej blond loczki latały jej na około twarzy- a wiesz co się z tym wiąże?
- Nie...- zanim dokończyłam przerwała mi.
- Atak gilgotek!
I rzuciła się na mnie gilgocząc mnie po szyi i brzuchu. Mimowolnie się śmiałam tarzając się przy tym po całym łóżku i ,,odpierając atak". Minęło z pół godziny, gdy już bardzo się zmęczyłyśmy. Postawiłam Amber na dywaniku, zrobiłam jej kitkę i odesłałam ją do pokoju, żeby pobawiła się z Maxem.
Zabawa z siostrą trochę poprawiła mi humor, ale nieznacznie. Nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Usiadłam przy biurku i zadzwoniłam do Raka.
poniedziałek, 3 listopada 2014
PRZEPRASZAM WSZYSTKICH, KTÓRZY Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAJĄ NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ, ALE DZISIAJ NIE DAM RADY GO NAPISAĆ. NIE MAM WENY. MYŚLĘ, ŻE MNIE ROZUMIECIE. ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE NIEDŁUGO WPADNIE MI DO GŁOWY JAKIŚ POMYSŁ :-))) W TYM TYGODNIU BARDZO BARDZO POSTARAM SIĘ DODAĆ KOLEJNY ROZDZIAŁ. DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚCIE :-)!!!! ŻYCZCIE MI POWODZENIA
niedziela, 2 listopada 2014
Rozdział 8
Sobota. Pierwsze co mnie zdziwiło po przebudzeniu to cisza. Babcia nigdy rano nie była cicho. Zawsze coś robiła w kuchni. Zaszłam na dół.
- Hej- powiedziała mama
- Hej -odpowiedziałam i ziewając opadłam na kanapę. Zaraz...- mamo! -krzyknęłam- kiedy wróciliście? Tęskniłam.- I rzuciłam się w jej ramiona.
- Dzisiaj w nocy- uśmiechnęła się- niezły masz zapłon.
- Jest- spojrzałam na zegarek- 8 rano, a przypominam ci że jest weekend. Mam prawo nie kontaktować prawidłowo. A tak przy okazji... Zapłon? Przerzucasz się na mową młodzieżową ? Chcesz do mnie lepiej ,, dotrzeć "?- powiedziałam na końcu robiąc cudzysłów palcami.
- W pewnym sensie...
- Gdzie tata?- przerwałam jej.
- Jeszcze śpi. Wiesz May... Rozmawialiśmy trochę z ciocią Amber. Opowiedziała nam trochę o takiej szkole... Jest blisko jej domu i podobno to jakaś bardzo dobra, elitarna szkoła...
- Do czego zmierzasz?- zapytałam trochę zaniepokojona tymi całymi podchodami.
Mama wzięła głęboki oddech.
- Zapisaliśmy cię tam.
Roześmiałam się. Śmiałam się przez chwilę, ale gdy zobaczyłam minę mamy zrozumiałam, że wcale nie żartowała. Chociaż wydawało mi się to mega absurdalne i prawie niemożliwe słowa mamy pomału do mnie docierały. Nagle zerwałam się z miejsca.
- Że co proszę? Do reszty was pogięło? Jak sobie to wyobrażacie? Że niby miałabym gdzieś jechać i tak po prostu wszystko zostawić? Jak mogłaś po myśleć, że na takie coś pójdę?- wrzeszczałam.
- May my...
- Nie chcę tego słuchać !
Wybiegłam z domu. Po drodze założyłam tylko trampki. Nie wiedziałam gdzie biegnę. Nie słyszałam nic w okół mnie. Nie wiem jak długo biegłam, ale dobiegłam do lasu. Oparłam się o drzewo, zsunęłam się po jego korze i zaczęłam płakać. Chciałam z siebie to wszystko jakoś wyrzucić. Jak rodzice mogli coś takiego zrobić? Chcą się mnie pozbyć? Przeszkadzam im w czymś? Przecież nie mogę tak po prostu gdzieś wyjechać, zostawić rodzinę, przyjaciół. i tak w ogóle co to za cholerna szkoła co pozwala zapisywać dzieci od tak sobie? Bez jakiejkolwiek , rozmowy? Ktoś miał taki kaprys, pojechał na pogrzeb i zapisał swoją 15 letnią córkę do szkoły. A może przesadzam? Nie... na pewno nie. Każdy by miał takie przemyślenia w mojej sytuacji. Ale to teraz nie jest ważne. Ważne jest to, że muszę to jakoś odkręcić. Przecież nie wyślą mnie tam od tak sobie, bez mojej zgody, Na pewno da się to jakoś odkręcić. Prawda?
......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam, że tak krótko, ale jutro postaram się dodać kolejny rozdział :-)
I jak pewnie zauważyliście w tytule posta nie ma tytułu książki, ponieważ zastanawiam się nad jego zmianą. Co o tym sądzicie? Myślałam o takim tytule ja w adresie bloga czyli NIEELITARNASZKOŁA
- Hej- powiedziała mama
- Hej -odpowiedziałam i ziewając opadłam na kanapę. Zaraz...- mamo! -krzyknęłam- kiedy wróciliście? Tęskniłam.- I rzuciłam się w jej ramiona.
- Dzisiaj w nocy- uśmiechnęła się- niezły masz zapłon.
- Jest- spojrzałam na zegarek- 8 rano, a przypominam ci że jest weekend. Mam prawo nie kontaktować prawidłowo. A tak przy okazji... Zapłon? Przerzucasz się na mową młodzieżową ? Chcesz do mnie lepiej ,, dotrzeć "?- powiedziałam na końcu robiąc cudzysłów palcami.
- W pewnym sensie...
- Gdzie tata?- przerwałam jej.
- Jeszcze śpi. Wiesz May... Rozmawialiśmy trochę z ciocią Amber. Opowiedziała nam trochę o takiej szkole... Jest blisko jej domu i podobno to jakaś bardzo dobra, elitarna szkoła...
- Do czego zmierzasz?- zapytałam trochę zaniepokojona tymi całymi podchodami.
Mama wzięła głęboki oddech.
- Zapisaliśmy cię tam.
Roześmiałam się. Śmiałam się przez chwilę, ale gdy zobaczyłam minę mamy zrozumiałam, że wcale nie żartowała. Chociaż wydawało mi się to mega absurdalne i prawie niemożliwe słowa mamy pomału do mnie docierały. Nagle zerwałam się z miejsca.
- Że co proszę? Do reszty was pogięło? Jak sobie to wyobrażacie? Że niby miałabym gdzieś jechać i tak po prostu wszystko zostawić? Jak mogłaś po myśleć, że na takie coś pójdę?- wrzeszczałam.
- May my...
- Nie chcę tego słuchać !
Wybiegłam z domu. Po drodze założyłam tylko trampki. Nie wiedziałam gdzie biegnę. Nie słyszałam nic w okół mnie. Nie wiem jak długo biegłam, ale dobiegłam do lasu. Oparłam się o drzewo, zsunęłam się po jego korze i zaczęłam płakać. Chciałam z siebie to wszystko jakoś wyrzucić. Jak rodzice mogli coś takiego zrobić? Chcą się mnie pozbyć? Przeszkadzam im w czymś? Przecież nie mogę tak po prostu gdzieś wyjechać, zostawić rodzinę, przyjaciół. i tak w ogóle co to za cholerna szkoła co pozwala zapisywać dzieci od tak sobie? Bez jakiejkolwiek , rozmowy? Ktoś miał taki kaprys, pojechał na pogrzeb i zapisał swoją 15 letnią córkę do szkoły. A może przesadzam? Nie... na pewno nie. Każdy by miał takie przemyślenia w mojej sytuacji. Ale to teraz nie jest ważne. Ważne jest to, że muszę to jakoś odkręcić. Przecież nie wyślą mnie tam od tak sobie, bez mojej zgody, Na pewno da się to jakoś odkręcić. Prawda?
......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Przepraszam, że tak krótko, ale jutro postaram się dodać kolejny rozdział :-)
I jak pewnie zauważyliście w tytule posta nie ma tytułu książki, ponieważ zastanawiam się nad jego zmianą. Co o tym sądzicie? Myślałam o takim tytule ja w adresie bloga czyli NIEELITARNASZKOŁA
niedziela, 12 października 2014
Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 7
Gdym była bardziej rozsądna, nie spieszyłabym się do szkoły z powodu jakiegoś newsa, który za pewne dotyczył któregoś z ładnych chłopaków, którzy nie mają dziewczyny. Ale Lena wybuchłaby gdyby nie przekazała szybko komuś swoich nowych wiadomości.
Własnie mijałam nasz ,, sławny " kontener na dziedzińcu, gdy zobaczyłam biegnącą w moją stronę Lenę. Miała na sobie krótkie niebieskie spodenki, obcisłą czarną bluzkę i i różowy sweterek w kwiatki.
- Ludzie! Ile można na ciebie czekać?
Nie czekając na moją odpowiedź pociągnęła mnie za rękę do najbliższego stolika.
- No dawaj.- powiedziałam.
- Kojarzysz takie mega ciacho Jason'a Brown'a?
- Jakbym mogła nie kojarzyć skoro mówisz o nim średnio... Codziennie ?- przypomniało mi się jak raz przez całą lekcję muzyki mi o nim nawijała, całowała jego plakat wiszący w jej pokoju i przykleiła jego papierową podobiznę do pluszowego miśka.
- No tak ! Bo on jest taki przystojny, mega umięśniony, ma genialny głos i cudownie się rusza! No po prostu ideał!
- 57
- Co 57 ?
- Mówisz to o nim już 57 raz- zaśmiałam się.
Lena przewróciła oczami.
- Nieważne.- uśmiechnęła się- wracając do tematu. ON PRZYJEŻDŻA DO POLSKI!!
Ostatnie słowa wykrzyczała z siebie po czym weszła na krzesło i zaczęła piszczeć z radości, a wszyscy dookoła zaczęli się na nas gapić. Zaśmiałam się i wstałam żeby zaciągnąć Lenę do szkoły.
- Chodź już- powiedziałam i złapałam ją za nadgarstek- robisz nam wiochę!
Ale Lena ciągle stała na krześle i nie przestawała krzyczeć.
- To nie jest teraz ważne May!- powiedziała- teraz ważny jest tylko mój Jason'ik!
- Jak chcesz!- odpowiedziałam i ruszyłam w stronę szkoły.
Chwilę później dołączyła do mnie Lena i dalej szłyśmy już razem.
- Jeszce nie skończyłam!- powiedziałam i zaczęła się śmiać.
Na korytarzu wpadłyśmy na grupkę osób, która coś pilnie obserwowała.
- Jesteś niczym! Śmieciem! Zwykłą wszą skaczącą od chłopaka do chłopaka, gdy tylko będziesz miała na to ochotę! - Ela była wyraźnie wkurzona. Na przeciwko niej stała Olka u boku z tym nowym Mateuszem z naszej klasy.
- Wiedziałaś, że on jest moim chłopakiem!-kontynuowała Ela wskazując na Mateusza- mimo to całowałaś się z nim na moich oczach! Celowo!
- Przepraszam bardzo - powiedziała Olka ze spokojem- gdyby nie chciał to by się ze mną nie całował!
- Nie udawaj- Eli płynęły łzy po policzkach- robiłaś to już wcześniej! Myślałam, że jesteśmy koleżankami! Ale wiesz co? Żałuję, że kiedykolwiek cię poznałam!- wybiegła na zewnątrz a Mateusz za nią widziałam tylko jak dziewczyna uderzyła go we policzek i drzwi się zamknęły, a tłumek się rozproszył.
Stałyśmy z Leną przez chwilę jak wryte nie wiedząc co powiedzieć. W końcu Lena wzruszyła ramionami i powiedziała ze spokojem, jakby było to najzwyklejsza rzecz na świecie:
- Do przewidzenia.
I ruszyłyśmy do klasy.
...................................................................................................................................................................
Hej hej jest tam kto? mam dla kogo pisać dalej?
:-)
- Kojarzysz takie mega ciacho Jason'a Brown'a?
- Jakbym mogła nie kojarzyć skoro mówisz o nim średnio... Codziennie ?- przypomniało mi się jak raz przez całą lekcję muzyki mi o nim nawijała, całowała jego plakat wiszący w jej pokoju i przykleiła jego papierową podobiznę do pluszowego miśka.
- No tak ! Bo on jest taki przystojny, mega umięśniony, ma genialny głos i cudownie się rusza! No po prostu ideał!
- 57
- Co 57 ?
- Mówisz to o nim już 57 raz- zaśmiałam się.
Lena przewróciła oczami.
- Nieważne.- uśmiechnęła się- wracając do tematu. ON PRZYJEŻDŻA DO POLSKI!!
Ostatnie słowa wykrzyczała z siebie po czym weszła na krzesło i zaczęła piszczeć z radości, a wszyscy dookoła zaczęli się na nas gapić. Zaśmiałam się i wstałam żeby zaciągnąć Lenę do szkoły.
- Chodź już- powiedziałam i złapałam ją za nadgarstek- robisz nam wiochę!
Ale Lena ciągle stała na krześle i nie przestawała krzyczeć.
- To nie jest teraz ważne May!- powiedziała- teraz ważny jest tylko mój Jason'ik!
- Jak chcesz!- odpowiedziałam i ruszyłam w stronę szkoły.
Chwilę później dołączyła do mnie Lena i dalej szłyśmy już razem.
- Jeszce nie skończyłam!- powiedziałam i zaczęła się śmiać.
Na korytarzu wpadłyśmy na grupkę osób, która coś pilnie obserwowała.
- Jesteś niczym! Śmieciem! Zwykłą wszą skaczącą od chłopaka do chłopaka, gdy tylko będziesz miała na to ochotę! - Ela była wyraźnie wkurzona. Na przeciwko niej stała Olka u boku z tym nowym Mateuszem z naszej klasy.
- Wiedziałaś, że on jest moim chłopakiem!-kontynuowała Ela wskazując na Mateusza- mimo to całowałaś się z nim na moich oczach! Celowo!
- Przepraszam bardzo - powiedziała Olka ze spokojem- gdyby nie chciał to by się ze mną nie całował!
- Nie udawaj- Eli płynęły łzy po policzkach- robiłaś to już wcześniej! Myślałam, że jesteśmy koleżankami! Ale wiesz co? Żałuję, że kiedykolwiek cię poznałam!- wybiegła na zewnątrz a Mateusz za nią widziałam tylko jak dziewczyna uderzyła go we policzek i drzwi się zamknęły, a tłumek się rozproszył.
Stałyśmy z Leną przez chwilę jak wryte nie wiedząc co powiedzieć. W końcu Lena wzruszyła ramionami i powiedziała ze spokojem, jakby było to najzwyklejsza rzecz na świecie:
- Do przewidzenia.
I ruszyłyśmy do klasy.
...................................................................................................................................................................
Hej hej jest tam kto? mam dla kogo pisać dalej?
:-)
sobota, 20 września 2014
Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 6
Myślę, że nikt nie lubi wstawać rano, ale ja tego nienawidzę! Może dlatego, że nie potrafię tego robić. Ustawiam sobie rano trzy budziki, żeby wstać, chociaż i to często nie wystarcza. Zazwyczaj wtedy przybiegają do mnie jeszcze dwa pięcioletnie budziki i skaczą mi po brzuchu, rzucają pluszakami, krzyczą do ucha...za długo by wymieniać. Ale i tak są zdecydowanie najsłodszymi i najskuteczniejszymi budzikami na świecie.
6:00. Jakimś cudem zwlekłam się z łóżka i zeszłam na dół. Tam już czekały na mnie kanapki i mała karteczka.
WYSZŁAM ZROBIĆ WIĘKSZE ZAKUPY. NIEDŁUGO WRÓCĘ. SMACZNEGO.
BABCIA
Wiele razy próbowałam namówić babcię na zakup komórki. Nie musiała by wtedy pisać tych karteczek. Ale nie przetłumaczysz. Babcia lubi te swoje ,,bardziej tradycyjne metody". A zresztą kto jeździ do sklepu o 6 rano?
Rozsiadłam się na wielkiej brązowej kanapie w salonie. I zaczęłam latać po program w telewizji. Czy rano w nie puszczają nic innego jak powtórki jakichś durnych seriali i filmów przyrodniczych? Szczerze w to wątpię. Zjadłam kanapkę i poszłam budzić maluchy. Ich pokoik był niewiele mniejszy od mojego. Na środku stał mały stolik z plastikowymi krzesełkami, które kiedyś należały do mnie. Na samym końcu pokoju stało piętrowe łózko otoczone olbrzymią ilością zabawek, które nie mieściły się już w szafie przeznaczonej głownie na ubrania i trzech plastikowych pojemnikach. Na ścianach było mnóstwo kolorowych naklejek. Podeszłam po cichu do łóżka. Amber spała na górze. Miała całkiem potargane włoski, kołdra wisiała na skraju drabinki, ale i tak trzymała pod pachą pluszowego miśka, którego dostałam na trzecie urodziny, a potem, gdy ona miała trzy latka oddałam go jej. Bardzo się do niego przywiązała- jak ja. Była bardzo podobna do mnie, z wyjątkiem koloru włosów. Miała również bardzo podobny charakter z czego raczej nie powinnam się cieszyć.
- Amber. Wstajemy- powiedział bardzo przyciszonym głosem.
Usiadła, po czym wyciągnęła do mnie rączki.
- Zanieś mnie.
Uśmiechnęłam się, zaniosłam ją do kuchni, posadziłam przy stoliku i zrobiłam dwie miski płatków z mlekiem. Max obudził się sam chwilkę później i również zabrał się za jedzenie płatków. Włączyłam im bajkę w telewizji i poszłam się ubrać. Ubrałam siwe poprzecierane spodnie za kolana i biało-fioletową koszulkę w paski. Spakowałam szybko plecak do szkoły i małe plecaczki Maxa i Amber. Chwilkę później ubrałam maluchy przeczesałam im włoski i byliśmy gotowi do wyjścia. Zarzuciłam jeszcze na siebie czarny sweterek, założyłam Maxowi kaptur od zielonego bezrękawnika na głowę i wyszliśmy z domu.
Właśnie podjeżdżaliśmy na przystanek koło przedszkola, gdy zadzwoniła do mnie Lena.
- Gdzie jesteś?
- Zaprowadzam maluchy do przedszkola.
- To się pospiesz! Ale mam newsa.
6:00. Jakimś cudem zwlekłam się z łóżka i zeszłam na dół. Tam już czekały na mnie kanapki i mała karteczka.
WYSZŁAM ZROBIĆ WIĘKSZE ZAKUPY. NIEDŁUGO WRÓCĘ. SMACZNEGO.
BABCIA
Wiele razy próbowałam namówić babcię na zakup komórki. Nie musiała by wtedy pisać tych karteczek. Ale nie przetłumaczysz. Babcia lubi te swoje ,,bardziej tradycyjne metody". A zresztą kto jeździ do sklepu o 6 rano?
Rozsiadłam się na wielkiej brązowej kanapie w salonie. I zaczęłam latać po program w telewizji. Czy rano w nie puszczają nic innego jak powtórki jakichś durnych seriali i filmów przyrodniczych? Szczerze w to wątpię. Zjadłam kanapkę i poszłam budzić maluchy. Ich pokoik był niewiele mniejszy od mojego. Na środku stał mały stolik z plastikowymi krzesełkami, które kiedyś należały do mnie. Na samym końcu pokoju stało piętrowe łózko otoczone olbrzymią ilością zabawek, które nie mieściły się już w szafie przeznaczonej głownie na ubrania i trzech plastikowych pojemnikach. Na ścianach było mnóstwo kolorowych naklejek. Podeszłam po cichu do łóżka. Amber spała na górze. Miała całkiem potargane włoski, kołdra wisiała na skraju drabinki, ale i tak trzymała pod pachą pluszowego miśka, którego dostałam na trzecie urodziny, a potem, gdy ona miała trzy latka oddałam go jej. Bardzo się do niego przywiązała- jak ja. Była bardzo podobna do mnie, z wyjątkiem koloru włosów. Miała również bardzo podobny charakter z czego raczej nie powinnam się cieszyć.
- Amber. Wstajemy- powiedział bardzo przyciszonym głosem.
Usiadła, po czym wyciągnęła do mnie rączki.
- Zanieś mnie.
Uśmiechnęłam się, zaniosłam ją do kuchni, posadziłam przy stoliku i zrobiłam dwie miski płatków z mlekiem. Max obudził się sam chwilkę później i również zabrał się za jedzenie płatków. Włączyłam im bajkę w telewizji i poszłam się ubrać. Ubrałam siwe poprzecierane spodnie za kolana i biało-fioletową koszulkę w paski. Spakowałam szybko plecak do szkoły i małe plecaczki Maxa i Amber. Chwilkę później ubrałam maluchy przeczesałam im włoski i byliśmy gotowi do wyjścia. Zarzuciłam jeszcze na siebie czarny sweterek, założyłam Maxowi kaptur od zielonego bezrękawnika na głowę i wyszliśmy z domu.
Właśnie podjeżdżaliśmy na przystanek koło przedszkola, gdy zadzwoniła do mnie Lena.
- Gdzie jesteś?
- Zaprowadzam maluchy do przedszkola.
- To się pospiesz! Ale mam newsa.
środa, 27 sierpnia 2014
Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 5
17:00. Założyłam moją ulubioną miętową bluzę z kapturem, czarne legginsy i jeszcze raz sprawdziłam czy spakowałam telefon i bilet na autobus. Przelotnie spojrzałam w lustro na przed przedpokoju, wciągnęłam na nogi siwe, wysokie trampki i przełożyłam przez głowę małą, również siwą torebkę i już miałam wyjść, gdy zatrzymał słodki głosik Amber.
- May? Musisz wychodzić?
Uklękłam koło niej i powiedziałam:
- Nie muszę maluchu. Ale obiecałam kolegom. Nie mogę tak po prostu nie przyjść.
- Ale nie ma rodziców. I jeszcze ty wychodzisz.
To się porobiło. Uśmiechnęłam się i ją przytuliłam.
- Poradzisz sobie. Masz babcię, a ja nie wrócę późno. Obiecuję.
Pokiwała główką, ale nadal się smuciła.
- Super. A teraz biegnij do pokoiku.
Usłyszałam jej małe stópki na schodach i wybiegłam z domu.
- Pa babciu!- krzyknęłam nie czekając na odpowiedź.
Biegłam najszybciej jak potrafiłam wiedząc, że do autobus mam 5 minut, więc pewnie zdążę bo przystanek nie jest daleko. Parę minut później patrzyłam już jak mijamy wielką zieloną tablicą z napisem ,,Kraków".
Wysiadłam koło wielkiego parku, którego nazwy nie znam i ruszyłam w stronę rzeki. Miałam kawałek do przejścia więc włożyłam słuchawki i skupiłam się na słowach moich ulubionych piosenek. Jak zawsze prawie wszystkie były po angielsku, co nie stanowiło dla mnie większej różnicy, bo dzięki tacie znałam ten język bardzo dobrze. Na wypadek, gdybym chciała na dłużej wyjechać do Anglii. Ale skąd mam wiedzieć czy chcę jak mnie tam nie zabrali? Nie wiem jak tam jest.
Właśnie skończyła się 10 piosenka, gdy doszłam na miejsce. Schowałam słuchawki go torebki i zaczęłam się rozglądać za Gandalfem lub Rakiem, bo wiedziałam, że Lena ma szlaban.Na początku nikogo nie zobaczyłam, więc przeszłam na drugą stronę mostu. Tu też cicho. Popatrzyłam na zegarek. 17:56. Zazwyczaj i tak są punktualnie więc usiadłam na podniszczonej ławeczce i zaczęłam się przyglądać mostowi. Był taki jak zawsze. Tylko codziennie przybywały tam jakieś nowe graffiti. Wiem, że Rak często tu przychodzi.
Trochę się rozmyśliłam, gdy usłyszałam za sobą jakieś gwizdanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Raka. Był ubrany w siwą bluzę z kapturem i te same co zawsze za duże, sprane dżinsy.
- Wystroiłaś się- zaśmiał się.
- Co?!- odwzajemniłam uśmiech.
- No wiesz... zawsze nosisz ciemniejsze bluzy, a dzisiaj jakiś niebieski...duża zmiana.
- Taa. Weź przestań. Już nie można mi się ładniej ubierać?
- Spoko. Tylko żartowałem. Idziemy?
- Nie poczekamy na Gandalfa?- zdziwiłam się.
- Nie. Napisał mi że ma szlaban.
- Kiedy się dowiedziałeś?
- Przed chwilą- zamachał mi przed nosem komórką- a dlaczego pytasz?
- Tak po prostu...Idziemy?
- Jasne. Pokażę ci jedno fajne miejsce.
Przez całą drogę zamiast myśleć o tym dokąd mnie zabiera, myślałam o tym czy przypadkiem nie powiedział mi o Gandalfie celowo. Może mu się podobam? Ale ja go traktuję jak brata. Nie wyobrażam sobie żebyśmy mogli być parą. Ale nie jest brzydki, jest zabawny, miły i opiekuńczy. Ale tak ma z natury. Bycie najstarszym z pośród piątki rodzeństwa do czegoś zobowiązuje. Ale nie musi taki dla mnie być, tylko chce. Ale kurde! Stop! Po co sobie coś wymyślam?
- Jesteśmy- powiedział Rak.
Zaczęłam się rozglądać. Nic wielkiego. Zwykły plac na około jakieś sklepiki. Rzuciłam mu pytające spojrzenie. Wywrócił tylko oczami i powiedział:
- Nie oceniaj książki po okładce.
- Rozwiniesz bardziej swoją myśl?
Potrząsnął głową.
- Jesteś bardziej niecierpliwa niż myślałem. Chodź.
Zaciągnął mnie do jakiejś cieplutkiej małej kawiarenki na rogu.
- Mają tu najlepsze naleśniki z czekoladą na świecie- powiedział i zamówił dla nas dwie porcje. Muszę przyznać, że były przepyszne. Potem wróciliśmy z powrotem na plac, gdzie zebrała już się spora grupka ludzi.
- Stąd będzie najlepszy widok.-uśmiechnął się i wskazał na na kamienne schodki prowadzące do jakiegoś pomnika.
- Widok na co? -warknęłam
- Zobaczysz nerwusie.
Parę minut później, gdy trochę się już ściemniło niebo rozjaśniło się milionem fajerwerków. Cudnie wyglądających na nieskazitelnie niebieskim niebie.
W drodze powrotnej dużo gadaliśmy co planujemy na wakacje.Rak jak zwykle nie miał ich zbyt wiele. Skubałam następnego naleśnika i opowiadałam o tym, że marzę o wyjeździe do Londynu.
- Co ty masz z tym Londynem? Czeka tam na ciebie twój tajemniczy wielbiciel czy co?- spytał
Zaśmiałam się rzuciłam w nim zwiniętą serwetką.
- Nie żartuj sobie.Serio chcę tam pojechać. Bardzo bardzo!
- Ok. Zwracam honor- uniósł ręce do góry- odprowadzić cię na przystanek?
- Nie. Poradzę sobie.Dzięki.
Kiedy dochodziłam do domu zobaczyłam, że w kuchni paliła się mała lampka. Cicho nacisnęłam klamkę żeby nikogo nie obudzić i zajrzałam do jadalni. Pod małą lampką leżał liścik z napisem:
JAK JESTEŚ GŁODNA W LODÓWCE SĄ KANAPKI.
BABCIA
Kochana babcia. Odłożyłam list na stół i poszłam się wykąpać. Wychodziłam właśnie z łazienki, kiedy zobaczyłam Amber.
- Co ty robisz kruszynko?- spytałam.
- Usłyszałam, że przyszłaś. Chciałam się przytulić.
- Chodź do mnie- wzięłam ją na raczki i przytuliłam. Jej jasne loczki gilgotały mnie po szyi- chcesz ze mną spać?
- Tak!- ucieszyła się i przytuliła mnie jeszcze mocniej.
Chwilkę później ułożyłyśmy się razem w moim dużym łóżku i Amber zasnęła, a ja postanowiłam, że zadzwonię do Leny dopiero jutro.
- May? Musisz wychodzić?
Uklękłam koło niej i powiedziałam:
- Nie muszę maluchu. Ale obiecałam kolegom. Nie mogę tak po prostu nie przyjść.
- Ale nie ma rodziców. I jeszcze ty wychodzisz.
To się porobiło. Uśmiechnęłam się i ją przytuliłam.
- Poradzisz sobie. Masz babcię, a ja nie wrócę późno. Obiecuję.
Pokiwała główką, ale nadal się smuciła.
- Super. A teraz biegnij do pokoiku.
Usłyszałam jej małe stópki na schodach i wybiegłam z domu.
- Pa babciu!- krzyknęłam nie czekając na odpowiedź.
Biegłam najszybciej jak potrafiłam wiedząc, że do autobus mam 5 minut, więc pewnie zdążę bo przystanek nie jest daleko. Parę minut później patrzyłam już jak mijamy wielką zieloną tablicą z napisem ,,Kraków".
Wysiadłam koło wielkiego parku, którego nazwy nie znam i ruszyłam w stronę rzeki. Miałam kawałek do przejścia więc włożyłam słuchawki i skupiłam się na słowach moich ulubionych piosenek. Jak zawsze prawie wszystkie były po angielsku, co nie stanowiło dla mnie większej różnicy, bo dzięki tacie znałam ten język bardzo dobrze. Na wypadek, gdybym chciała na dłużej wyjechać do Anglii. Ale skąd mam wiedzieć czy chcę jak mnie tam nie zabrali? Nie wiem jak tam jest.
Właśnie skończyła się 10 piosenka, gdy doszłam na miejsce. Schowałam słuchawki go torebki i zaczęłam się rozglądać za Gandalfem lub Rakiem, bo wiedziałam, że Lena ma szlaban.Na początku nikogo nie zobaczyłam, więc przeszłam na drugą stronę mostu. Tu też cicho. Popatrzyłam na zegarek. 17:56. Zazwyczaj i tak są punktualnie więc usiadłam na podniszczonej ławeczce i zaczęłam się przyglądać mostowi. Był taki jak zawsze. Tylko codziennie przybywały tam jakieś nowe graffiti. Wiem, że Rak często tu przychodzi.
Trochę się rozmyśliłam, gdy usłyszałam za sobą jakieś gwizdanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Raka. Był ubrany w siwą bluzę z kapturem i te same co zawsze za duże, sprane dżinsy.
- Wystroiłaś się- zaśmiał się.
- Co?!- odwzajemniłam uśmiech.
- No wiesz... zawsze nosisz ciemniejsze bluzy, a dzisiaj jakiś niebieski...duża zmiana.
- Taa. Weź przestań. Już nie można mi się ładniej ubierać?
- Spoko. Tylko żartowałem. Idziemy?
- Nie poczekamy na Gandalfa?- zdziwiłam się.
- Nie. Napisał mi że ma szlaban.
- Kiedy się dowiedziałeś?
- Przed chwilą- zamachał mi przed nosem komórką- a dlaczego pytasz?
- Tak po prostu...Idziemy?
- Jasne. Pokażę ci jedno fajne miejsce.
Przez całą drogę zamiast myśleć o tym dokąd mnie zabiera, myślałam o tym czy przypadkiem nie powiedział mi o Gandalfie celowo. Może mu się podobam? Ale ja go traktuję jak brata. Nie wyobrażam sobie żebyśmy mogli być parą. Ale nie jest brzydki, jest zabawny, miły i opiekuńczy. Ale tak ma z natury. Bycie najstarszym z pośród piątki rodzeństwa do czegoś zobowiązuje. Ale nie musi taki dla mnie być, tylko chce. Ale kurde! Stop! Po co sobie coś wymyślam?
- Jesteśmy- powiedział Rak.
Zaczęłam się rozglądać. Nic wielkiego. Zwykły plac na około jakieś sklepiki. Rzuciłam mu pytające spojrzenie. Wywrócił tylko oczami i powiedział:
- Nie oceniaj książki po okładce.
- Rozwiniesz bardziej swoją myśl?
Potrząsnął głową.
- Jesteś bardziej niecierpliwa niż myślałem. Chodź.
Zaciągnął mnie do jakiejś cieplutkiej małej kawiarenki na rogu.
- Mają tu najlepsze naleśniki z czekoladą na świecie- powiedział i zamówił dla nas dwie porcje. Muszę przyznać, że były przepyszne. Potem wróciliśmy z powrotem na plac, gdzie zebrała już się spora grupka ludzi.
- Stąd będzie najlepszy widok.-uśmiechnął się i wskazał na na kamienne schodki prowadzące do jakiegoś pomnika.
- Widok na co? -warknęłam
- Zobaczysz nerwusie.
Parę minut później, gdy trochę się już ściemniło niebo rozjaśniło się milionem fajerwerków. Cudnie wyglądających na nieskazitelnie niebieskim niebie.
W drodze powrotnej dużo gadaliśmy co planujemy na wakacje.Rak jak zwykle nie miał ich zbyt wiele. Skubałam następnego naleśnika i opowiadałam o tym, że marzę o wyjeździe do Londynu.
- Co ty masz z tym Londynem? Czeka tam na ciebie twój tajemniczy wielbiciel czy co?- spytał
Zaśmiałam się rzuciłam w nim zwiniętą serwetką.
- Nie żartuj sobie.Serio chcę tam pojechać. Bardzo bardzo!
- Ok. Zwracam honor- uniósł ręce do góry- odprowadzić cię na przystanek?
- Nie. Poradzę sobie.Dzięki.
Kiedy dochodziłam do domu zobaczyłam, że w kuchni paliła się mała lampka. Cicho nacisnęłam klamkę żeby nikogo nie obudzić i zajrzałam do jadalni. Pod małą lampką leżał liścik z napisem:
JAK JESTEŚ GŁODNA W LODÓWCE SĄ KANAPKI.
BABCIA
Kochana babcia. Odłożyłam list na stół i poszłam się wykąpać. Wychodziłam właśnie z łazienki, kiedy zobaczyłam Amber.
- Co ty robisz kruszynko?- spytałam.
- Usłyszałam, że przyszłaś. Chciałam się przytulić.
- Chodź do mnie- wzięłam ją na raczki i przytuliłam. Jej jasne loczki gilgotały mnie po szyi- chcesz ze mną spać?
- Tak!- ucieszyła się i przytuliła mnie jeszcze mocniej.
Chwilkę później ułożyłyśmy się razem w moim dużym łóżku i Amber zasnęła, a ja postanowiłam, że zadzwonię do Leny dopiero jutro.
piątek, 22 sierpnia 2014
wtorek, 19 sierpnia 2014
Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 4
Mój pokój był dość duży. Pośrodku leżał średnich rozmiarów biały dywanik, który razem z maluchami pochlapaliśmy farbą. Dawało to bardzo artystyczny efekt. Na ścianach widniały poodciskane kolorowe dłonie całej rodziny. Oprócz tego pod oknem stało czarne biurko i komoda na książki, nad którą wisiał plazmowy telewizor. Obok łózka ustawiłam sobie sporą ilość głośników, które po podłączeniu to komputera dawały niesamowicie głośny efekt, dlatego używałam ich tylko jak byłam sama w domu. Z racji tego, że nie mam za dużej ilości ciuchów, bo i tak bym w nich nie chodziła, koło drzwi stoi mała szafa z ubraniami. Jednak to co najbardziej podoba mi się w moim pokoju, to zrobione przez Raka mega kolorowe grafity z napisem Bluza. Jest po prostu najlepsze.
Padłam moje olbrzymie łózko z kołdrą w czarne nutki i wykręciłam numer Leny.
- Halo?- rozpoznałam w słuchawce głos starszej siostry Leny- Marty.
- Hej tu May. Mogę Lenę?
- Ta,jasne. Chwila. Lena!
- Czego?!-usłyszałam głos Leny.
- Bluza dzwoni!
- Już jestem. Co tam?
- Masz prywatną sekretarkę?- zapytałam.
- Na szczęście nie. Tylko tata jeszcze nie skończył swojego wykładu. Zostawiłam telefon w pokoju.
- I co? Na ile masz szlaban?
- Na całą wieczność! I żeby to tylko na wyjście z domu. Pod szkołę i spod szkoły zawozi mnie Marta. Fenomenalnie!- w słuchawce rozległ się stłumiony jęk.
- A na ile?
- Do wakacji.
- Co!?- wrzasnęłam.
- No niestety.- westchnięcie- Lepiej gadaj co u Ciebie.
Opowiedziałam Lenie całą rozmowę z babcią.
- Matko! Farciara!- wykrzyczała Lena kiedy skończyłam moją historię.
- No wiem!- leżałam na łóżku wymachując ze szczęścia nogami w powietrzu- Może powinnam być smutna i w ogóle z powodu śmierci dziadka, ale dzięki temu nie będzie szlabanu, reprymendy i w ogóle.... ach!Jestem w ósmym niebie! Ale...
- Ale co?- była wyraźnie oburzona- nie masz szlabanu! Kobieto! I nie będziesz miała! Możesz robić co chcesz.
- Wiesz... - zawahałam się- bo marzę o wyjeździe do Anglii i rodzice doskonale o tym wiedzą, a pojechali beze mnie.
- Ou. Może nie chcieli zabierać dziecka na stypę.
- Ale sens w tym, że nie jestem już dzieckiem. Rozumiem, że mogliby nie zabrać maluchów, ale mnie!
- No tak... Muszę już kończyć. Wykładu ciąg dalszy się zapowiada. Widzimy się w szkole. Pa!
- Pa! - rozłączyłam i spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
1 NOWA WIADOMOŚĆ
Od: Rak
Dzisiaj 18 na moście.
- Matko! Farciara!- wykrzyczała Lena kiedy skończyłam moją historię.
- No wiem!- leżałam na łóżku wymachując ze szczęścia nogami w powietrzu- Może powinnam być smutna i w ogóle z powodu śmierci dziadka, ale dzięki temu nie będzie szlabanu, reprymendy i w ogóle.... ach!Jestem w ósmym niebie! Ale...
- Ale co?- była wyraźnie oburzona- nie masz szlabanu! Kobieto! I nie będziesz miała! Możesz robić co chcesz.
- Wiesz... - zawahałam się- bo marzę o wyjeździe do Anglii i rodzice doskonale o tym wiedzą, a pojechali beze mnie.
- Ou. Może nie chcieli zabierać dziecka na stypę.
- Ale sens w tym, że nie jestem już dzieckiem. Rozumiem, że mogliby nie zabrać maluchów, ale mnie!
- No tak... Muszę już kończyć. Wykładu ciąg dalszy się zapowiada. Widzimy się w szkole. Pa!
- Pa! - rozłączyłam i spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
1 NOWA WIADOMOŚĆ
Od: Rak
Dzisiaj 18 na moście.
piątek, 15 sierpnia 2014
Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 3
Szłam do domu układając sobie w głowie to, jak mam się bronić przed rodzicami. Byłam gotowa na to, że gdy tylko wejdę do domu tata będzie czekał na mnie na fotelu pod schodami wlepiając we mnie pytające spojrzenie i czekając na wyjaśnienia. Jednak kiedy weszłam do domu w oczy rzucił mi się pusty fotel.
- Tato, mamo!- zawołam na tyle głośno, by było mnie słychać nawet na górze- gdzie jesteście?
Usłyszałam kroki na dębowych schodach i jeszcze raz powtórzyłam sobie ułożone wcześniej wyjaśnienia. Już miałam zacząć mówić gdy z salonu wyłoniła się babcia Ewa.
- Babciu!- wrzasnęłam i wpadłam w jej ramiona. Byłam prze szczęśliwa, że mogę przełożyć moją ,,pogadankę" z tatą na później.
- Cześć wnusiu-babcia zawsze miała taki ciepły ton głosu- też się cieszę. Tylko nie krzycz tak głośno, bo maluchy zasnęły. Pokaż mi się- złapała mnie za ramiona odsunęła od siebie i dokładnie obejrzała- ścięłaś włoski- włożyła rękę w moje bujne loki- i definitywnie schudłaś. Zaraz ci coś ugotuję.- kochana babunia. Zawsze jak mnie widzi to dziwnym trafem chudnę.
- Dziękuję babciu, ale jadłam w szkole. Nie jestem głodna.
- A przestań. Na pewno zgłodniałaś. Przyniosę ci obiadek do pokoju.
- Oki. Tylko nie nakładaj mi za dużo- uśmiechnęłam się- a i jeszcze jedno. Gdzie rodzice?
Babcia posmutniała.
- Musieli wyjechać.
- Wyjechać? Gdzie? Nic mi nie mówili.
- May... Dzisiaj po południu zmarł twój dziadek. Rodzice pojechali do Londynu. Po jutrze będzie pogrzeb.
- Co? Umarł? Przecież nawet go nie pamiętam. Byłam w Anglii jak miałam 4 lata.
Babcia mnie przytuliła. I pogładziła po włosach.
- Wiem skarbie.
- Tata musi być załamany.
Pokiwała głową.
- Pójdę już- powiedziałam i weszłam na schody- a co do szkoły...
- Powiedziałam panu dyrektorowi, że z tobą porozmawiam, ale dam ci spokój. Ja w twoim wieku też nie byłam święta- zaśmiała się- nic nie powiem rodzicom.
- Dziękuję babciu. Jesteś kochana.
Pobiegłam do pokoju i zadzwoniłam do Leny.
- Tato, mamo!- zawołam na tyle głośno, by było mnie słychać nawet na górze- gdzie jesteście?
Usłyszałam kroki na dębowych schodach i jeszcze raz powtórzyłam sobie ułożone wcześniej wyjaśnienia. Już miałam zacząć mówić gdy z salonu wyłoniła się babcia Ewa.
- Babciu!- wrzasnęłam i wpadłam w jej ramiona. Byłam prze szczęśliwa, że mogę przełożyć moją ,,pogadankę" z tatą na później.
- Cześć wnusiu-babcia zawsze miała taki ciepły ton głosu- też się cieszę. Tylko nie krzycz tak głośno, bo maluchy zasnęły. Pokaż mi się- złapała mnie za ramiona odsunęła od siebie i dokładnie obejrzała- ścięłaś włoski- włożyła rękę w moje bujne loki- i definitywnie schudłaś. Zaraz ci coś ugotuję.- kochana babunia. Zawsze jak mnie widzi to dziwnym trafem chudnę.
- Dziękuję babciu, ale jadłam w szkole. Nie jestem głodna.
- A przestań. Na pewno zgłodniałaś. Przyniosę ci obiadek do pokoju.
- Oki. Tylko nie nakładaj mi za dużo- uśmiechnęłam się- a i jeszcze jedno. Gdzie rodzice?
Babcia posmutniała.
- Musieli wyjechać.
- Wyjechać? Gdzie? Nic mi nie mówili.
- May... Dzisiaj po południu zmarł twój dziadek. Rodzice pojechali do Londynu. Po jutrze będzie pogrzeb.
- Co? Umarł? Przecież nawet go nie pamiętam. Byłam w Anglii jak miałam 4 lata.
Babcia mnie przytuliła. I pogładziła po włosach.
- Wiem skarbie.
- Tata musi być załamany.
Pokiwała głową.
- Pójdę już- powiedziałam i weszłam na schody- a co do szkoły...
- Powiedziałam panu dyrektorowi, że z tobą porozmawiam, ale dam ci spokój. Ja w twoim wieku też nie byłam święta- zaśmiała się- nic nie powiem rodzicom.
- Dziękuję babciu. Jesteś kochana.
Pobiegłam do pokoju i zadzwoniłam do Leny.
środa, 13 sierpnia 2014
Szkoła i inne sporty ekstremalne Rozdział 2
To co
najbardziej lubię w całym dniu w szkole tu długa przerwa na szóstej lekcji.
Godzina siedzenia na pięknym dziedzińcu...ale ja nie lubię bezczynnego
siedzenia. Zazwyczaj wtedy wymykamy się przez starą, zardzewiałą klapę ukrytą
za olbrzymim kontenerem na drugim końcu dziedzińca. Tak, wiem że nie powinniśmy
bo jak nam się coś stanie to będzie wina nauczycieli...bla bla bla. Przecież
robimy to prawie zawsze od dwóch lat. A co najlepsze jeszcze nikt nas na tym
nie przyłapał.
-
Pospieszcie się!- szepnął Gandalf, gdy właśnie dochodziliśmy do kontenera-Bo
ktoś nas zauważy.
- Gdzie?-
odpowiedział mu Rak- może jakiś nauczyciel wyskoczy teraz z kontenera?
Własnie
otwieraliśmy klapę, gdy przed nami stanął Mendryk- nauczyciel matematyki.
- Nie. Z
kontenera nie- warknął niskim ochrypłym głosem.
-
Uuuuu...- Gandalf odsunął się pod ścianę i schował ręce do kieszeni.
- My tylko...- zaczęła Lena
- Wszystko wyjaśnicie panu dyrektorowi- powiedział nauczyciel- zapraszam-wskazał ręką na wejście do szkoły.
Szliśmy z Rakiem na przodzie za nami Lena z Gandalfem, a na końcu Mendryk. Żadnemu z nas nie było do śmiechu, a na dodatek gdy przechodziliśmy przez dziedziniec wszyscy na nas buczeli. Spuściliśmy tylko głowy i weszliśmy do gabinetu dyrektora znajdującego się prawie na przeciw wejścia. Ustawiliśmy się w rządku pod ścianą czekając na wywody na temat tego co zrobiliśmy.
- Kto to wymyślił? -spytał dyrektor głosem tak zimnym, że przeszedł mnie dreszcz.
- Ale co?- Rak stał pod ścianą z założonymi rękami i rzucił mu niewinne, pytające spojrzenie.
- Wy już dobrze wiecie co. I my też.- powiedział- dwa dni przed majówką jeden z nauczycieli was zauważył. Ale nie chcieliśmy wam robić kłopotów na wolne. Ale teraz widzę, że źle zrobiliśmy bo wy znów próbowaliście się wymknąć. Więc pytam jeszcze raz. Kto to wymyślił?
Nikt nie odpowiedział. Nikt na nikogo nie kapował.
- Dobra zrobimy inaczej. Albo teraz ktoś się przyzna i tylko on zastanie ukarany, albo wszyscy zostaniecie ukarani.
Cisza.
- Jak chcecie-dyrektor postawił przed nami wiadra z wodą i mopy-przez dwa tygodnie począwszy od dzisiaj na wolnej lekcji będziecie sprzątać dziedziniec.
Sięgnęliśmy po mopy i już mieliśmy wyjść, gdy jeszcze Mendryk zatrzymał nas przy drzwiach.
- I jeszcze jedno- powiedział- wasi rodzice zostali już poinformowani.
Świetnie. Nie dość, że dyr wystawił nas na pośmiewisko całej szkole przez dwa tygodnie, to jeszcze czeka mnie ,,pouczająca" rozmowa w domu. Już miałam się rozpłakać, gdy Rak przyciągnął mnie do siebie zmierzwił mi włosy i szepnął na ucho:
- Nie martw się. Nie będzie tak źle. Mogli nam kazać czyścić toalety.
Uśmiechnęłam się. Mój kochany Rak zawsze wie jak mnie pocieszyć.
wtorek, 12 sierpnia 2014
Prolog + Rozdział 1
Nazywam May Anderson. Wiem,że trochę dziwnie i nie Polsko, ale to dlatego, że mój dziadkowie od strony taty pochodzą z Anglii, a dokładniej z Londynu. Tam też się urodził mój tata i jego dwie młodsze siostry- bliźniaczki (właśnie po jednej z nich mam imię). Za to moja mama jest Polką. Poznała tatę w Londynie, gdy wyjechała tam za sprawą stypendium. Była bardzo utalentowaną baletnicą. Spotkała tatę na jednym z występów. Od razu się w sobie zakochali i mimo bardzo młodego wieku dwa lata później wzięli ślub. Nie długo potem na kolejnym z występów mojej mamy ktoś przeciął liny trzymające dekoracje, które runęły na scenę łamiąc mojej mamie nogę w trzech miejscach. Mimo to, iż znaleźli sprawcę tego wszystkiego moja mama nie mogła już więcej tańczyć. Wyjechali z tatą do Polski do małego miasteczka pod Krakowem nie daleko od mojej babci. Tam też się urodziłam. Mam 15 lat i jestem najstarsza z mojego rodzeństwa. Są jeszcze rozkoszne 5 letnie bliźniaki Max i Amber (mająca imię również po siostrze mojego taty). Chodzę do najzwyklejszego w świecie gimnazjum w Krakowie, które bardzo lubię. Ale tylko za względu na moich przyjaciół. Tworzymy, jak dla mnie, najlepszą paczkę na świecie. Oto my: Lena, czyli śliczna, wysoka blondynka z zielonymi oczami i skórą tak jasną jak u wampirów, Seba (czyli Gandalf, bo potrafi narysować wszystko mega realistycznie) jest wysoki, strasznie chudy i ma dłuższe jasne włosy, Robert (czyli rak, bo jak się wkurzy jest strasznie czerwony) bardzo wysportowany szatyn i ja May mam brązowe strasznie kręcone włosy i ciemnoniebieskie duże oczy. Jestem szczupła, ale w przeciwieństwie do Leny, nie lubię tego pokazywać i najczęściej ,, ukrywam się " pod luźnymi bluzami z kapturem. Nie lubię się też malować. Czyli tak. Jestem trochę chłopczycą. Ale pasuje mi to. Jutro jest pierwszy dzień szkoły po majówce. Trzymajcie kciuki.
Stałyśmy właśnie z Leną przed naszymi szafkami na głównym korytarzu żeby wziąć rzeczy na lekcję plastyki, gdy z sali od przyrody wyszła Olka ze swoimi dwiema koleżankami Elą i Maron(nie wiem skąd jej wytrzasnęli takie imię). Olka jest w naszej szkole tą popularną. Czyli nadziany tatuś, chodzenie z najprzystojniejszymi chłopakami, tona makijażu i krytykowanie zwykłych ludzi, czyli takich jak ja i Lena. Jakby ona była nie zwykła? Jedyne co ją wyróżnia to mega pustka w głowie.
Stałyśmy właśnie z Leną przed naszymi szafkami na głównym korytarzu żeby wziąć rzeczy na lekcję plastyki, gdy z sali od przyrody wyszła Olka ze swoimi dwiema koleżankami Elą i Maron(nie wiem skąd jej wytrzasnęli takie imię). Olka jest w naszej szkole tą popularną. Czyli nadziany tatuś, chodzenie z najprzystojniejszymi chłopakami, tona makijażu i krytykowanie zwykłych ludzi, czyli takich jak ja i Lena. Jakby ona była nie zwykła? Jedyne co ją wyróżnia to mega pustka w głowie.
- No nie gadaj.Serio?-krzyknęła Maron tak głośnio, że mimo tego że miałam słuchawki myślała że mi bębenki popękają. Zaczęło się przedstawienie z Olką w roli głównej!
- Jasne! Bo kto by nie chciał przyjść na imprezę na jachcie mojego taty w tą niedzielę?!- odkrzyknęła jej równie głośno Olka.I w tym własnie momencie wokół niej zabrał się całkiem spory tłum jej wielbicieli, którzy wypytywali ją o szczegóły. Ale w tym własnie momencie nie wytrzymałam i pociągnęłam Lenę w stronę sali plastycznej.
Przy wejściu do klasy czekali już na nas Rak i Gandalf( dla którego te lekcję to mały pikuś).
- Ile można czekać?- zapytał Rak z udawanym oburzeniem.
- Sorry. Przeciśnięcie się przez tłumek ,,piesków" Olki trochę nam zajęło-odpowiedziała Lena i rzuciła mu porozumiewawczy u śmieszek.I wtedy zadzwonił dzwonek.
-To zaczynamy plastyczne tortury- mruknęłam i chowając słuchawki to plecaka weszłam do sali.
Zajęłyśmy z Leną sztalugi jak najdalej od biurka nauczyciela-pana Hin - nie tylko dla tego żeby sprawdził nas najpóźniej, ale też dlatego żeby ,,wzorować" się na pracach innych.
- To jest Mateusz- powiedział pan Hin wskazując na wysokiego zgrabnego szatyna z piwnymi oczami. Trzeba przyznać, że był przystojny- przyjechał do nas z Gdańska. Będzie chodził z wami do klasy. Zajmijcie miejsca. Dzisiaj będziemy mal...-zaczął ale nie skończył bo do klasy weszła Olka,Ela i Maron.
- Przepraszamy za spóźnienie- powiedziała Olka do nauczyciela tak udawanie słodkim głosem że zebrało mi się na wymioty.
- Zajmijcie miejsca- poprosił pan Hin- może w końcu zaczniemy.
O mnie
Hej wszystkim! Mam na imię Maja. Moim marzeniem jest zostać pisarką, dlatego postanowiłam pisać bloga z z kolejnymi rozdziałami mojej książki o problemach i życiu zwykłych nastolatków. Mam nadzieję, że będzie się wam podobać. Bardzo mi zależy na waszych opiniach i pytaniach do mnie w komentarzach. Rozdziały postaram się dodawać dość często, w zależności od możliwości. Zapraszam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)